WILDER ODPRAWIŁ ZASKAKUJĄCO GROŹNEGO MOLINĘ!

Redakcja, Informacja własna

2015-06-14

To miała być łatwa pierwsza obrona tytułu mistrza świata wagi ciężkiej według federacji WBC, tymczasem Deontay Wilder (34-0, 33 KO) musiał się nieźle napracować by pokonać Erica Molinę (23-3, 17 KO). Skazywany na pożarcie zawodnik był nawet o krok od sensacyjnego rozstrzygnięcia, ale na tronie utrzymał się Deontay.

Kibice zgromadzeni w hali Bartow Arena w Birmingham przywitali swojego krajana entuzjastycznie. Nic dziwnego, wszak sprowadził do Alabamy pierwszą w historii walkę o mistrzostwo świata. W pierwszym rzędzie oklaskiwał go sławny niegdyś koszykarz Charles Barkley czy jedyny w historii czterokrotny champion wszechwag, Evander Holyfield.

W pierwszych minutach "Brązowy Bombardier" spychał przeciwnika do odwrotu na długość lewego prostego. Nie podpalał się, bo pretendent kilka razy wystrzelił w powietrze jakąś chaotyczną ripostę. Bił na oślep, ale takie uderzenia też przecież mogą nokautować. Dlatego Deontay nacierał, ale z głową. W 68. sekundzie trzeciej rundy zapachniało sensacją! Molina wyczekał odpowiedni moment, na lewy prosty rywala odpowiedział lewym sierpowym i pod mistrzem ugięły się nogi. Challenger rzucił się na niego by dokończyć dzieła zniszczenia, lecz Wilder szybko doszedł do siebie. Podrażniona duma dała znać o sobie i jak najszybciej chciał zetrzeć tę plamę. W trzeciej odsłonie się jeszcze nie udało, za to w czwartej powalił w końcu przeciwnika na matę - również lewym sierpowym na szczękę. Problem w tym, że gdy sędzia doliczył do ośmiu, zabrzmiał gong na przerwę.

W piątym starciu było już prawie po wszystkim. Wilder atakował, ale często chybiał. W końcu trafił długim prawym krzyżowym. Zraniony pretendent obrócił się plecami, champion doskoczył, zasypał go swoimi bombami i posłał na deski. Po nokdaunie znów to samo i Molina był liczony po raz drugi na tym odcinku, a trzeci w ogóle. I znów z pomocą przyszedł dźwięk gongu. Po przerwie Deontay wywierał coraz większą presję, jednak mając w pamięci trzecią rundę, nie wchodził już tak w otwarte wymiany. Trwało polowanie. Eric bronił się panicznie, ale przetrwał szóstą rundę. Na początku siódmej ruszył nawet do przodu, lecz piekielnie mocny lewy sierpowy mistrza ostudził jego zapały. Było jeszcze kilka lewych prostych, bardzo mocny prawy krzyżowy, ale choć uderzenia te robiły wrażenie, to Molina wciąż stał. - On jest już cholernie zmęczony - mobilizowali challengera w narożniku trenerzy przed ósmą odsłoną. A on rósł w oczach. Na początku przyjął prawy sierp. Zamiast paść, uśmiechnął się i pokazał mistrzowi język. Co prawda dwie i pół minuty był w odwrocie, ale ostatnie pół zepchnął Wildera na liny i nawet trafił prawym podbródkowym.

DEONTAY WILDER: SERWIS SPECJALNY

Wilder pokazał jednak klasę w najważniejszym momencie. Molina ruszył dziewiątym starciu do przodu. "Brązowy Bombardier" dzięki ładnej pracy nóg unikał jego ciosów. Nagle - po minucie odwrotu, cofając się zrobił szybko krok w przód, huknął potwornym prawym krzyżowym na szczękę, po którym rywal padł jak długi. Arbiter nawet nie liczył i momentalnie ogłosił zakończenie walki!