WYGRAĆ Z LIGĄ MISTRZÓW

Łukasz Famulski, Informacja własna

2015-06-06

Nie jestem co prawda wielkim fanem piłki nożnej, a co najwyżej bardzo przeciętnym obserwatorem, bez większych sympatii personalnych czy klubowych, ale takie wydarzenie jak finał Ligi Mistrzów to zdecydowanie coś więcej niż mecz. To nieprzerwanie od wielu lat wielkie święto sportu. Ostatnie dwa lata pokazują jednak, że jeżeli chodzi o poziom emocji, to boks śmiało może konkurować nawet z tak potężnym wydarzeniem sportowym, jak wielki finał Champions League. Dwa lata temu w Polsce wszyscy kibice żyli pamiętnym finałem Bayern – Borussia z trzema Polakami w składzie Dortmundu, ale niemal godzinę po zakończeniu tego meczu, w londyńskiej O2 Arenie, naprzeciw siebie w rewanżowej walce o dwa mistrzowskie pasy stanęli Carl Froch i Mikkel Kessler, dając jedną z najlepszych walk w 2013 roku, a ja po tej walce następnego dnia zapomniałem, że tego samego dnia był finał Ligi Mistrzów. W ubiegłym roku pewnie wielu nie mogło odżałować tego, jak niewiele zabrakło Athletico Madryt, by sprawić sensację i pokonać Real Madryt, ale ostatecznie to "Królewscy" w dogrywce nie pozostawili złudzeń. Minęło kilka godzin i nad ranem w Kanadzie miała miejsce bardzo podobna historia, a kibice boksu w Polsce być może do dziś nie mogą odżałować tego, że Andrzej Fonfara nie wykończył zranionego Adonisa Stevensona w pamiętnej dziewiątej rundzie. Happy endu nie było, duma i owszem, podobnie jak w Athletico Madryt.

W tym roku pewnie ciężko będzie konkurować z piłką nożną, choć słowo "konkurować" nie do końca jest trafne, gdyż, porównując oglądalność, to nie ma tutaj mowy o konkurowaniu. Poza tym jedyną walką, która wybija się zdecydowanie ponad przeciętną, jest pojedynek Miguela Cotto z Danielem Geale'em na Brooklynie. Dla Portorykańczyka będzie to pierwsza obrona po zwycięstwie nad Sergio Martinezem i mam wrażenie, że będzie chciał tym pojedynkiem wysłać wiadomość Gołowkinowi, że też jest mocny. Daniel Geale, jak na byłego mistrza świata przystało, umie boksować i nie można patrzeć na niego tylko przez pryzmat walki ze wspomnianym już Kazachem. Wie, że to w tym momencie może być dla niego ostatnia szansa i na pewno postawi na początku spory opór, ale nie wydaje mi się, by był w stanie zrobić krzywdę Cotto. Niemniej walka może być ciekawsza niż się tego spodziewamy. To jednak w tym roku i tak może być za mało, by boks wygrał z Ligą Mistrzów.

Nie zapominam, że tego samego wieczoru w RPA boksuje Mateusz Masternak, ale akurat w tym przypadku mam nadzieję, że nie zafunduje nam niepotrzebnej dramaturgii i wygra pewnie z miejscowym Johnnym Mullerem. Wydaje mi się, że miejsce walki nie powinno mieć wielkiego znaczenia. Promotor Rodney Berman pokazywał już, organizując Mullerowi walkę w Monako z Ngumbu, że inwestuje w tego zawodnika, ale bez parasola ochronnego, dlatego gdy przegra z Masternakiem, pewnie nikt poza najbliższym otoczeniem Mullera nie będzie przesadnie zawiedziony. Dla Masternaka to jedna z trudniejszych walk z tego powodu, że zwycięstwo nie daje zbyt wiele, a ewentualna porażka komplikuje dużo bardziej wiele spraw niż jego dwie poprzednie. Jestem jednak o niego spokojny i mam nadzieję, że się nie mylę. Swoją drogą, już sobie wyobrażam trenera Georga Bramowskiego, mówiącego głośno twardym akcentem: "Mateusz, ręce prosto, koncentracja..."