CO SŁYCHAĆ U ISRAELA VAZQUEZA?

Wojciech Czuba, Boxing.com

2015-06-04

Swoją ostatnią walkę Israel Vazquez (44-5, 32 KO) stoczył w 2010 roku i od tamtej pory przebywa na sportowej emeryturze. Jego odejście od czynnego uprawiania sportu, który wzniósł go na wyżyny i pozwolił spełnić marzenia, był cichy i praktycznie niezauważalny. Ten wspaniały meksykański wojownik, który w czasie swojej kariery dzierżył pasy IBF i WBC dywizji super koguciej zostanie przez kibiców zapamiętany jako niesamowity ringowy twardziel i walczak. 38-latek nazywany "Magnifico" (Wspaniały) uczestniczył w wielu straszliwie brutalnych i elektryzujących pięściarskich thrillerach, z których najsłynniejszymi stały się cztery emocjonujące wojny z Rafaelem Marquezem (41-9, 37 KO). Zobaczmy, co słychać dzisiaj u tego gwarantującego niegdyś niezapomniane emocje mistrza, jaki ze straszliwego bombardiera zamienił się w spokojnego trenera i filantropa.

- Kiedy zdecydowałeś się, aby otworzyć swoją własną salę treningową w Southgate?
Israel Vazquez
: Tak uczciwie mówiąc, to na początku było tylko moim hobby. Chciałem udowodnić sobie, że wciąż kocham boks i treningi. Miasto Southgate jest blisko mojego domu, a chciałem być blisko rodziny i wspomóc lokalną społeczność.

- Kiedy odkryłeś, że to nie tylko miejsce do trenowania, ale także miejsce dające ci dobrą pracę?
IV
: Na początku dałem sobie rok, żeby zobaczyć jak to się będzie kręciło. Dzięki Bogu bardzo szybko masa dzieciaków i młodzieży zaczęła do mnie przychodzić na treningi i postanowiłem, że zrobię wszystko, aby dalej ich trenować i motywować. Na przykład ostatnio swój zawodowy debiut miał mój zawodnik Diego "Margarito" Padilla i wygrał, ale kiedy przyszedł do mnie kilka lat temu był w gangu i obracał się w złym towarzystwie. Gdy zaczął u mnie trenować, to nie mógł przestać i dzięki temu jego marzenia powoli zaczynają się spełniać. Jest tak zmotywowany, że jedyny dzień przerwy bez treningu, był dniem, kiedy miał swoją debiutancką walkę. To się nazywa poświęcenie.

- Jak powstała twoja fundacja Junior Charities?
IV
: Kiedyś zadzwonił do mnie przyjaciel, który powiedział mi o poważnie chorym małym chłopcu Angelu Santosie. Marzył żeby poznać Oscara De La Hoyę. Wykonałem telefon, udało się i tak to się zaczęło. Wkrótce zorganizowaliśmy naszą pierwszą aukcję charytatywną, na której zbieraliśmy pieniądze dla Angela Santosa. Niestety tego dzielnego chłopca nie ma już między nami.

- Czy uważasz, że bycie byłym mistrzem świata pomaga prowadzić takie przedsięwzięcia?
IV
: Tak, zdecydowanie. Dzięki temu mamy większą rozpoznawalność i skupiamy większą uwagę ludzi, to są plusy bycia publiczną osobą.  

- Dlaczego to jest dla ciebie takie ważne?
IV
: Lubię robić coś dobrego dla swoich fanów i pomagać potrzebującym. Sądzę, że moja postawa daje ludziom dobry przykład i sprawia, że więcej osób pomaga takim fundacjom.

- Ludzie uważają, że pięściarze są agresywni i nieobliczalni. Czy to prawda?
IV
: Tak, to prawda, ale tylko w ringu. Poza ringiem jesteśmy normalnymi ludźmi, takimi jak każdy. Na przykład moje życie jest bardzo spokojne i jednostajne, a boks to tylko moja praca i moja pasja.

- Co w przeszłości sprawiło, że stałeś się filantropem i niesiesz pomoc innym?
IV
: Na mnie osobiście wielki wpływ mieli rodzice. Nie byli może ludźmi po studiach, ale wychowali mnie na porządnego człowieka. Zadbali o to, abym był kulturalny i miał do wszystkich szacunek, zawsze powtarzali mi, żebym każdego dnia starał się zrobić chociaż jedną dobrą rzecz. Zawsze to będę pamiętał i do dzisiaj staram się tak postępować.

- Kto cię inspiruje ?
IV
: Moi rodzice.

- Najwspanialszy moment w twojej karierze?
IV
: Gdy zostałem mistrzem świata.

- Czy patrząc wstecz zrobiłbyś coś inaczej?
IV
: Nic a nic, ponieważ gdybym zmienił jedną rzecz, wszystko inne by się pozmieniało. A tak mogę się cieszyć z udanej kariery i wspaniałej rodziny, czyli moich kochanych dzieci Israela, Anthony'ego i Zoe oraz pięknej żony Laury.

- Historia, którą chciałbyś się z nami podzielić?
IV
: Wydaje mi się, że to niesamowite, gdy opowiem swoim dzieciom, a później to samo opowiem moim wnukom, o tym jak sparowałem z takimi legendami jak Manny Pacquiao, Johnny Tapia, Chicanito Hernandez i wieloma innymi wspaniałymi pięściarzami. Z pewnością mi nie uwierzą, ale chwileczkę, mam na to dowody w postaci zdjęć (śmiech)!

- Czy chciałbyś komuś podziękować?
IV
: Bogu.

- Jak chciałbyś żeby cię zapamiętano?
IV
: Chciałbym żeby zapamiętano mnie jako wojownika wojownika, który w ringu dawał z siebie wszystko, po to żeby fani otrzymali niezapomniane widowisko.