MAŁE PIĘŚCI: ZABÓJSTWO LIRYCZNE

Jakub Biłuński, Opracowanie własne

2015-05-23

Poznajcie jednego najciekawszych MC naszych czasów - Sentino Brigante. Tacy muzycy jak on mają wiele wspólnego z topowymi bokserami. Rywalizują o chwałę i pieniądze z prawdziwą pasją.

ZABÓJSTWO LIRYCZNE

''To dla wszystkich żołnierzy co zmarli
goniąc za marzeniem i odeszli za wcześnie''

 

      

       Polski hip-hop doczekał się swojego Mayweathera, bajecznie utalentowanego rapera wzbudzającego powszechne kontrowersje. Sebastian Enrique Alvarez - a.k.a. Sentino - nokautuje przeciwników charyzmą, techniką i wyobraźnią, wnosząc do ringu dopracowany luksus #Patek Philippe. Nota bene założycielem tej marki był Polak. Nakładając na rękę zegarek wartości fury, pomyślcie o Antonim Patku herbu Prawdzic, polskim zegarmistrzu urodzonym na początku XIX wieku w Piaskach Szlacheckich.
       A jeśli mowa o szlachetnym pochodzeniu, to trzeba przypomnieć, że kiedy Sentino nagrywał pierwsze kawałki po polsku, nazywał siebie ''Duc de Pologne''. Wcześniej jego językiem był niemiecki. Sebastian został obwołany cudownym dzieckiem berlińskiego rapu. Mieszkający w Niemczech syn Polki i Chilijczyka jako nastolatek podpisał kontrakt ze sławnym Def Jamem. Późniejsza kariera Sentino nie potoczyła się jednak tak kolorowo. Mimo współpracy z wieloma znanymi nazwiskami (m.in. z Bushido i Flerem, dla których pisał teksty), ogromny potencjał nie został należycie wykorzystany przez wytwórnie i media. Niemieckie perypetie Sebastiana są tematem na osobną rozprawę, dość powiedzieć, że kilka lat temu przybył do Warszawy z jedną walizką i bez pieniędzy. Musiał startować niemal od zera.

       Gdzie jest teraz Sentino? Na poziomie nieosiągalnym dla reszty polskich raperów. Właśnie wydał ''Zabójstwo liryczne 2.0'', oficjalny street album. Większością bitów zajął się sam, część jest autorstwa zagranicznych producentów. Wszystkie trzymają poziom, mieszając pełnokrwiste trapowe bangery z wysmakowaną elektroniką w stylu lat osiemdziesiątych. Syntezatory brzmią tutaj czasem jak u Giorgio Morodera w soundtracku do ''Scarface’a''.
      O sile albumu stanowią jednak głównie liryka i sposób jej podania. Nonszalancja i zamiłowanie do konkretu idą w parze z barokowym bogactwem. Sentino rymuje o brudnych aspektach ulicznego życia, pieniądzach i dziwkach, unikając taniego moralizatorstwa. Przeplata hustlerskie bragga refleksyjnymi opowieściami. Jest wulgarny i morderczo pewny siebie. W każdym numerze prezentuje inne patenty na flow, bawi się muzyką niczym Mozart. Maluje nastroje barwą głosu i melodyjnym śpiewem w naszpikowanych hookami refrenach. To gówno jest gorące jak nic innego na tej scenie.

Dojrzały Sentino (źródło: Instagram)