MASTERNAK O MAYWEATHER-PACQUIAO

Redakcja, Informacja własna

2015-05-07

"Po walce stulecia emocje powoli opadają... opadają też ręce." - rozpoczyna Mateusz Masternak (35-2, 25 KO), który tym samym odniósł się do sobotniej konfrontacji Floyda Mayweathera Jr (48-0, 26 KO) z Mannym Pacquiao (57-6-2, 38 KO).

"W niedzielny poranek chwilowo przestałem być zawodowym pięściarzem, byłem tylko fanem boksu, pragnącym wielkiego widowiska. Wszystkie gwiazdy na niebie wskazywały na to, że takim owo będzie. Jednak do historii nie przechodzą pobite rekordy sprzedaży biletów czy też wynagrodzenia zawodników, tylko to, co dzieje się w ringu. Czy ktoś pamięta, ile za pojedynek dostali Ali i Frazier czy też Hearns z Haglerem? Nie. Pamiętamy ładunek emocjonalny walki, przekroczenie granic wytrzymałości, determinację i siłę woli. Takie widowiska doprowadzały kibiców do łez. Człowiek, otrzymywał nieraz więcej wrażeń, niż był w stanie przyjąć.

W przypadku sobotniego pojedynku, według mnie, to nie Manny Pacquiao dał z siebie za mało, lecz Floyd nie pozwolił mu zrobić nic więcej. Walka prowadzona była na wysokim technicznym poziomie, zawodnicy darzyli siebie dużym szacunkiem, żaden nie odważył się podjąć ryzyka. I o ile jestem w stanie zrozumieć Pacquiao, który czasy świetności ma już za sobą i kilka walk przegranych przez nokaut, to zachowawczy styl Maywathera jest dla mnie niezrozumiały. Amerykanina znamy już z defensywnego sposobu boksowania, jednak chcąc zapisać się w historii boksu jako ten najlepszy, powinien i musiał dać z siebie więcej.

Oglądając sobotni pojedynek w roli kibica zrozumiałem, że ja sam, boksując, muszę nie tylko pokazywać kunszt szermierki bokserskiej, ale również dawać i przekazywać emocje, bo tego ode mnie oczekują."