MAŁE PIĘŚCI: DEKONSTRUKCJA WALKI (cz. 3)

Jakub Biłuński, Opracowanie własne

2015-05-02

Przed Wami trzecia część małej tetralogii poświęconej walce stulecia. Wczoraj skupiłem się na aspektach pozasportowych, które mogą zainteresować szerszą publiczność. Dzisiaj przychodzi czas na analizę stricte techniczną, przeznaczoną wyłącznie dla miłośników boksu. Dajcie z siebie wszystko podczas lektury i merytorycznej dyskusji w sekcji komentarzy. Taka walka zdarza się tylko raz w życiu.

ANALIZA TECHNICZNA

           Kiedy do ringu wejdą dwaj najlepsi bokserzy naszego wieku, decydującą rolę odegrają aspekty techniczne. Floyda Mayweathera Juniora i Manny’ego Pacquiao nie da się złamać mentalnie ani fizycznie. Obaj godnie się zestarzeli, z pewnością nie można mówić o degradacji. Zobaczymy wirtuozerską szermierkę na pięści, brutalną poezję. Ten pojedynek daje miłośnikom technicznego boksu ogromną satysfakcję. Będzie rozkładany na czynniki pierwsze przez nasze dzieci i wnuki. Mam nadzieję, że uda mi się dorzucić wartościową cegiełkę do rozmów o walce stulecia.
       Zacznijmy od konfrontacji kontrastujących stylów, która powinna dzisiaj działać na korzyść spektaklu. Mayweather jest ideałem boksera w najbardziej wyrafinowanym znaczeniu tego słowa. Nikt nie rozszyfrował jego kodu, nie zburzył doskonałej harmonii ciała i umysłu. Styl dojrzałego Floyda opiera się na defensywie, pojedynczych uderzeniach, precyzyjnych kontratakach i wyczuciu dystansu. Old-schoolowe manewry wzbogacone kontrolowaną improwizacją nadają mu ponadczasowy charakter. Pacquiao walczy natomiast jak nawiedzony, redaktor Bokser.org Leszek Dudek nazwał go ''filipińskim bogiem wojny''. Błyskawiczne ataki ''Pacmana'' przypominają fale tajfunu, zmiatają przeciwników z powierzchni ringu. Stylistycznie Manny sytuuje się gdzieś pomiędzy bokserem-puncherem a swarmerem. Ta niejednoznaczność może sprawić Mayweatherowi problemy, podobnie jak fakt, że Pacquiao boksuje z odwrotnej pozycji.
       ''Money'' zmierzył się już kiedyś z szybkim i mocno bijącym mańkutem światowej klasy. Był nim Zab Judah, który w pierwszych czterech rundach radził sobie bardzo dobrze. Później jednak uległ naporowi uderzeń na tułów i efektywnej presji. Ta walka nauczyła Floyda, by nie oddawać mańkutom rund. Boksuje z nimi stosunkowo agresywnie, raczej wyprzedza niż kontruje. Lubi celować w korpus bezpośrednim prawym prostym i unika używania swojej najsłynniejszej pozycji defensywnej, tzw. skorupy filadelfijskiej, zastępując ją wysoką gardą. Nie rezygnuje oczywiście z lewego sierpowego i prawego prostego w głowę, które znakomicie sprawdzają się przeciwko ''szmajom''. Ale Pacquiao wnosi do ringu coś, czego nie miał żaden z leworęcznych rywali Mayweathera: umiejętność tworzenia nietypowych kątów ataku, ponaddźwiękową pracę nóg. Jeżeli Floyd będzie zbyt pewny siebie, zapłaci za to wysoką cenę. Musi znaleźć złoty środek, dozować przemoc ostrożnie, a zarazem systematycznie. Pomoże mu w tym wykorzystanie przewagi wzrostu i zasięgu ramion.
       Ważenie dobitnie pokazało, że Floyd jest zdecydowanie większym zawodnikiem. Manny masakrował wprawdzie tak wysokich bokserów, jak Oscar De La Hoya, Antonio Margarito czy Chris Algieri, lecz Mayweather to zupełnie inny poziom dystansowej kontroli. Ten element będzie widoczny, jeśli Freddie Roach nie przygotuje odpowiedniego planu taktycznego. ''Pacman'' nie umie wywierać fizycznej presji w stylu Marcosa Maidany. Atakuje z zasadzki i znika z pola widzenia, zanim rywal zdoła zareagować. Można powiedzieć, że preferuje subtelniejszą presję, dlatego nie warto jej porzucać. Powinien zaprezentować swój tradycyjny boks w pełnej krasie, uderzając ze zmiennym rytmem. Tylko w ten sposób uda się wytrącić Floyda z równowagi. Frontalne natarcie byłoby śmiertelnym błędem. Bezładni agresorzy wpadają w lepkie ręce, technikę z powodzeniem stosowaną przez Mayweathera w ostatnich latach, bliską chińskim sztukom walki. Stosując ów manewr, Floyd nie wraca po kontrataku do gardy, ale ''przykleja'' swoją rękawicę lub przedramię do głowy przeciwnika, zamieniając nawet niecelne ciosy w niebezpieczne akcje ofensywne.
       Przejdźmy teraz do argumentu historycznego, który wydaje się polskim kibicom naciągany, ale w Stanach Zjednoczonych traktowany jest bardzo poważnie, zwłaszcza podczas typowania wielkich walk. Argument historyczny to nic innego, jak prawidła śledzone na przestrzeni stuleci bokserskich dziejów. Jedno z nich wydaje się pasować do dzisiejszego pojedynku. W większości starć geniuszy defensywy z bogami wojny zwyciężają ci pierwsi, świadcząc o kolejnej przewadze Mayweathera nad Pacquiao. Wypada tutaj wymienić kilka przykładów powyższego prawa, takich jak James Corbett vs John Sullivan, Joe Gans vs Battling Nelson, Gene Tunney vs Jack Dempsey, Cassius Clay vs Sonny Liston, Sugar Ray Leonard vs Roberto Duran, Larry Holmes vs Gerry Cooney czy Pernell Whitaker vs Julio Cesar Chavez.
       Przy całym szacunku, jaki budzi perfekcja pięściarza z Grand Rapids, nie należy zapominać o złożoności stylu Filipińczyka. Po latach pracy z Freddiem Roachem, Manny stał się niezwykle wszechstronnym zawodnikiem. Uczynił duże postępy w obronie, poprawił prawy sierpowy i lewy podbródkowy, które służą mu teraz do otwierania gardy przeciwnika. Wciąż jednak najważniejszym elementem jego boksu pozostaje ofensywna różnorodność i nieprzewidywalność. Czaruje seriami zwodów, by eksplodować kombinacją w najmniej spodziewanym momencie. Gra z rywalami w ekspresowe szachy, atakując skrzydłami niczym Garri Kasparow. Dzisiaj zmierzy się z bokserskim komputerem Deep Blue, najtrudniejszym wyzwaniem w karierze. Mayweather od początku narzuci własne warunki, zajmie stabilną pozycję i skarci Manny’ego za każdy nieostrożny atak. Walka będzie wyrównana, lecz ''Money'' dokona potrzebnych optymalizacji. Popełni mniej błędów i zwycięży, wznosząc kolejny pomnik ku czci ''sweet science''.

CZĘŚĆ PIERWSZA - ''NA MIŁOŚĆ BOSKĄ'' >>>

CZĘŚĆ DRUGA - ''NOWY NIEWOLNIK'' I ''JEZUS FILIPIN'' >>>