TRZYNASTA ROCZNICA WALKI MAYWEATHER vs CASTILLO

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2015-04-20

Dokładnie 20 kwietnia 2002 roku na ringu w MGM Grand w Las Vegas naprzeciw siebie stanęli Floyd Mayweather Jr (47-0, 26 KO) oraz Jose Luis Castillo (66-13-1, 57 KO). Po dwunastu zaciętych rundach jednogłośnym zwycięzcą został czarnoskóry król P4P, ale do dzisiaj wielu ekspertów, dziennikarzy i kibiców uważa, że meksykański wojownik został wówczas okradziony. Jedno jest pewne, dla Manny’ego Pacquiao (57-5-2, 38 KO) jest to pozycja obowiązkowa i doskonały przykład, jak sprawić, aby człowiek nazywający siebie "The Best Ever" nie mógł już dłużej używać tego określenia.

Mayweather stając wówczas naprzeciw Castillo w swoim ulubionym MGM Grand miał 25 lat i 27 zwycięstw na koncie. Był to jego pierwszy występ w kategorii lekkiej, bowiem wcześniej zasiadał na tronie dywizji super piórkowej. Jego starszy o trzy lata rywal nie bez przyczyny nosił przydomek "El Terrible", a czempionem WBC wagi lekkiej został dwa lata wcześniej pokonując Stevie Johnstona (42-6-1, 18 KO). Dla Castillo starcie z "Pretty Boyem" było czwartą obroną powyższego trofeum.

To co wydarzyło się tamtej nocy między linami ringu w Las Vegas stanowi do dzisiaj żarliwy powód do sporów pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami Floyda. Czy Castillo został wówczas obrabowany przez sędziów? Bez wątpienia Meksykanin stał się na długie lata jedynym, który poważnie zagroził porośniętemu już kurzem zeru w rekordzie utalentowanego Amerykanina.

Mistrz świata pięciu kategorii wagowych z Grand Rapids z pewnością wygrał początkowe rundy tej bitwy sprzed trzynastu lat. "El Terrible" znany z tego, że rozkręcał się powoli, po niezbyt obiecującym starcie wraz z upływem czasu coraz wyraźniej i częściej dobierał się do skóry pretendentowi. Jose umiejętnie skracał ring, był cierpliwy, nie dał się sfrustrować pewnemu siebie Floydowi i nie robiły na nim większego wrażenia zarówno jego doskonałe uniki głową, jak i umiejętności obronne. Meksykanin świetnie wykorzystał swoją siłę fizyczną w zwarciach, dzięki czemu spowolnił, zmęczył i nie pozwalał rozwinąć skrzydeł przeciwnikowi. Taka taktyka wystarczyłaby zapewne wielu sędziom, aby wypunktować końcowe zwycięstwo obrońcy tytułu, jednak trzej panowie zasiadający tej nocy przy ringu MGM Grand uważali inaczej.

Oficjalnie rekord Floyda pozostał nadal niesplamiony, a dodatkowo wywalczył mistrzostwo świata w drugiej kategorii. Oczywiście Castillo uważał inaczej, a z pomocą przybył mu między innymi Harold Lederman z telewizji HBO, który wypunktował ten pojedynek 115-113 dla Meksykanina. Według innego cenionego dziennikarza stacji ESPN Dana Rafaela obydwaj zasłużyli na remis 114-114.

Niedługo po tej walce krytykowany przez wielu Floyd poddał się operacji lewego barku. To właśnie winą za tę kontuzję, z którą walczył z Castillo, tłumaczył fanom swoją słabszą postawę. W związku z takim a nie innym wynikiem dosyć szybko, bo już w grudniu, doprowadzono do rewanżu obu panów. Tym razem w kasynie Mandalay Bay Floyd wygrał już o wiele wyraźniej, ale co ciekawe, mimo iż decyzja sędziów była znowu jednogłośna, to jednak już nie tak wysoka jak za pierwszym razem (116-113 i dwa razy 115-113).

Czy mający jednak inny od Castillo styl walki Pacquiao może się na nim wzorować i wykorzystać jego sztuczki z pierwszej walki z Floydem? Myślę, że tak, chociaż pamiętajmy, że styl robi walkę i Floyd także doskonale zdaje sobie sprawę, jakich błędów musi się już wystrzegać. Ciekawe czy wykorzystując swoją niemałą siłę, szybkość i kondycję "Pac Man" zdoła 2 maja pójść o krok dalej od "El Terrible" i pokazać światu, że Mayweather to tylko człowiek z krwi i kości. Odpowiedź poznamy już niedługo.