CZYTELNICY PISZĄ - NA TROPIE DAWNYCH WSPOMNIEŃ

Mateusz Krzysztoń, Opinia czytelnika

2015-04-19

Nasze serca dziś nazywają się Fonfara
I biją w rytm Andrzejka ciosów
I dobrze, że walka nie potrwała do końca
Bo by brakło do wyrwania włosów

Trzy razy w życiu płakałem przez sport. Raz – wiadomo – walka Andrew z Lewisem. Drugi raz, gdy Wisła odpadła z Lazio. I choć nie jestem kibicem żadnej drużyny piłkarskiej, było mi żal Polaków. Trzeci raz płakałem dzisiaj – z radości. Zostawiłem sobie jeszcze trochę łez na dzień, w którym Andrzej zdobędzie mistrzostwo świata.

Nie ma złudzeń – Fonfara wskrzesił w Polakach najpiękniejsze wspomnienia z lat dziewięćdziesiątych, gdy jego imiennik "bił się za Polskę". Tak samo jak wtedy, dzwonił dziś budzik, na co dzień przeklinany, dziś błogosławiony, że trafił w dobrą godzinę. Tak samo smakowały szybkie łyki czarnej kawy. Jedynie bohater nieco się zmienił, bo o ile starszy Andrew bardzo wolno się rozkręcał, to Fonfara zrobił tak, jak obiecał – przystąpił od razu do przemyślanej ofensywy, by nie pozostawić sędziom marginesu interpretacyjnego.

"Polski Książę" rozegrał walkę jak król. Dominował w pierwszych trzech rundach i – jak sam przyznał – już po pierwszej wiedział, że zwycięży. Ile w tym kokieterii, pewnie nigdy się nie dowiemy, dość powiedzieć, że mniej więcej w połowie walki zdaliśmy sobie sprawę, że tylko świetne ciosy Juniora. na wątrobę mogą odmienić losy walki. Nie odmieniły. Przytomna decyzja narożnika Chaveza uchroniła meksykańskiego idola od ciężkiego nokautu.

Była to, moim zdaniem, najlepsza walka Andrzeja w życiu. Złośliwi powiedzą: "Styl robi walkę – to Chavez pozwalał na tak wiele, ze Stevensonem nie będzie potrójnych lewych prostych i kombinacji godnych starego Adamka". Być może. Pragnę jednak przypomnieć, że większa część kibiców wieściła dominację Meksykanina nad Polakiem i pewną wygraną na punkty. Dziś Fonfara, który według ekspertów powinien był wykorzystywać zasięg i walczyć na dystans, bez problemu przyjął styl świetnego w półdystansie Meksykanina i, co ciekawe, trafiał częściej. Większość ciosów dochodziła celu, nie było zbędnego marnowania energii. Fonfara perfekcyjny? Tak, na tle Chaveza na pewno tak.

Co dalej? Biorąc poprawkę na hurraoptymizm rodaków, Andrzej  mimo wszystko powinien cieszyć się chwilą i trzymać z daleka od Kowaliowa. Na razie. Rewanż ze Stevensonem, biorąc pod uwagę fiasko negocjacji do walki dwóch mistrzów, wydaje się być prawdopodobną opcją. A może rewanż z Chavezem, o którym mówił po walce Meksykanin? Wszak pecunia non olet, a należy pamiętać, że w razie ewentualnego rewanżu to Andrzej będzie dyktował warunki finansowe. Sportowe, moim zdaniem, zresztą też.

Najważniejsza jest zawsze radość kibiców. I wspomnienia, które powróciły. Ulice Carson są pełne mieszaniny polskich łez radości i polskiego piwa, którego nigdy dla nas za wiele. "Chwilo, trwaj" – powiedziałby Faust. Do następnego boju "Polskiego Księcia".