MAŁE PIĘŚCI: NOWE WOJNY SUKCESYJNE (cz. 1)

Jakub Biłuński, Opracowanie własne

2015-03-22

Majowe starcie Floyda Mayweathera z Mannym Pacquiao będzie ostatnią wieczerzą. Dwaj liderzy rankingów P4P wkrótce zakończą swój bokserski żywot. Nastaną wojny sukcesyjne, które cyklicznie wyłaniają nowych władców. Ten niespokojny okres zbiega się z reformą Ala Haymona, powrotem pięściarstwa do ogólnodostępnych stacji. Przyszli władcy staną się ikonami globalnej wioski.

ZEMSTA CZARNEGO CHULIGANA

       Każdy z nas spotkał kiedyś Władimira Kliczkę. Przystojnego prymusa, który zawsze prowadził szkolne akademie, zdobywał sportowe laury i podlizywał się dyrekcji. Nigdy nie mówił niczego ciekawego, tylko lał ten swój lukier. Wypisz, wymaluj Władimir, pieprzony nudziarz o fałszywym uśmiechu. Rządzi wagą ciężką od prawie dekady, ale nie da się go pokochać. Wzbudza raczej niechętny respekt. Razem z bratem stworzył w Niemczech bokserskie imperium, sterylne i kiczowate jak bawarski zamek Neuschwanstein. Dopiero gdy Władek znowu wybierze się za Ocean, przyjdzie czas burzy i naporu.
       Każdy z nas spotkał kiedyś Deontaya Wildera. Czarnego chuligana, który zawsze siadał w ostatniej ławce i nie dawał sobie w kaszę dmuchać. Chodził własnymi drogami, bił się z kim popadnie, wylatywał z kolejnych szkół. Było w tym dużo uroku, agresywnego protestu przeciwko rasistowskiej Alabamie. Czarny chuligan balansował na granicy wykolejenia, dopóki nie urodziła mu się córka. Niedługo potem odnalazł boks i zaczął nokautować za pieniądze. Ciężko nokautować. Kiedy zmierzy się z Władkiem, dokona prywatnej zemsty na wszystkich prymusach świata. 

                Dlaczego stawiam na Wildera? Bo jest najlepszym atletą wagi ciężkiej w XXI wieku, ma psychikę wojownika i robi stałe postępy. Wilder przypomina mi Jona Jonesa, mistrza UFC wagi półciężkiej. Kapitalne warunki fizyczne, charyzma, nieprzewidywalny styl. Zdolność ryzykownej improwizacji, a jednocześnie konsekwencja taktyczna. Nawet gdyby ''Bronze Bomber'' nie rozwijał się boksersko, wciąż miałby realne szanse na pokonanie Kliczki. Amerykanin uderza błyskawicznie, z potworną siłą, wkładając w ciosy całe ciało. Równie groźnym puncherem był David Haye, ale w pojedynku z Władkiem nie potrafił zniwelować jego przewagi wzrostu i zasięgu ramion. Kliczko nie zdoła natomiast amortyzować ciosów Wildera, musi być jeszcze ostrożniejszy niż zwykle. W przeciwnym razie przyjmie ''na sztywno'' jakąś bombę i wyleci w powietrze. Utrzymanie bezpiecznego tempa w dystansie będzie dla Ukraińca kluczowe. Nasuwa się ważne pytanie: kto wygra wojnę jabów? Walka z Pulewem pokazała, że lewy prosty Władimira może zostać wybity z rytmu. Trzeba również zrozumieć, że wbrew obiegowym opiniom Wilder swobodnie operuje przednią ręką. Obniża chwilami pozycję i atakuje z doskoku: oślepiający jab jest wtedy poparty nokautującym krosem. Mimo wyśmienitej pracy nóg, Kliczko zbyt często cofa się w linii prostej. Z Wilderem taki numer nie przejdzie. Czarny chuligan przejmie inicjatywę, prymus zostanie zepchnięty do defensywy. Pozornie lepiej wyszkolony technicznie, do perfekcji opanował jedynie dwie akcje  -  podstawową kombinację ciosów prostych i bezpośredni lewy sierpowy. Są to ataki niesamowicie precyzyjne, lecz w konfrontacji z bardziej kreatywnym i szybszym olbrzymem okażą się w końcu nieskuteczne. Władek zacznie szukać ratunku w klinczach, nadziewając się na podbródkowe. Wiele zależy tutaj od sędziego: jeżeli ukarze faulującego Kliczkę odjęciem punktu, ułatwi Wilderowi egzekucję. Tak czy inaczej, zobaczymy pięściarską edycję Street Fightera - tryumf ulicznego Dhalsima nad imperialnym Bisonem.