ANDRZEJ GMITRUK: DOBRZE, ŻE NIE PODPISAŁEM TEGO KONTRAKTU

Redakcja, Informacja własna/Puncher

2015-03-03

Już kilka dni temu Andrzej Gmitruk na łamach BOKSER.ORG zapowiedział, iż nie będzie współpromował Macieja Sulęckiego (19-0, 4 KO), a jedynie pozostanie jego trenerem. Choć też na trochę innych zasadach. Wczoraj na łamach magazynu Puncher powrócił do tej sprawy.

Najlepszy polski trener ostatnich lat zdementował kilka spraw i przedstawił swój punkt widzenia.

- Po pierwsze, nie miałem dostawać 33% wynagrodzenia, a 10%. Przy podziale na trzech promotorów, czyli mnie, Leona Margulesa oraz Andrzeja Wasilewskiego. Po drugie, opłaty. Odbyliśmy wcześniej kilka rozmów, kontrakt miał być przysłany, a tak naprawdę o kontrakcie promocyjnym dowiedziałem się wchodząc po schodach do waszego programu, gdy zadzwonił do mnie Andrzej Wasilewski. Wtedy usłyszałem, że kontrakt już został podpisany. Mnie nawet nie poproszono na podpisanie tej umowy, co uważam było dużym nietaktem po siedmiu latach współpracy z zawodnikiem - rozpoczął Gmitruk, przy czym należy dodać, iż w rzeczywistości to nie siedem, a pięć lat wspólnej pracy ze "Striczem". Ale nie czepiajmy się szczegółów...

- W studiu programu od samego Maćka dowiedziałem się, że kontrakt został podpisany, ale przecież ja nic nie podpisywałem. Dlaczego? Bo go po prostu nie widziałem. Później poprosiłem Andrzeja Wasilewskiego, by mi tę umowę przesłał, a ja ją podałem dalej do poważnej kancelarii, która tłumaczy pisma prawnicze. I całe szczęście, że nie podpisałem tego kontraktu. To jest kontrakt między zawodnikiem, a promotorami. To, czy zawodnik to podpisze, to sprawa jego samego, natomiast nie ma tam żadnego zapisu dotyczącego relacji między współpromotorami, czyli kto za co odpowiada, ile startów, kto za co płaci i jakie są warunki. I jeszcze żeby było śmieszniej, był taki zapis, że wszystkie wcześniejsze ustalenia ustne nie mają znaczenia. Wydaje mi się, że na tak wysokim poziomie powinna być oddzielna umowa pomiędzy trzema podmiotami, w której jasno się określa, jakie obowiązki ma każdy z nas. Usłyszałem opinie, że w związku ze zwolnieniem mnie z pewnych kosztów, ja mam trenować Maćka. A ja pytam, dlaczego mam go trenować za darmo? Nie chcę współpromocji. I po tym czasie chyba wypadałoby usiąść z trenerem i powiedzieć "Andrzej, po tych latach mamy dla ciebie takie i takie propozycje". A wiecie ile zarobiłbym za te 10% za pierwsze trzy walki Maćka? Warunki kontraktu to 15 tysięcy dolarów, a od razu 40% odchodzi. Do tego dochodzą inne koszta, czyli zarobiłbym około dwa i pół tysiąca złotych po trzech miesiącach pracy. Tyle to ja czasem wydaję na benzynę w miesiącu - kontynuował Gmitruk. Zapytany wprost o współpracę z Sulęckim na linii trener-zawodnik, odparł - Chciałem się spotkać z Wasilewskim i porozmawiać na ten temat, lecz Andrzej mi odparł, że spotkamy się jak emocje opadną. Od tamtego czasu minęły trzy tygodnie i póki co się jeszcze nie spotkaliśmy - dodał.

Słowami swojego trenera poczuł się chyba dotknięty sam Maciek, który odniósł się do nich na jednym z portali społecznościowych - "Szkoda, że trener na sali uśmiecha się pięknie, klepie po pleckach, a w TV obrzuca mnie w jakimś stopniu błotem i gada kompletne bzdury. Tak bardzo trener Gmitruk jest ze mną zżyty, że nawet nie wie ile czasu razem współpracujemy".

Co teraz? Gmitruk prawdopodobnie będzie trenował Pawła Kołodzieja i Damiana Jonaka. Miejmy nadzieję, że również Sulęckiego. Bo ten 24 kwietnia w Chicago może zadebiutować na rynku amerykańskim, na jednej gali wspólnie z Arturem Szpilką. Ale póki co w obu przypadkach piszemy jeszcze w trybie przypuszczającym, gdyż konkretów wciąż brak.