ŻYCIE ZACZYNA SIĘ PO CZTERDZIESTCE

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2015-01-30

5. Bob Fitzimmons (63-8-4, 59 KO)
Rudowłosy kowal z miasta Helston uważany jest przez wszystkich ekspertów za jednego z największych czempionów pięściarstwa. Obdarzony potwornym uderzeniem, niepozorny Bob zdobywał mistrzostwo w trzech dywizjach - średniej, półciężkiej i ciężkiej. Mimo iż nigdy nie ważył więcej niż 175 funtów, demolował w ringu ówczesnych olbrzymów. Sile jego pięści oparł się tylko zbudowany jak tur James J. Jeffries, który znokautował dzielnego Anglika dwukrotnie. Po tej drugiej klęsce Fitzimmons postanowił spróbować szczęścia w wadze półciężkiej i już w swojej pierwszej walce w listopadzie 1903 roku, mając 40 lat na karku, zdobył tytuł pokonując po dwudziestu rundach na punkty twardego George'a Gardnera. Kilka miesięcy później 41-letni Bob brutalnym ciosem z lewej ręki zastopował świetnego Philadelphia Jacka O’Briana. Mniej szczęścia miał w rewanżu, albowiem wówczas to on padł po ciosach rywala. Po utracie tytułu Fitzimmons stoczył jeszcze tylko sześć walk, z których dwie przegrał (w tym z Jackiem Johnsonem przez klasyczne KO) i w 1914 zakończył karierę.

4. Witalij Kliczko (45-2, 41 KO)
To jeden z przykładów długowieczności w sporcie, który skruszył z łatwością całą opozycję. No może nie całą, ale trudno wymagać od Witalija, żeby walczył ze swoim młodszym bratem Władimirem. "Doktor Stalowa Pięść" po skończeniu 40 lat stoczył trzy pojedynki i wszystkie wygrał z łatwością, za każdym razem broniąc prestiżowego zielonego pasa WBC, który wisiał na jego biodrach nieprzerwanie od 2004 roku i który dobrowolnie porzucił w 2012. Pierwszy mecz jako 40-latek stoczył z czołowym pretendentem Tomaszem Adamkiem, którego jak wszyscy doskonale pamiętamy metodycznie niszczył, aż do czasu przerwania rywalizacji w dziesiątej odsłonie. Następny w kolejce pojawił się groźny Dereck Chisora, który swoją ambitną postawą zaskoczył obserwatorów i kibiców, zdołał dotrwać do końcowego gongu, ale przegrał jednogłośnie na punkty. Ostatnią ofiarą ukraińskiego króla wszechwag został Manuel Charr. Niepokonany wówczas i niesprawdzony pretendent z Niemiec wytrzymał niespełna cztery rundy. Po tej egzekucji wydawało się, że w 2013 roku dojdzie do świetnie się zapowiadającego boju Witalija z obowiązkowym challengerem Bermanem Stivernem, jednak pechowa kontuzja prawej ręki pokrzyżowała obydwu obozom szyki. Niedługo później starszy z braci Kliczko ogłosił, że przechodzi na emeryturę i skupił się wyłącznie na polityce.

3. George Foreman (76-5, 68 KO)
Posiadający dynamit w rękawicach bombardier z Teksasu już jako młody zawodnik udowadniał jak wielki posiada talent. Jego gwiazda rozbłysła w 1968 roku, kiedy wywalczył złoto olimpijskie w wadze super ciężkiej. W 1973 zasiadł na tronie wszechwag demolując straszliwie ówczesnego mistrza, Joe Fraziera. Po dwóch udanych obronach w 1974 roku w Kinszasie w legendarnej bitwie z Muhammadem Alim utracił pasy WBC i WBA, padając po ciosach "The Greatest". Nieoczekiwanie po przegranej na punkty w 1977 roku z Jimmym Youngiem ogłosił zakończenie kariery w wieku zaledwie 28 lat. Dziesięć lat później powrócił z emerytury i chociaż na początku nie traktowano go poważnie, to jednak w raz z kolejnymi nokautami, okazało się, że "Big George" zmierza po kolejny tytuł. Zanotował 24 zwycięstwa, w większości jednak nad mizernymi rywalami, chociaż trzech spośród nich - Dwight Muhammad Quawi, Bert Cooper i Gerry Cooney, było cenionymi "ciężkimi". Mając 42 lata w 1991 roku Foreman skrzyżował rękawice ze świetnym Evanderem Holyfieldem. "The Real Deal", do którego należały wówczas pasy WBC, WBA i IBF, okazał się jednak za dobry dla Foremana i wypunktował weterana. Kolejna mistrzowska szansa pojawiła się dwa lata i trzy zwycięskie pojedynki później. O wakujące trofeum WBO George starł się z Tommym Morrisonem, jednak znowu zabrakło mu szczęścia i musiał przełknąć gorycz punktowej porażki. Wszystko powetował sobie w listopadzie 1994 roku, kiedy mając 45 lat dokonał historycznego wyczynu, nokautując Michaela Moorera i zasiadając na tronie WBA i IBF. Mając lat 46 przystąpił do pierwszej obrony z solidnym Axelem Schulzem, którego odprawił z kwitkiem, ale ledwo ledwo i gdy odmówił mu rewanżu federacja pozbawiła go tytułu. Swoją ostatnią walkę stoczył w 1997 roku z młodym wilkiem Shannonem Briggsem. Starcie Foremana z przyszłym mistrzem zakończyło się jednym z najgorszych werdyktów w historii boksu zawodowego, albowiem 48-letni Foreman został okradziony ze zwycięstwa. Niedługo później na dobre zawiesił rękawice na kołku i zaczął zdobywać kolejne miliony w biznesie.

2. Bernard Hopkins (55-7-2, 32 KO)
Wciąż aktywna ikona boksu zawodowego, której początki kariery nie zwiastowały przyszłych sukcesów. Najpierw wojownik z Filadelfii spędził pięć lat w więzieniu, gdzie nauczył się boksować. Po wyjściu na wolność w 1988 roku stoczył swoją pierwszą walkę, którą sromotnie przegrał i na rok porzucił pięściarstwo. Na szczęście ciągnęło wilka do lasu i ten drobny wypadek przy pracy nie zniechęcił go trwale do sportu. Po powrocie wygrał 22 walki z rzędu i dopiero świetny pojedynek z inną gwiazdą tamtych lat Royem Jonesem Juniorem zakończył się przegraną "Kata". Przez kolejne 12 lat Bernard był niepokonany i dopiero gdy miał 40 lat, w lipcu 2005 roku niejednogłośnie na punkty uległ Jermainowi Taylorowi w wielkiej bitwie wagi średniej. Po przegranym rewanżu z "Bad Intentions" wydawało się, że gwiazda Hopkinsa gaśnie. Ten jednak udowodnił wszystkim jak bardzo się mylili i odrodził się jak Feniks z popiołów. "Egzekutor" z Filadelfii przeskoczył dwie dywizje wyżej do wagi półciężkiej, gdzie spotkał się z faworyzowanym Antonio Tarverem. Mający 41 lat Bernard w świetnym stylu pokonał "Magic Mana", a następnie to samo zrobił z innym czołowym zawodnikiem Winkym Wrightem. W 2008 roku starł się z będącym u szczytu formy niepokonanym Joe Calzaghe i po emocjonujących dwunastu rundach musiał pogodzić się z nieznaczną przegraną punktową. Od tamtej pory czarnoskóry "staruszek" miewał się jednak tylko lepiej. Swoją nieprawdopodobną skutecznością stłamsił niebezpiecznego Kelly'ego Pavlika, a w 2010 odpłacił za porażkę sprzed lat staremu znajomemu Royowi Jonesowi Jr. W 2011 roku został w wieku 46 lat najstarszym pięściarzem, który wywalczył mistrzostwo, dając lekcję boksu Jeanowi Pascalowi i detronizując go z tronu WBC wagi półciężkiej. Po złożeniu korony w ręce Chada Dawsona znowu wydawało się, że to już definitywny koniec panowania "Kata". Nic bardziej mylnego. Bernard w 2013 roku powrócił na szczyt, zwalając z niego mistrza IBF Tavorisa Clouda. Dwie walki później na jego biodrach wisiał także pas WBA, po tym, gdy w wieku 49 lat bez problemów poradził sobie z Beibutem Shumenowem. Nigdy nie unikający wyzwań Hopkins bardzo szybko zgodził się na pojedynek z rosyjskim niszczycielem Siergiejem Kowaliowem. W listopadzie 2014 roku w Atlantic City "Krusher" okazał się jednak za twardy, za młody i za szybki dla "Aliena", spuszczając mu dotkliwy łomot. Zaraz po tym biciu Hopkins stwierdził mimo wszystko, że chciałby jeszcze stoczyć jedną, albo dwie walki z jakimiś aktualnymi gwiazdami…

1. Archie Moore (185-23-10, 131 KO)
Niektóre źródła podają (International Boxing Hall of Fame, Encyklopedia Britannica, IMBD i jego własna matka), że ten legendarny czempion urodził się 13 grudnia 1913 roku inne (m.in. Wikipedia i BoxRec) podają datę 13 grudnia 1916 roku. Nawet jeżeli za rok urodzin tego doskonałego atlety przyjmiemy 1916, to nadal bezsprzecznie to jemu przypada pierwsze miejsce w naszym plebiscycie. Pochodzący z miasta Benoit w Mississippi pięściarz zawodowo zaczął walczyć w połowie lat 30. Na początku lat 40. Archie był już cenionym i czołowym zawodnikiem wagi średniej, a do końca dekady znajdował się na szczycie dywizji półciężkiej. Mimo wielkiego talentu bardzo długo najlepsi mistrzowie tamtych lat omijali go szerokim łukiem, bojąc się rywalizacji z tak niebezpiecznym wojownikiem. Na przeszkodzie stała wówczas również niesławna bariera rasowa, która złamała kariery tak wielu utalentowanym bokserom. W końcu w 1952 roku noszący przydomek "Stara Mangusta" Archie doczekał się swojej szansy. Cztery dni po swoich 39 urodzinach Moore dał Joeyowi Maximowi ostrą lekcję boksu i zaczął swoje niepodzielne rządy na tronie wagi półciężkiej, które trwały aż do 1960 roku. W międzyczasie Archie próbował dwa razy bezskutecznie zdobyć tytuł w królewskiej kategorii, ale zarówno Rocky Marciano w 1955, jak i Floyd Patterson rok później, okazali się przeszkodami nie do przejścia. Mimo braku sukcesów jako "ciężki", wynagradzał to sobie siejąc popłoch i zniszczenie w kategorii półciężkiej. Pomiędzy 1956 i 1959 Moore zniszczył całą ówczesną czołówkę, wliczając w nią takie gwiazdy jak Yolande Pompey, Tony Anthony, czy Yvon Durelle. Wszystkich ich znokautował. W 1960 roku przegrał w końcu z Giulio Rinaldim, ale stawką tamtego pojedynku nie był żaden tytuł. W czerwcu 1961 roku zrewanżował się jednak swojemu pogromcy, po raz ostatni skutecznie broniąc swojego pasa NYSAC wagi półciężkiej. Oczywiście nie zakończył kariery, tylko przeskoczył znowu do najcięższej dywizji. Tam znowu zabłysnął nokautując obiecującego Alejandro Lavorante, a następnie remisując po zaciętej wojnie z Willie Pastrano. Jego ostatni występ w 1962 roku odbył się przeciwko przyszłej legendzie, młodemu Cassiusowi Clayowi. Znany później jako Muhammad Ali chłopak z Louisville znokautował weterana w czwartej odsłonie. Ostatni występ Moore’a odbył się w 1963 roku. Wielki mistrz mając 47 (lub 50) lat zastopował wówczas byłego zapaśnika Mike'a DiBiase.