WILDER-STIVERNE: OBAWA PRZED NIEDOSYTEM

Łukasz Famulski, Opracowanie własne

2015-01-17

Napięcie przed walką Wilder – Stiverne sprawia, że nad MGM Grand zbierają się ołowiane chmury emocji. A co ciekawe, to legendarne miejsce już dawno nie było gospodarzem gali, w której pojedynek w wadze ciężkiej byłby główną atrakcją wieczoru. Teraz nadszedł moment, na jaki królewska kategoria czekała naprawdę długo, a przede wszystkim Amerykanie.

Pas WBC, który kiedyś dzierżyli najwięksi z największych, a teraz jest w rękach Kanadyjczyka Bermane'a Stiverne’a (24-1-1, 21 KO), wraca do łask jeśli chodzi o zainteresowanie, za sprawą człowieka imponującego rekordem – Deontaya Wildera (32-0, 32 KO). Co prawda szansę na odzyskanie tytułu mistrza wszechwag dla stanów miał już Chris Arreola, ale w pamięci pozostałoby to, że wcześniej nieudanie atakował w walce o ten tytuł Witalija Kliczkę.

O pięściarzu z Alabamy można mówić dużo i on sam o sobie też mówi dużo, a nawet za dużo. Noc w najbliższą sobotę, zdaniem wielu, będzie dla niego dniem sądu z surowym wymiarem kary. Inni z kolei upatrują w nim przyszłego dominatora. Wilder robi wrażenie też tym, że mimo świetnych warunków fizycznych, okazałej muskulatury, na wagę wnosi średnio 102 kilogramy. To najlepiej pokazuje, że nie jest on "zbieraczem" niepotrzebnej masy. Można się śmiać, że przez większość czasu przewracał tzw. "ogórków", ale prawda jest taka, że takich rywali też trzeba mieć czym przewrócić. Walka z Malikiem Scottem do dziś jest pewną zagadką, bo trudno sobie wyobrazić, żeby Wilder bił aż tak mocno. Co do walki ze Stiverne'em, to wiele znaków na ziemi pokazuje, że ktoś tu szybko powinien leżeć. Chociaż może być inaczej, i na to właśnie liczę.

Stiverne jest w moich oczach faworytem głównie z jednego powodu: pomijając przewagę w wielu elementach, przekonał mnie do siebie w drugim starciu z Arreolą, kiedy był przez dłuższy czas w sporych opałach i wydawało się, że Amerykanin ma go na widelcu – wówczas on trafił czysto i było po sprawie. Teraz również wydaje mi się, że ze swoją odpornością, jeśli poczuje jakiś cios Wildera, a ten to zauważy i pójdą na wymianę, to doświadczenie pięściarza pochodzącego z Haiti może wziąć górę.

Obawiam się tylko jednego: że jeśli walka zakończy się szybko (zwłaszcza na korzyść Wildera), to może pozostawić pewien niedosyt, a co się z tym wiąże – znowu mnóstwo niedomówień i spekulacji. Może być również tak, że z przysłowiowej dużej chmury może być maleńki deszczyk i walka będzie nudna, gdyż Kanadyjczyk będzie chciał zwyczajnie zamęczyć rywala, nieprzyzwyczajonego do dłuższych dystansów. Nigdy nie byłem fanem Wildera, ale uważam, że zasłużył na walkę o tytuł, choćby po to, żeby zniknęły wątpliwości. To nie jest tak, że "Brązowy Bombardier" nabił rekord na ludziach spotkanych na ulicy, ale z pewnością pobicie czy raczej ośmieszenie internetowego "hejtera" było czymś, co nigdy nie powinno mieć miejsca (bo tak na marginesie, gdyby to stało się normą, to niektórzy nasi pięściarze mieliby pełne ręce roboty). Wielu krytykuje pracę nóg Wildera i słusznie. Gdy przyjdzie mu się zmierzyć z zawodnikiem, który dość szybko potrafi skrócić dystans, może mieć problemy.

Wspomina się porażki Wildera z boksu amatorskiego i liczenie z Haroldem Sconiersem z początków kariery zawodowej, warto jednak wspomnieć takiego pięściarza jak George Garcia (13-1-1, 4 KO), który w czasach amatorskich dwukrotnie wygrywał na punkty ze Stiverne'em, przeszedłszy jednak na zawodowstwo nie zrobił kariery, a jedyną porażkę zaliczył niejednogłośnie na punkty z wówczas niepokonanym Travisem Walkerem.

Ale wracając do tematu miejmy nadzieję, że będziemy oglądali świetny bój, zwroty akcji i, co najważniejsze, przynajmniej połowę z zakontraktowanych rund, bo tego jest godna walka o mistrzostwo świata.