II WOJNA ANGIELSKO-WALIJSKA

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2014-11-21

W sobotnią noc na Wyspach Brytyjskich kibice boksu zawodowego z niecierpliwością będą wyczekiwać pierwszego gongu walki wieczoru w Echo Arena w Liverpoolu. Dwaj jej główni bohaterowie - Tony Bellew (22-2-1, 14 KO) i Nathan Cleverly (28-1, 14 KO), znani są z tego, że między linami zostawiają serca i dostarczają emocji. Ostatnim razem, czyli trzy lata temu, dokładnie w tym samym miejscu tę walijsko–angielską wojnę na swoją korzyść rozstrzygnął 27-letni były mistrz świata i magister matematyki, który 22 listopada zapowiada powtórkę z rozrywki. Starszy o cztery lata liverpoolski "Bombardier" marzy o słodkiej zemście i twierdzi, że tym razem znokautuje swojego pierwszego pogromcę ku uciesze tysięcy wiernych fanów. Kto będzie górą?

W 2011 roku, kiedy dwaj niepokonani młodzieńcy stanęli naprzeciw siebie, Cleverly był już czempionem WBO wagi półciężkiej, natomiast Bellew mógł poszczycić się "tylko" cenionym na wyspach tytułem mistrza Wielkiej Brytanii i Wspólnoty Brytyjskiej. Po pamiętnym pierwszym boju tych dwóch zawodników Nathan zanotował trzy udane obrony swojego trofeum, aby w sierpniu zeszłego roku zostać zdemolowanym przez prawdziwego terrorystę wagi półciężkiej, Siergieja Kowaliowa (26-0-1, 23 KO). Po złożeniu pasa w ręce rosyjskiego "Krushera" Walijczyk postanowił spróbować swoich sił w dywizji junior ciężkiej, gdzie pokonał dwóch rywali. Ostatniego - Argentyńczyka Alejandro Emilio Valori (16-6, 12 KO), zastopował w czwartej rundzie w lipcu tego roku.

Losy hardego "Bombardiera" potoczyły się bardzo podobnie. Tony w listopadzie 2013 roku skrzyżował pięści z innym postrachem kategorii półciężkiej, mocno bijącym mistrzem WBC Adonisem Stevensonem (24-1, 20 KO). Efekt tego spotkania był mocno zbliżony do wyniku rywalizacji sąsiada zza miedzy z pogromcą Bernarda Hopkinsa. Pochodzący z Haiti czarnoskóry "Superman" bez większego wysiłku wykończył Anglika w niespełna sześć rund. Wcześniej jednak Bellew dał się pokazać światu jako twardy pięściarz, zwyciężając groźnego Edisona Mirandę (36-10, 31 KO), doświadczonego Roberto Feliciano Bolontiego (35-3, 24 KO) oraz tocząc dwa mecze z nieustępliwym Isaakiem Chilembą (23-2-2, 10 KO).

Po tym jak Stevenson pokazał Tony'emu miejsce w szeregu, "Bombardier" wzorując się na Cleverlym przeskoczył do dywizji cruiser, licząc oczywiście na kolejne starcie z Walijczykiem. W międzyczasie nie próżnował i podobnie jak "Clev" dopisał do swojego rekordu dwa skalpy, a na uwagę zasługuje szczególnie ten ostatni. Cztery miesiące temu w swoim rodzinnym Liverpoolu Bellew w piątej rundzie przepięknym lewym sierpowym znokautował Brazylijczyka Julio Cesara Dos Santosa (26-3, 23 KO).

Stare bokserskie porzekadło mówi, że jesteś tak dobry jak twoja ostatnia walka. W tym przypadku zapowiada nam się więc elektryzująca bitwa, bo obaj główni bohaterowie nie dali swoim przeciwnikom szansy na dotrwanie do ostatniego gongu, prezentując świetną formę. Wielkie zainteresowanie tą rywalizacją podsyca również fakt, że panowie szczerze za sobą nie przepadają i dotychczas stoczyli już kilka nie mniej emocjonujących potyczek słownych.

W sobotę po słowach, groźbach, zapowiedziach i deklaracjach przyjdzie czas czynów. Ring w Liverpoolu widział już niejedną dramatyczną i bezwzględną wojnę. Tym razem, miejmy nadzieję, stanie się świadkiem kolejnej. Tam nie będzie pozłacanych pasów i tytułów miliona federacji. Będą za to krew, pot, zaciekłe ciosy i duma. Panowie, do boju!