WCZORAJ ROCZNICA WALKI TSZYU vs JUDAH

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2014-11-04

3 listopada 2001 roku w MGM Grand w Las Vegas niepokonany wówczas Zab Judah (42-9, 29 KO) sensacyjnie utracił swoje zero w rekordzie oraz tytuł mistrza świata wagi junior półśredniej federacji IBF. Jego pogromcą został spisywany na porażkę rosyjski twardziel i czempion WBC i WBA Kostya Tszyu (31-2, 25 KO). Mieszkający na stałe w Australii „Thunder from Down Under” swoim jednym potężnym prawym sprawił, że „Super Zab” padał na deski dwukrotnie.

Mający tego dnia 27 zwycięstw na koncie i 24 lata na karku Judah, był uważany za faworyta tego unifikacyjnego starcia o tron kategorii junior półśredniej. Zawsze pewny siebie mieszkaniec nowojorskiego Brooklynu uważał, że to będzie dla niego łatwa walka.

- Styl Tszyu jest wprost stworzony dla mnie. Jest silny, atakuje i idzie cały czas do przodu. Jego styl jest jak ser szwajcarski, czyli pełen dziur – naśmiewał się z rywala Zab.

Oczywiście 32-letni Kostya, który stając do rywalizacji z Judah również miał 27 zwycięstw na koncie, przy jednej porażce poniesionej w 1997 roku z rąk Vince'a Phillipsa (48-12-1, 34 KO), nie brał pod uwagę przegranej. Starał się jednak nie krytykować przeciwnika i wyrażał się o nim z szacunkiem.

- Zawsze studiuję bokserów i ich style. Tak samo zrobiłem z Judah i wiem co trzeba zrobić, żeby go pokonać. On chce udowodnić, że jest najlepszy i ja także. Wszystko zostało już powiedziane i teraz w ringu musimy udowodnić, który z nas jest lepszym czempionem – zripostował kulturalnie król WBC i WBA.

- Będę siedział na nim jak plama, której nie można się pozbyć – nie ustawał zrelaksowany Zab. - Będzie musiał trafić mnie naprawdę dobrym ciosem, jeżeli chce mnie znokautować!

Cóż, niepokonany Amerykanin nie przypuszczał chyba, jak szybko i w jak brutalny sposób Kostya zrealizuje jego wskazówki…

Pierwsza runda rozpoczęła się od dominacji i błyskawicznych ataków mistrza IBF. „Super Zab” imponował tym, z czego słynął, czyli szybkością, precyzją i zwrotnością. Doskonały lewy hak zawadiaki z Brooklynu wyraźnie zranił przyjezdnego rywala, a następne ciosy z prawej i lewej ręki zmusiły go do ratowania się klinczem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się mówić, że to będzie kolejny efektowny triumf Judah.

Jednak zaraz po przerwie Kostya odzyskał pewność siebie i zaczął powoli dobierać się do skóry lotnego przeciwnika. Zab nic sobie nie robił z jego akcji ofensywnych, opuszczając ręce i ufając swojemu refleksowi. Kilka sekund przed końcem tej odsłony stało się jednak coś niezwykłego. Oto mistrz z krainy kangurów wyprowadził potężny prawy prosty, który idealnie eksplodował na szczęce Amerykanina. Zab padł jak rażony gromem, ale w ułamku sekundy stanął na nogi, chcąc pokazać sędziemu ringowemu, że nic wielkiego się nie stało. Bomba Tszyu była jednak mordercza i zadziałała na nowojorczyka z opóźnionym zapłonem. Zaraz po tym jak Judah przyjął pozycję pionową, zatańczył jak pijany i ponownie runął na matę. Ten widok wystarczył arbitrowi Jayowi Nady do podjęcia słusznej decyzji o przerwaniu tej rywalizacji. 

Były już czempion IBF nie mógł się z tym werdyktem pogodzić i w pewnym momencie próbował zaatakować sędziego, obwiniając go za swoją pierwszą w karierze, sromotną klęskę. Jego opiekunowie próbowali go powstrzymać i w ringu doszło do przepychanek. Te sceny przyćmiły trochę wielki triumf skazywanego na porażkę Tszyu, który zunifikował trzy najważniejsze pasy. Po tym pojedynku komisja sportowa stanu Nevada ukarała porywczego Zaba nakładając na niego 75 tysięcy dolarów grzywny i zawieszając go na pół roku.