Strategia Shannona Briggsa (57-6-1, 50 KO), który w ringu walczy z przeciętniakami, a poza nim domaga się pojedynku z Władimirem Kliczką, ma coraz więcej przeciwników. Jednym z nich jest rodak ostatniego amerykańskiego mistrza świata wagi ciężkiej, Amir Mansour (20-1, 15 KO).
- Shannon Briggs to klaun, jakimiś wygłupami chce sobie zapewnić walkę o tytuł. Niech wejdzie do ringu i pokona kogoś znaczącego. Fakt, że potrafi znaleźć daną osobę surfującą na desce, wytworzyć fale i strącić ją do wody, nie oznacza jeszcze, że zasłużył na pojedynek o mistrzostwo świata. Tak to nie działa. Trzeba ciężko pracować i wygrywać w ringu – powiedział 42-letni Amerykanin.
Zobacz: KLICZKO: BRIGGS PRZEKROCZYŁ GRANICĘ
Incydent na desce był ostatnim sprokurowanym przez Briggsa. Wcześniej "Cannon" m.in. wyśledził Kliczkę w restauracji i stanął z nim twarzą w twarz podczas jednego z treningów. Wszystkie konfrontacje odbiły się głośnym echem w mediach, na drugi plan spychając fakt, że od czasu powrotu Briggs boksuje głównie z drugą i trzecią setką BoxReca.
- Walka z nim nic by mi nie dała, ani w rankingach, ani w oczach kibiców. Briggs jest dzisiaj nikim w bokserskim świecie. Jest dużo szumu, twierdzi, że robi powrót, ale gdzie ten powrót właściwie jest? Powinien mieć miejsce w ringu, a nie w cyrku – podsumował Mansour.