47. URODZINY GERALDA McCLELLANA

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2014-10-23

23 października 1967 roku w mieście Freeport w stanie Illinois urodził się Gerald McClellan (31-3, 29 KO). Ten niesamowity czempion wciąż określany jest przez ekspertów i kibiców jako jeden z najlepszych bombardierów ostatnich lat. Niestety popularny niegdyś "G Man" stał się nieszczęśliwą ofiarą sportu, który przyniósł mu sławę, pieniądze i który był jego pasją. Obchodzący dzisiaj 47 urodziny Gerald, nigdy więcej nie będzie już tym samym super sprawnym, nieznającym strachu wojownikiem. Wszystko za sprawą pamiętnej bitwy z 1995 roku z innym gwiazdorem sprzed lat Nigelem Bennem i jego straszliwych ciosów.

McClellan to były dwukrotny mistrz świata wagi średniej, który podczas swojej pięściarskiej kariery tylko trzy razy schodził z ringu pokonany, a 31 pojedynków zwyciężył. Jego potężne uderzenia sprawiały, że przeciwnicy padali jak podcięte drzewa i 29. z nich nie dotrwało do ostatniego gongu. Tylko cztery razy jego walki potrwały pełen zaplanowany dystans, z których dwie wygrał, a dwie przegrał i nigdy nie spędził w ringu więcej niż dziesięć rund.

Swój pierwszy tytuł zdobył w 1991 roku, kiedy skrzyżował pięści z innym twardym jak stal pięściarzem - Johnem Mugabi (42-7-1, 39 KO). Nazywany nie bez powodu "Bestią z Ugandy" rywal McClellana przystępował do tego starcia jako faworyt, mając 33 zwycięstwa na koncie, wszystkie odniesione przed czasem oraz trzy porażki. "G Man" za nic jednak miał dokonania i groźną sławę Mugabiego i już w pierwszej odsłonie bez żadnych skrupułów zdemolował go, trzykrotnie rzucając na deski. W tak efektowny sposób Amerykanin zasiadł na tronie federacji WBO.

Niedługo po tym zwycięstwie McClellan porzucił świeżo wywalczone trofeum i stoczył cztery pojedynki z niezbyt wymagającymi rywalami, podczas których spędził w sumie w ringu pięć rund. Dopiero w 1993 roku nadeszła pora na przeciwnika z najwyższej półki, jakim był czempion WBC Julian Jackson (55-6, 49 KO). Nazywany "Jastrzębiem" bokser z Saint Thomas spadał na swoje ofiary jak prawdziwy drapieżnik i rozrywał je swoimi uderzeniami na strzępy. Tym razem jednak trafiła kosa na kamień i Jackson mający tego dnia tylko jedną porażkę na koncie przy 46 wygranych, po trwającej niespełna pięć rund konfrontacji z "G Manem", musiał do swojego rekordu dopisać drugą. Tak oto Gerald dorzucił do swojej kolekcji drugi prestiżowy tytuł dywizji średniej.

Dokładnie rok później Julian dostał szansę rewanżu, lecz ponownie jego pogromca okazał się dla niego zaporą nie do przejścia i znokautował go mniej więcej w połowie pierwszej odsłony. Po tym kolejnym sukcesie znajdujący się u szczytu formy Amerykanin zapragnął wywalczyć tron wagi super średniej i jego wybór, jakże tragiczny w skutkach, padł na właściciela zielonego pasa WBC, Brytyjczyka Nigela Benna (42-5-1, 35 KO).

"Czarny Niszczyciel" podjął pretendenta u siebie w Londynie i to właśnie tam na ringu ustawionym w New London Arena w dzielnicy Millwall rozegrało się istne piekło. Już w pierwszym starciu rozpędzony jak tornado McClellan wyrzucił obrońcę tytułu swoimi bombami za liny ringu! Dalej sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie i raz jeden, raz drugi zyskiwał przewagę. W ósmej odsłonie ulubieniec kibiców Benn znowu był liczony, inkasując precyzyjne ciosy pretendenta, jednak w dziesiątej przyjąwszy tej nocy setki straszliwych uderzeń Gerald skapitulował w końcu, przyklęknąwszy na kolano. Warto wspomnieć, że do czasu nieoczekiwanego przerwania rywalizacji pretendent prowadził na punkty. McClellan zdołał jeszcze dojść do swojego narożnika, gdzie niedługo później zemdlał i osunął się bezwładnie na ziemię.

Oczywiście przystąpiono do błyskawicznej reanimacji, która jednak niewiele dała. Zawodnik, u którego w londyńskim szpitalu stwierdzono wielkiego krwiaka mózgu, odzyskał przytomność dopiero dwa tygodnie po tej brutalniej wojnie. Niestety gwiazda boksu zawodowego nigdy już nie odzyskała pełni zdrowia. Gerald jest niewidomy i głuchy w 80 procentach, porusza się przy pomocy wózka, utracił także prawie całkowicie pamięć. Mieszka w swoim rodzinnym domu w mieście Freeport, gdzie opiekują się nim jego siostry.

Niemałe pieniądze, jakie zarobił w ringu McClellan okazały się kroplą w morzu potrzeb. Z pomocą nieszczęśliwemu sportowcowi przyszli jednak mieszkańcy jego miasta oraz słynny Roy Jones Jr, którego Gerald pokonał jeszcze w czasach amatorskich. Mający wielkie serce, zarówno w ringu, jak i poza nim Roy zapłacił 70 tysięcy dolarów za koszty leczenia chorego, a razem z m.in. Bernardem Hopkinsem po dziś dzień przekazuje mu mniejsze sumy, pomagające pokrywać bieżące wydatki.

Bierny nie pozostał także Nigel Benn, który stworzył fundację pomagającą swojej nieszczęśliwej ofierze i przekazał w ten sposób na jego konto już ponad 200 tysięcy funtów. Pytany o całą sytuację "Czarny Niszczyciel" w jednym z wywiadów stwierdził gorzko - Wiecie co? Przecież to właśnie chcieliście zobaczyć. Macie więc to co chcieliście.

Podsumowanie tej smutnej historii niech będą słowa Bogusława Bujaka: "Człowiek nie zawsze jest kowalem własnego losu, czasem jest jego ofiarą"...