WSPOMNIENIE MECZU BOKSERSKIEGO SPRZED 80 LAT

Piotr Bojarski, Gazeta Wyborcza

2014-08-01

Przed wojną Poznań był jednym z głównych ośrodków bokserskich w Polsce i na równi z Warszawą uznawany za pięściarską stolicę naszego kraju. To w Poznaniu pierwsze sportowe kroki jako zawodnik a później trener, stawiał pochodzący z Wielkopolski legendarny później szkoleniowiec Feliks "Papa" Stamm. Bliskość granicy z Niemcami, oraz dobre zaplecze (hale Targów Poznańskich) sprawiały, że w tym mieście w latach 30. rozegrano kilka meczów bokserskich między reprezentacjami Polski i naszych zachodnich sąsiadów. Do jednego z takich spotkań doszło 80 lat temu, w kwietniu 1934 roku.

Mimo postępującej poprawy w stosunkach politycznych między obydwoma krajami (w styczniu 1934 r. podpisano pakt o nieagresji), polskie gazety zapowiadały to starcie z właściwym dla poprzednich lat podtekstem. "Przegląd Sportowy" przedstawiał reprezentację Niemiec jako drużynę "kraju, w którym boks amatorski stoi na najwyższym stopniu rozwoju, cieszy się poparciem wszystkich warstw społeczeństwa i specjalną miłością sfer rządzących".

Niemcy podchodzili do potyczki z Polską równie prestiżowo. "Nikt chyba nie odważy się dziś zawyrokować, jak zakończy się batalja w Poznaniu (...). Niemcy jadą do Poznania optymistycznie, ale też bardzo poważnie nastrojeni. W Budapeszcie powiedział wódz niemieckiego boksu Rüdiger, do swojej drużyny: Nie rozczarujcie naszego wodza Adolfa Hitlera, któremu sport bokserski tyle zawdzięcza! Chcemy zwyciężyć nie tylko dla nas samych, (...) ale jako przedstawiciele całego narodu niemieckiego!"  - donosił "Przegląd Sportowy".

Podczas grania hymnów drużyna niemiecka uniosła dłonie w nazistowskim pozdrowieniu (na zdjęciu). Oto, jak pojedynek reprezentanta Polski relacjonował dziennikarz "Przeglądu Sportowego" (pisownia oryginalna):

"(...) Po odegraniu hymnów na ringu zostają Spannagel i Rotholc. Niemiec w czarnej koszulce. Polak w białym dresie i czerwonych spodenkach. Sędziuje w ringu wiecznie żujący gumę Holender Bergstroem. (...) Od razu w pierwszej rundzie Rotholc uzyskuje znaczną przewagę punktową. Początkowo łapie kilka ciosów Niemca, ale potem wykorzystuje luki w gardzie i trafia kilkakrotnie Spannagla w szczękę. Rzuca się w oczy, że ciosy Rotholca nie przemijają bez śladu. Niemiec przyklęka przez chwilę, a potem ogranicza się do defensywy. W drugim starciu Rotholc jest też na wierzchu, chociaż jego przewaga jest zniwelowana nieczystym sposobem walki (odpychanie, przetrzymywanie, bicie po komendzie rozbrajającej). Spannagel próbuje iść do zwarcia, ale jest już zmęczony i nie ma sił, by skutecznie atakować. Kładzie się na przeciwnika, ale nie robi mu już krzywdy. Trzecią rundę obaj przetrzymują nerwami i ambicją. Rotholcowi pot zrasza twarz i zlepia oczy. Oczyma wodzi on po publiczności, jakby tam szukał otuchy i poparcia. Udały mu się dwa lub trzy ciosy w tej rundzie, podczas gdy Spannagel posuwa się do zwarcia i bezboleśnie obstukuje żebra Polaka. Obaj słaniają się i pomimo tego nawet na dźwięk gongu nie przestają walczyć. Rozdziela ich sędzia, który za chwilę ogłasza sensacyjne zwycięstwo Rotholca. Polska prowadzi 2:0".

Szapsel Rotholc był jednym z trzech bokserów polskich, którzy wygrali swoje walki (zwyciężyli również Kajnar i Majchrzycki). Niestety, pozostałych pięciu Polaków przegrało i Polska uległa w Poznaniu Niemcom 6:10. Wynik ten uznano i tak za sukces. A bohater zwycięskiej walki z powodzeniem boksował do czasu wybuchu II wojny światowej, w trakcie której trafił do warszawskiego getta. Tam niestety zapisał niechlubny rozdział w swojej biografii, pracując jako żydowski policjant. Gdy za zbytnią służalczość wobec Niemców pięściarz został raniony w zamachu dokonanym przez Żydowską Organizację Bojową, zbiegł z getta i ukrywał się do końca wojny. W 1946 roku został wykluczony ze społeczności żydowskiej na dwa lata, ale ostatecznie zrehabilitowano go, dzięki poręczeniu działaczy sportowych oraz zeznaniom świadków, którzy twierdzili, że jako policjant w getcie pomógł uniknąć śmierci kilku osobom. Podjął pracę trenera w łódzkim klubie "Zryw", jednak w 1949 roku wyemigował do Kanady, gdzie zmarł 47 lat później.

W tekście wykorzystaliśmy fotografię z 1934 roku, ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. 1-S-1696-2.

Artykuł na temat poznańskiego meczu i wojennych losów Rotholca>>>