COTTO ZDEMOLOWAŁ MARTINEZA

Redakcja, Informacja własna

2014-06-08

Przed tym pojedynkiem sławny trener Freddie Roach zapewniał, że Miguel Cotto (39-4, 32 KO) w nowej, wyższej wadze bije dużo mocniej. Mało kto traktował te przechwałki na poważnie, tymczasem Sergio Martinez (51-3-2, 28 KO) odczuł to na własnej skórze.

Początek był jeszcze w miarę spokojny, ale pod koniec pierwszej minuty Portorykańczyk wystrzelił nagle lewym sierpowym w okolice skroni. Argentyńczyk "zatańczył", przykleił się do rywala, lecz gdy w zwarciu dostał jeszcze jeden krótki lewy padł na matę. Wstał na osiem, jednak kolejny lewy sierp znów rzucił go na deski. Zanim zabrzmiał zbawienny gong, Martinez przewrócił się po raz trzeci. Tak oto sędziowie nie mieli innej możliwości niż punktować ten odcinek 10:6 na korzyść challengera.

W drugiej odsłonie Sergio walczył praktycznie tylko na wstecznym, by przetrwać kryzys. Udało się, choć przewaga Miguela była miażdżąca. W trzecim starciu Martinez uruchomił choć na moment prawą rękę, ale boksował z defensywy, będąc zepchniętym do głębokiej defensywy. Poza tym przeciwnik znów zranił go w wymianie lewym sierpowym na szczękę. Dopiero w czwartej rundzie doszedł do siebie na tyle, że w końcu nawiązał z idącym niczym czołg do przodu Portorykańczykiem w miarę wyrównaną walkę. Po przerwie Miguel częściej zaczął celować bezpośrednim prawym krzyżowym połączonym w kombinacji z lewym hakiem na korpus. Sergio doszedł do siebie, nie uciekał panicznie jak chwilę wcześniej, jednak cały czas wydawał się zdominowany przez rywala.

Cotto konsekwentnie robił swoje w kolejnych minutach. Świetną pracą nóg skracał dystans, wchodził w pole swoich ciosów, ataki obrońcy tytułu zbierał na swój szczelny blok i z niego odpowiadał swoimi morderczymi sierpami bądź hakami z obu rąk. Argentyńczyk niby próbował się odgryzać, ale w rzeczywistości był bezradny.

Miguelowi to nie starczyło i od początku dziewiątego starcia podkręcił jeszcze bardziej tempo, spychając przeciwnika do całkowitego odwrotu. Rozciął mu prawy łuk brwiowy, a dwadzieścia sekund przed końcem błyskawicznym lewym prostym zranił mistrza, który na moment przyklęknął i był liczony po raz czwarty. Kiedy zabrzmiał gong na dziesiątą rundę, narożnik Martineza poddał swojego podopiecznego. Tym samym Cotto jako pierwszy Portorykańczyk zdobył tytuł mistrza świata w czwartej kategorii. Dziś na jego biodrach zawisł pas federacji WBC wagi średniej.