TYLKO NIE KOWALIOW...

Dariusz Chmielarski, bokserzy.cba.pl

2014-06-02

Scyzoryk sam mi się otwiera w kieszeni, kiedy czytam o pomysłach zorganizowania na jesieni walki Andrzeja Fonfary (25-3, 15 KO) z mistrzem świata WBO w wadze półciężkiej Siergiejem Kowaliowem (24-0-1, 22 KO). Podobno już nawet promotor Fonfary Leon Margules poparł ten pomysł, a mnie zjeżyły się resztki włosów na głowie. Ludzie, nie idźcie tą drogą! To pułapka na pazernych! Może nawet śmiertelna pułapka!

W roku 1996 wielką furorę na amerykańskich ringach zrobił inny polski bokser Andrzej Gołota, który stoczył dwie pamiętne walki z Riddickiem Bowe'em. Wprawdzie obie przegrał przez dyskwalifikację w bardzo dziwnych okolicznościach, jednak nagle stało się o nim głośno. Andrzej potrzebował wówczas jakiegoś łatwiejszego pojedynku z kimś trochę niższej klasy przede wszystkim po to, żeby poskładać do kupy swą już wtedy szwankującą psychikę. Zamiast tego rzucono go w 1997 na Lennoxa Lewisa, mistrza świata WBC i ówczesny Nr 1 na świecie w wadze ciężkiej. Efektem była nie tylko szybka porażka Polaka przez KO w 1 rundzie, ale i psychiczna katastrofa, z której Gołota już się nie pozbierał do końca kariery.

W 2012 w podobnym charakterze mięsa armatniego rzucono Grzegorza Proksę na Gennadija Gołowkina, mistrza świata WBA i Nr 1 nie tylko wagi średniej, ale być może nawet P4P. Wiemy, z jakim efektem. Przegrana przez KO złamała na dobre karierę Proksy. Dobrze prowadzony, do 2014 mógłby zmierzyć się z Peterem Quillinem o pas WBO lub z Felixem Sturmem o pas IBF i nie byłby bez szans. Rzucony „na jednorazowe pożarcie” stał się obiektem kpin jako „Martinez dla ubogich”, a jego dalsza kariera stanęła pod znakiem zapytania, przy czym znowu (tak, jak w przypadku Gołoty) „rany psychiczne” okazały się dotkliwsze od urazów fizycznych.

Siergiej Kowaliow to nie tylko mistrz świata WBO i aktualny Nr 1 w półciężkiej. To także bokser o potwornej sile ciosu. Walczących z nim dotychczas rywali można podzielić na dwie grupy. Zdecydowana większość miała dosyć po 1-2 rundach i potem przewracała się już „od samego zamachu”. Tylko dwóch bokserów od początku 2011 wytrzymało z nim więcej niż 3 rundy. Cedric Agnew, który zebrał straszliwe baty i pewnie długo nie pojawi się teraz w ringu i Roman Simakow, który swą dzielną postawę przypłacił życiem. Jak walczyłby z Kowalowem ambitny i waleczny Fonfara? Na pewno tak jak Agnew i Simakow, a nie tak jak np. Cleverly i Campillo. Jaki mógłby być tego skutek?

Andrzej Fonfara ma dopiero 26 lat i całe życie przed sobą. Ma talent, charakter i szansę na zrobienie w boksie zawodowym dużej kariery. Za żadne pieniądze nie powinien teraz rzucać wszystkiego na jedną szalę i grać w rosyjską ruletkę, a tym mógłby być pojedynek z Kowalowem. Jest w wadze półciężkiej na świecie innych 15-20 ciekawych i klasowych rywali, z którymi warto się zmierzyć. Na Kowaliowa przyjdzie czas za jakieś 4-5 lat.

Autor nie jest członkiem redakcji Bokser.org. Prowadzi zaprzyjaźnionego bloga, którego możecie odwiedzić pod linkiem: bokserzy.cba.pl >>>