IZU UGONOH - WEJŚCIE NA WYŻSZY POZIOM

Redakcja, Determination.pl

2014-05-20

Na początku tego roku Izuagbe Ugonoh (9-0, 7 KO) zdecydował się na poważne zmiany. Spakował się i wyleciał za ocean. Wcześniej związał się nową umową menedżerską, a już na miejscu rozpoczął treningi z Kennym Adamsem, który pracował z ponad dwudziestoma mistrzami świata.

27-letni Izu pochodzi z Gdańska. W Polsce stoczył wszystkie swoje walki. Zanim trafił do boksu, odnosił znaczące sukcesy w kick boxingu.

Od stycznia 2014 roku mieszka i trenuje w Las Vegas. W ostatnich tygodniach sparował w Mayweather Gym z przygotowującym się do walki o mistrzostwo świata w wadze ciężkiej Bermanem Stiverne’em, który pokonał Chrisa Arreolę i jest obecnie mistrzem świata federacji WBC królewskiej kategorii. Porozmawialiśmy o detalach związanych z jego pobytem w Stanach, nie tylko od strony treningowej.

Boot camp
Ruch, który wykonałem wymagał dużo odwagi. Głównie mam tu na myśli sposób, w jaki tutaj przyjechałem. Jednak z drugiej strony właśnie tego chciałem. Chciałem trenować w Ameryce i spojrzeć na to trochę z innej strony. Pierwszą rzeczą, jaką tutaj doświadczyłem, była totalna zmiana. Myślę, że tego typu uczucie towarzyszy wielu ludziom przyjeżdżającym do USA. U mnie było to szczególnie odczuwalne, dlatego iż mój menedżer jest osobą posiadająca, nazwijmy to, swoją specyficzną filozofię. Jest weteranem, brał udział w wojnie w Wietnamie. W związku z tym jego najważniejszym założeniem dotyczącym mojego przyjazdu było przejście przez tak zwany „boot camp”.

Jeszcze będąc w Polsce byłem podekscytowany tą perspektywą, ale tak naprawdę nie wiedziałem do końca, czego mogę się spodziewać. Pierwsze dwa i pół miesiąca upłynęły pod hasłem „praca, praca, praca”. W zasadzie nie było niczego więcej. Wstawałem o 5:30 i zaczynałem dzień biegiem. Miałem swoją stałą trasę w terenie. Było to bieganie „interwałowe” na dystansie czterech mil. Później około 12-13 odbywałem trening bokserski. I tak to najczęściej wyglądało w tym czasie. Robiłem w granicach 8-9 jednostek treningowych w tygodniu.

Ja, moje myśli i mój pokój
Od początku musiałem zmierzyć się z tym, że nie mam tutaj zbyt wiele kontaktu z ludźmi. Teraz już się do tego przyzwyczaiłem. Jednak przed samym przylotem z Polski wydawało mi się, że zobaczę dużo nowych miejsc. Przecież wiedziałem, że jadę do samego Las Vegas. A ja mieszkam tutaj trochę tak jak na wiosce, skoszarowany. To sprawiło, że ciężej było się przystosować do tych zmian. Inaczej jest, kiedy wyjeżdżasz za granicę z dala od rodziny i ciągle poznajesz nowe osoby, nawiązujesz znajomości, dookoła coś się dzieje, otaczają cię różne atrakcje. Tutaj był tylko trening. W czasie kiedy nie trenowałem byłem tylko ja i moje myśli w pokoju. Na ogół tak to wygląda, że sprawy mentalne należą do najtrudniejszych, z jakimi człowiek musi sobie poradzić.

Trening siłowy
Już w Polsce przed wyjazdem za ocean miałem przyjemność pracować nad tym aspektem z naprawdę dobrym fachowcem. Czułem rozwój i siłę. Tutaj spodziewałem się, że pewne sprawy mogą wyglądać inaczej, ale też mam poczucie, że na koniec dnia otrzymuję właśnie to, co jest mi najbardziej potrzebne. W Las Vegas trafiłem na wyznawców „starej szkoły”, gdzie największy nacisk kładzie się na boks. To jest priorytet. Nikt nie mówi, że musisz iść na siłownie, bo jeśli tego nie zrobisz, to nie będziesz umiał bić dobrze lewych prostych, albo że musisz mieć przy sobie zawsze zestaw odżywek. „To wszystko jest ważne, ale kluczowa jest poprawna technika”. Tak się na to patrzy. Ostatecznie wszystko jest elementem składowym sukcesu, ale trzeba pamiętać o tym, co jest na pierwszym miejscu. Usłyszałem: „Izu musisz skupić się na boksie”. Co nie zmienia faktu, że w międzyczasie można poczynić jeszcze postępy także jeśli chodzi o fizyczność. Teraz priorytetem jest wytrzymałość i umiejętności czysto bokserskie.

Miałeś moment, tak dobrze znany dla dużej części osób pracujących regularnie na siłowni, że wraz z tymi zmianami poczułeś się słabszy? Nie męczyło cię to?
Faktycznie, miałem taki moment. Nie chodziło nawet tylko i wyłącznie o fizyczność, ale i sam wygląd. Nagle człowiek patrzy na siebie i automatycznie zaczyna czuć się słaby. Dodatkowo zbiegło się to w czasie z rozpoczęciem sparingów z zawodnikami z kategorii, którą można określić jako super ciężką, gdzie wcześniej walczyłem w junior ciężkiej. To jedna z wielu rzeczy, która wiązała się z koniecznością sporej ilości zmian natury psychicznej. Po to aby być w stanie dostosować się do nowej sytuacji i mieć przekonanie, że mogę sobie z tym wszystkim poradzić. Zostałem rzucony na głęboką wodę. Dostrzeżono we mnie potencjał i talent, w który ja również wierzyłem w Polsce. Ale wiara to jedno, a wiedza to drugie. Jeśli wierzysz, że możesz coś zrobić, to jest to ważne, jednak dla ludzi, z którymi pracuję, równie istotne jest to abyś potrafił zamienić to na wiedzę. Jest to proces, który bywa bolesny.

Odżywanie
Mając na uwadze wizję występów w wadze ciężkiej byłem otwarty na to, aby nabyć kilka dodatkowych kilogramów. Po przyjeździe ważyłem około 217 funtów (98 kg). Teraz oscyluje to w granicach 223 (101 kg), także na pewno przybrałem trzy kilogramy. Przy mocnym treningu do walki myślę, że może to być około 220 (99-100 kg) i nie ukrywam, że chciałbym aby mniej więcej tak wyglądała moja optymalna waga.

Wracając do odżywiania, regularnie zjadam trzy główne posiłki, które są zamawiane i robione na miejscu. Resztę muszę przygotowywać sobie sam w ciągu dnia. Nie miałem też żadnego problemu z tutejszym jedzeniem. Nie jestem wybredny.

Trener Kenny Adams z pierwszego zawodowego mistrzostwa świata swojego podopiecznego cieszył się jeszcze pod koniec lat 80. Pierwszy czarnoskóry szkoleniowiec reprezentacji USA w boksie amatorskim.
Można odnieść wrażenie, że trener cały czas improwizuje. Ciężko byłoby rozpisać na papierze to, co jest jego planem treningowym dla ciebie. On w dużej mierze dostosowuje się do tego, co widzi. Patrzy na reakcje organizmu. Ogromny nacisk kładzie na wytrzymałość i potrafi ją naprawdę bardzo ciekawie budować. Jest to szkoleniowiec, który widział tak wiele i był przy tylu zawodnikach, że jeśli tylko zobaczy jakie są twoje mocne strony, potrafi pomóc ci bardzo szybko i sprawnie je wyeksponować. Przekazać to jak można z nich korzystać. Ma też taki charakter, że pracując z nim musisz nieustannie „rosnąć mentalnie”. Nie jest to typ człowieka, który będzie kogokolwiek niańczył.

Wejście na wyższy poziom
Maj jest już moim piątym miesiącem na miejscu. Tak naprawdę to nikt nie zakładał, że mam tutaj przyjechać, potrenować osiem tygodni i wyjść do walki. To było na drugim planie. Postawiono sobie za cel, abym stał się zawodnikiem na innym poziomie. Po prostu wskoczył na wyższy „level”. Aby do tego doszło, byłem poddawany różnym próbom. Do samych treningów zaczęły dochodzić sesje sparingowe z wieloma zawodnikami. Jeździłem po kilku salach. Nie wygląda to tak jak w Polsce, gdzie masz swój gym i to w nim umawiasz się na sparingi. Tutaj jeździsz do innych i to jest bardzo ważny element, którego doświadczyłem. Dlaczego jest to dla mnie tak istotne? Bo sprawia, że jesteś ciągle poza „strefą komfortu”.

Sparingi
Tutaj w USA jest ogromna różnorodność jeśli chodzi o to, co prezentują dani pięściarze. To doprowadziło do wzrostu mojego bokserskiego „IQ”. Dla mnie sam fakt, że doszedłem do takiego pułapu, kiedy mogę sparować z Bermanem Stiverne’em, ma znaczenie. A trwało to przez miesiąc. Tyle czasu sparowaliśmy razem. Mi udało się wcześniej odczytać to, co może wydarzyć się w ringu podczas jego walki z Arreolą. Jego końcowe zwycięstwo potraktowałem także jako w jakimś stopniu moją wygraną. Bardzo ciężko pracowaliśmy na to, aby mu pomóc. Jednocześnie także ja cały czas się rozwijałem. Po zakończeniu tego etapu doszliśmy do wniosku, że to jest ten moment, kiedy jesteśmy gotowi aby pokazać mnie ważnym promotorom. Wcześniej przez wszystkie te tygodnie, miesiące, byłem przygotowywany na to, aby móc w pełni zaprezentować mój potencjał.

CZYTAJ DALEJ >>>