WITKOWSKI: NIE ODDAM ZA DARMO ZWYCIĘSTWA CIEŚLAKOWI

Redakcja, Informacja prasowa

2014-05-15

- O Michale Cieślaku będę wypowiadał się w samych superlatywach, bo to dobry bokser, ale na pewno nie oddam mu za darmo wygranej – mówi Andrzej Witkowski przed galą „Wojak Boxing Night” organizowaną przez Babilon Promotion & KnockOut Promotions 31 maja w Lublinie. Transmisja w Polsat Sport i kanale otwartym tej stacji.

Dla pochodzącego z Małopolski 34-letniego Andrzeja sześciorundowa walka w wadze junior ciężkiej z Michałem Cieślakiem (5-0, 2 KO) będzie dopiero trzecią po ponad 8-letniej przerwie od boksowania.

- Nie wychodzę do ringu nie mają szacunku wobec każdego rywala. Michał Cieślak jest dobrym, młodym, głodnym sukcesów zawodnikiem, w którego promocję wpompowywane są pieniądze. Ja mam tylko siebie, swoją charyzmę, swój duży potencjał pod względem charakteru. Na pewno nie oddam mu za darmo wygranej, choć walka nie będzie łatwa – powiedział Witkowski.

Jego przygoda z ringami zawodowymi wyglądała nieźle do 2003 roku. W niemieckim Brunszwiku wygrał wtedy z niepokonanym Turkiem Turhanem Altunkayą.

- Wygrałem z nim też w rewanżu, choć sędziowie ogłosili 2:1 dla niego. To było na gali w Hanowerze, na której Władimir Kliczko przegrał przez TKO w 2 rundzie z Corrie Sandersem z RPA – przypomniał Witkowski.

Polak w swej karierze też miał afrykański epizod. 12 lat temu boksował w stolicy Kamerunu – Yaounde z Georgesem Akono.

- W Polsce panowały siarczyste mrozy, a tam było chyba z 50 stopni ciepła. Na lotnisku byłem witany jak Mike Tyson, choć wszyscy mocno się dziwili, skąd mam tyle ciepłych ubrań... Na plakatach widziałem, że byłem określany Mistrzem Europy i Mistrzem Interkontynentalnym. To na wypadek, gdyby Akono przegrał z Polakiem. Na konferencji prasowej dowiedziałem się, że walka nie będzie 6-rundowa, tylko 10-rundowa. Ostatecznie stanęło na 8, przecież lepiej się tam nie droczyć z nimi – opowiadał Andrzej.

Przegrał tę walkę na punkty, poniósł jeszcze 7 porażek z rzędu i aż na 8 lat nie było go w ringu. Obecnie pracuje jako ratownik medyczny w kopalni.

- Ciągnie wilka do lasu, dlatego wróciłem do boksu. Nie dla pieniędzy, bo mam pracę. Przed świętami w 2013 roku wygrałem w Hamburgu przez ciężki nokaut w 2 rundzie z ważącym ok. 94-95 kg Nikolą Milaciciem. Miałem kryzys w 1 rundzie, byłem liczony, ale dzięki wytrwałości i trenerowi Irkowi Butowiczowi, przetrwałem. Później po lewym sierpowym rywal z Bałkanów nie mógł boksować. Moja twarz nie była najpiękniejsza, ale najważniejsze, że wygrałem. I nie przy dyskwalifikację, jak podaje boxrec – dodał Andrzej Witkowski.

Polskim kibicom przypomniał się w lutym w podradomskich Pionkach, gdzie zremisował z Nikodemem Jeżewskim. Teraz zmierzy się z Michałem Cieślakiem.

- Straconego czasu się nie odzyska, ale jeśli ktoś myśli, że Andrzej Witkowski dostanie gonga i się podda, to się grubo myli.