ZAPOMNIANE BITWY: TRINIDAD vs JOPPY

Wojciech Czuba, Materiał własny

2014-05-13

12 maja 2001 roku jeden z najwspanialszych pięściarzy ostatnich lat Felix Trinidad (42-3, 35 KO) stoczył swoją pierwszą walkę w kategorii średniej. Niesamowity portorykański czempion dywizji półśredniej i junior średniej tego dnia od razu stanął do rywalizacji z ówczesnym królem WBA w limicie 160 funtów - Amerykaninem Williamem Joppym (40-7-2, 30 KO).

Starcie niepokonanego w 39 pojedynkach „Tito” z mistrzem z Waszyngtonu, który legitymował się równie imponującym rekordem 32 zwycięstw i 1 porażki, miało wyłonić przyszłego oponenta dla Bernarda Hopkinsa. „Kat” z Filadelfii miesiąc wcześniej zwyciężył bez problemów Keitha Holmesa i z niecierpliwością oczekiwał na lepszego z powyższej dwójki.  

Trinidad przystępował do bitwy w Madison Square Garden w Nowym Jorku jako pogromca takich gwiazd jak chociażby Pernell Whitaker i Oscar De La Hoya. Kilka miesięcy przed walką z Joppym Felix stoczył wspaniałą ringową wojnę z twardym Fernando Vargasem, stopując niepokonanego wówczas zabijakę z Kalifornii w dwunastej rundzie.

Oczywiście faworytem był utalentowany Portorykańczyk, którego siła ciosu i błyskawiczne, momentami nieuchwytne dla oka kombinacje były właściwie nie do obrony dla zwykłych śmiertelników. Eksperci uważali go wtedy za jednego z najlepszych pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe i obserwując walki Trinidada z tamtego okresu, trudno się było z nimi nie zgodzić. Jeżeli chodzi o Joppy'ego, to był zawodnikiem szalenie niewygodnym, wzorującym się na swoim idolu, którym był Ray Leonard. William z pewnością posiadał szybkość „Sugara”, jednak nie dorównywał legendzie siłą uderzenia i odpornością. Tytuł WBA wagi średniej zdobył po raz pierwszy w 1996 roku i po trzech obronach stracił na rzecz Julio Cesara Greena. Jednak Joppy szybko zrewanżował się swojemu pierwszemu pogromcy i kilka miesięcy później odzyskał „swój” pas. Następnie odprawił z kwitkiem siedmiu śmiałków i tak oto 12 maja 2001 roku stanął naprzeciw gwiazdy z Portoryko.

W narożnikach obydwu zawodników znalazły się znane postacie ze świata boksu. Obok Amerykanina stanął mistrz wagi ciężkiej federacji WBC i IBF Hasim Rahman, a Portorykańczyka wspierał czempion WBA John Ruiz. Zarówno jeden jak i drugi nieco wcześniej odnieśli jedne z największych zwycięstw w swoich karierach. Ten pierwszy znokautował Lennoxa Lewisa, a drugi wypunktował Evandera Holyfielda.

Większość ze zgromadzonych wokół ringu w Madison Square Garden 18 tysięcy kibiców liczyło na świetny występ popularnego Trinidada i nie zawiedli się. „Tito” znajdował się wówczas u szczytu formy i błyskawicznie zaczął demolować panującego mistrza. Ubrany w spodenki przypominające te z filmu o Rockym Balboa Joppy padał na deski w rundzie pierwszej, czwartej i ostatecznie w piątej.

O uwielbieniu, jakim cieszył się nowy mistrz świata niech świadczy fakt, że po tym efektownym zwycięstwie gubernator Portoryko zarządził poniedziałek dniem wolnym od pracy, aby kibice mogli dłużej świętować sukces ich ulubieńca.