ABRAHAM BRONI SIĘ W BERLINIE

Łukasz Famulski, Opracowanie autorskie

2014-05-03

W ten bokserski weekend prawie wszystko kręci się wokół Floyda Mayweathera Jr. (45-0, 26 KO), który po raz kolejny będzie chronić swój nieskażony porażką rekord. Jeśli wierzyć słowom jednego z najlepszych pięściarzy, jakich doczekał się boks, to powoli zmierza on do zakończenia kariery. Nic więc dziwnego, że gala w Niemczech i pierwsza obrona po odzyskaniu pasa WBO w kategorii super średniej Artura Abrahama (39-4, 28 KO) schodzi na boczny plan.

Niemiec to już nie jest ten sam "Król Artur", który siedział na tronie w dywizji średniej i ostatnie walki pokazują, że nawet mocny cios, jakim zawsze dysponował, przestał być silnym argumentem i rywale na dobre zaczęli tracić respekt. Kłopoty Abrahama rozpoczęły się chyba od walki z Carlem Frochem (32-2, 23 KO) w ramach turnieju Super Six, gdzie przez dużą część pojedynku nie był w stanie przebić się przez lewą rękę Brytyjczyka. Można odnieść wrażenie, że od tamtej walki jest bardziej świadomy swoich ograniczeń. Niemniej jednak znowu jest mistrzem świata w nowej dla siebie kategorii, po tym jak udało mu się na nowo wyrwać pas Robertowi Stieglitzowi (46-4, 26 KO). Zadecydowały o tym, jak wiadomo, ostatnie chwile walki. Abraham udowodnił tym, którzy uważali, że trzecia walka z rodakiem powinna być jego ostatnią, iż bardzo się mylą.

Dlatego w Berlinie z rywalem innym niż Stieglitz powinniśmy zobaczyć bardzo ciekawą walkę, zwłaszcza że Czarnogórzec Nikola Sjekloca (26-1, 8 KO) to nie jest ułomek. Wywalczył brązowy medal mistrzostwa świata w 2003 roku w Bangkoku, a na zawodowych ringach przegrał tylko raz na punkty w oficjalnym eliminatorze do walki o tytuł z Sakio Biką (32-5-3, 21 KO). Za Sjeklocą przemawia to, że nigdy nie był nawet pretendentem, a ma już 35 lat, bardzo dużo doświadczenia, spore umiejętności i z pewnością jest głodny sukcesu. Na plus Czarnogórca można zapisać również dłuższy okres boksowania w limicie 168 funtów. Jedna z ważniejszych walk w jego zawodowym CV to zwycięstwo punktowe z pogromcą Pawła Głażewskiego (22-2, 5 KO) – Hadillahem Mohoumadim (18-3-1, 13 KO).

Faworytem jest oczywiście "Król Artur", który przygotowując się do tej walki, sparował między innymi z Maciejem Sulęckim (17-0, 3 KO). Jednak mimo że do ringu będzie go prawdopodobnie prowadziła jak zawsze piosenka Tiny Turner "Simply the best", to te słowa nie są już aktualne w stosunku do Niemca.

O innych walkach podczas tej imprezy nie warto mówić zbyt wiele i trzeba przyznać, że tym razem grupa Sauerlanda nie postarała się o najmocniejszą obsadę. Prospekt kategorii junior półśredniej Timo Schwarzkopf (13-0, 7 KO) podejmie Gruzina Anzora Gamgebeliego (17-5-3, 6 KO). Powracający po porażce przed czasem Eduard Gutknecht (25-3, 9 KO) stanie naprzeciw rywala, którego rekord uprawnia do tego, żeby ten pojedynek traktować tylko w kategoriach "na przetarcie", a będzie nim Pablo Sosa (3-3-2, 2 KO). Z kolei Duńczyk Dennis Ceylan (11-0, 5 KO) walczący w kategorii piórkowej też raczej nie powinien mieć trudnego zadania, mierząc się z Białorusinem Agafonauem (8-2, 2 KO), który w ostatniej walce uległ Krzysztofowi Rogowskiemu (7-7, 2 KO). Zgodnie z planem kolejne zwycięstwo powinien również odnieść młody cruiser Noel Gevor (10-0, 6 KO). Wygląda więc na to, że wszystko, co najlepsze podczas gali w Berlinie, powinno się skupić na walce wieczoru, w której i mistrz, i pretendent mają co udowadniać.