ETIENNE, CLIFFORD: BIOGRAFIA

Krystian Sander, Opracowanie autorskie

2014-04-20

Clifford Etienne (29-4-2, 20 KO) urodził się 9 marca 1970 roku w Lafayette w Luizjanie. Już w bardzo młodym wieku wpadł w kłopoty z prawem z powodu przynależności do jednego z ulicznych gangów.

Karierę zawodową rozpoczął stosunkowo późno, bo mając na karku już 26 lat. Dixon Correctional Facility - to w tym zakładzie karnym Etienne spędził 10 lat przed zawodowym debiutem. Został skazany za napad z bronią w ręku. Clifford i tak nie mógł narzekać na swój los - pierwotnie został skazany na 40 lat pozbawienia wolności - wyszedł po odsiedzeniu 1/4 wyroku za dobre sprawowanie. To właśnie podczas pierwszej wizyty w więzieniu pobrał bokserskie szlify - "więzienną karierę bokserską" miał zakończyć z nieskazitelnym bilansem 30-0 i tytułem mistrza więźniów.

Słynący z agresywnego, ulicznego stylu walki Etienne kroczył pewnie od zwycięstwa do zwycięstwa umacniając swoją pozycję. Pierwszym poważnym sprawdzianem jego bokserskich umiejętności miał być pojedynek z późniejszym mistrzem WBO Lamonem Brewsterem. Etienne przystępował do tej walki po pokonaniu journeymana Harolda Sconiersa na punkty po dziesięciorundowym pojedynku - pierwszym w karierze na tak długim dystansie. Walka z Brewsterem była 16. zawodowym pojedynkiem dla "Black Rhino".

Do starcia tych dwóch dobijających do czołówki i niepokonanych pięściarzy doszło 6 maja 2000 roku w Mellon Arena w Pensylvanii podczas gali Spadafora vs Griffith. Walka Clifforda z Brewsterem miała dramatyczny przebieg i była bardzo widowiskowa. Etienne zaczął pojedynek bardzo agresywnie i już w pierwszej rundzie mocno obił rywala. To jedna z najbardziej dramatycznych i widowiskowych rund w historii wagi ciężkiej. Etienne boksował tamtego wieczoru znakomicie - w każde uderzenie wkładał mnóstwo siły i nawet na moment nie zamierzał się cofać. Brewster wykazał się wówczas imponującą odpornością na ciosy i pokazał, że ma ogromne serce do walki. Zademonstrował to szczególnie w rundzie szóstej, gdzie zebrał straszny łomot, by w końcowych sekundach samemu rozpaczliwie wystrzelić trzema sierpami. Po 10. rundach sędziowie wskazali jednomyślnie wygraną Etienne'a, o którym po tej walce zrobiło się głośno. Agresja, siła i ciągły atak - tak zapamiętałem jego postawę w tamtej potyczce.

Clifford wszedł na wyższy poziom i nie mierzył się już z tzw. bumami. Po dwóch zwycięstwach przed czasem nad Joeyem Guyem i Cliffem Couserem (w walce tej zdobył pas NABF) Etienne miał zaboksować z solidnym tak amatorem, jak i zawodowcem - niedocenianym Lawrencem Clay-Beyem, który również pozostawał niepokonany, mając na koncie 12 zwycięstw. Wszystko odbyło się podczas gali Lennox Lewis vs David Tua i można śmiało stwierdzić, że widowsko z udziałem dwóch idących w górę prospektów przebiło główne danie wieczoru.

Clifford jak zwykle boksował bezkompromisowo i był stroną dominującą - spychał do lin, bił bardzo dużo ciosów i wkładał w nie całą moc - po prostu walczył po swojemu. Clay-Bey miał to, co musiał mieć każdy rywal Etienne'a chcący mu zagrozić albo przynajmniej przetrwać z nim więcej niż kilka rund - odporność na ciosy i serce do walki. Pojedynek toczył się w znakomitym tempie i długo trzymał się pewnego schematu: Etienne szedł do przodu zarzucając rywala masą ciosów, zaś Bey odpowiadał groźnymi kontrami spośród których kilka mocnych sierpów zrobiło wrażenie na Cliffordzie. Nie zabrakło tutaj również wielu efektownych wymian, gdzie jeden jak i drugi zbierał i oddawał wszystkim tym, co miał.

Kilka momentów z tej walki do dziś mam przed oczami - tak jak np. rundę 10. która, była po prostu wspaniała. Po dziesięciu morderczych starciach Etienne został ogłoszony zwycięzcą, a dodatkowo po tym pojedynku otrzymał od magazynu "The Ring" tytuł najbardziej ekscytującego boksera wagi ciężkiej w roku 2000. Sama walka była również uznana za jedną najlepszych w tamtych dwunastu miesiącach.

Po tej walce Etienne był klasyfikowany na drugim miejscu rankingu federacji WBC. Kilka miesięcy po efektownej wojnie z Clay-Beyem cieszący się coraz większą popularnością Clifford wyszedł do ringu z pochodzącym z Portoryko niedocenianym i niepokonanym Fresem Oquendo. Faworytem walki był Etienne. Rekord i dokonania Fresa nie rzucały wówczas na kolana. Etienne swoim siłowym agresywnym stylem kupił sobie sympatię fanów i zainteresowanie stacji telewizyjnych - był na topie. Walka z Oquendo miała być przepustką do walki o mistrzowski pas, a okazała się początkiem końca. Transmitowany przez telewizję Showtime pojedynek miał dość niecodzienny przebieg. Faworyzowany Etienne już w pierwszej rundzie trzykrotnie padł na deski, choć w moim odczuciu żaden z otrzymanych ciosów nie zrobił na nim większego wrażenia.

Dwie kolejne odsłony i dwie kolejne randki z deskami. Etienne był cieniem samego siebie. Walczył bardzo chaotycznie, zdawał się być nieobecny w ringu, choć szedł do przodu i próbował przeciwstawić się świetnie dysponowanemu rywalowi, to często był po prostu bezradny. Walka zakończyła się w rundzie 8. Clifford zawiódł po całości - padł na deski ostatecznie siedmiokrotnie i zostawił po sobie fatalne wrażenie. Wysokie miejsce w rankingach, uznanie fachowców i kibiców - wszystko to na jakiś czas opuściło Clifforda. Szczerze mówiąc, ciekaw jestem do dziś, co się stało wówczas z Etiennem, że dał się Oquendo wręcz ośmieszyć.

Odbudowywujący swoją pozycję Amerykanin pokonał kilku mniej wymagających rywali. Po wymazaniu z pamięci klęski z Oquendo przyszedł czas na powrót do gry. Nasz bohater w kwietniu 2002 roku pokonał solidnego testera Terrence'a Lewisa, choć dokonał tego po trudniejszej niż się wielu spodziewało walce. Szczególnie końcówka była niezbyt udana w wykonaniu Clifforda. Potem doszło do interesującej potyczki Etienne'a ze znakomitym Fransem Bothą, który po dziś dzień - już jako smutny cień samego siebie - rozbija się po świecie w poszukiwaniu wypłaty. Już wtedy, a więc 12 lat temu, reprezentant RPA był trochę porozbijany, lecz na pewno wciąż bardzo niebezpieczny. Ten znakomicie zapowiadający się pojedynek odbył się w Nowym Orleanie 27 lipca 2002 roku. Walka ta była kolejnym ciekawym i dramatycznym widowiskiem z udziałem "Black Rhino". Etienne znów był agresywny, głodny boksu i był w stanie umrzeć za cenę zwycięstwa. Botha obrał bardzo skuteczną taktykę na ten pojedynek - trzymał Etienne'a na dystans, a gdy ten zbliżał się z furiackim atakiem, to stary lis z RPA rzucał lewy prosty lub prawy bezpośrednim po czym umiejętnie klinczowałm przez co mocno ograniczał poczynania Amerykanina. Etienne nie był w stanie zdominować walki takm jak to zrobił np. z Brewsterem. Początek walki i tak należał Clifforda, lecz polujący na bombę z prawej ręki Botha w 5. rundzie miał Etienne'a na deskach, a potem powtórzył to w kolejnej odsłonie. W piątym starciu "Biały Bawół" mógł się nawet pokusić o zakończenie pojedynku, niemniej jednak Etienne przetrwał najgorszy kryzys i dalsza część walki była względnie wyrównana. W 8. rundzie Botha zebrał ostre lanie od odradzającego się Etienne'a. Ten tak się zagalopował, że nie usłyszał gongu i parę ciosów włożył przeciwnikowi już po czasie, co wywołało małą awanturę. Runda 9 to już walka na wyniszczenie - kapitalna bijatyka... Kolejny świetny pojedynek wagi ciężkiej z dramaturgią, nokdaunami, dużą ilością silnych ciosów. Remis nikogo w tej walce nie skrzywdził. Etienne mimo sporych kłopotów opanował sytuację i wydawał się być gotów na kolejne wyzwania.

Remis z Bothą okazał się przepustką do walki z legendą zawodowych ringów Mikiem Tysonem. "Bestia" była już wprawdzie lata po swoim prime, lecz jego walkom zawsze towarzyszyło wielkie zainteresowanie i duże pieniądze. Efektownie walczący, silny fizycznie i bezkompromisowy Etienne jako rywal dla Tysona był dla wielu gwarancją dobrego widowiska. Niestety kolejna walka na antenie Showtime okazała się dla Clifforda kompromitacją. Pierwszy silny prawy Tysona zakończył walkę. Etienne padł i nie zamierzał wstawać. Chwilę po wyliczeniu z uśmiechem na twarzy przechadzał się już po ringu... Tamtej nocy panująca o nim opinia twardego, ambitnego i posiadającego serce do walki pięściarza została solidnie zachwiana. Clifford miał otrzymać za ten pojedynek około miliona dolarów. Stracił jednak zainteresowanie telewizji i wielu kibiców...

Etienne wprawdzie wrócił na zwycięską ścieżkę, ale był już cieniem samego siebie. Zwycięstwa z Mikiem Sheppardem czy Talmadge Griffisem były już tylko łabędzim śpiewem i miały na celu niewiele więcej niż poszukanie jeszcze jednej szansy na zarobienie dobrych pieniędzy. Dwa ostatnie gwoździe do bokserskiej trumny Etienne'a wbili Celvin Brock i Nikołaj Wałujew. Dwie porażki w trzeciej rundzie jasno dały do zrozumienia, że czas Clifforda w tym biznesie minął. Niestety Etienne'owi nie dana była spokojna i w pełni zasłużona emerytura...

Kilka miesięcy po starciu z gigantycznym Rosjaninem, Clifford Etienne powrócił do złych nawyków. Demony przeszłości przypomniały sobie o nim w sposób bardzo gwałtowny. Clifford pewnego słonecznego popołudnia w sierpniu roku 2005 okradł znanego biznesmena i podczas ucieczki samochodem uprowadził kobietę z dzieckiem. Policja bez trudu dogoniła boksera. Etienne nie zamierzał się jednak poddawać. Wyciągnął broń i wycelował do funkcjonariuszy. Pistolet miał podobno się zaciąć i tylko dlatego nie wystrzelił...

Amerykanin usłyszał następujące zarzuty: próba zabójstwa policjanta, rozbój z bronią w ręku oraz porwanie drugiego stopnia. Został skazany na 160 lat pozbawienia wolności. Kilka miesięcy temu karę zmniejszono do 105 lat...

Clifford Etienne to postać dramatyczna. Po 10-letnim pobycie za kratami wrócił do świata żywych. Stoczył wiele kapitalnych pojedynków, założył rodzinę i nie mógł na nic narzekać. Niestety coś w pewnym momencie w nim pękło. Wspomnianego biznesmena miał okraść z raptem kilku tysięcy dolarów, co przy sumie miliona dolarów jaki miał otrzymać za walkę z Tysonem, wydaje się być nieprawdopodobne. Etienne resztę życia spędzi w więzieniu. Wrócił do jakże fatalnego punktu wyjścia. Ja (a zapewne on również) myślami jeszcze nie raz wrócę do jego walk z Bothą, Brewsterem czy Clay-Beyem, co i Wam proponuję. Etienne był mega widowiskowym i zwierzęco silnym bokserem. Gdyby tylko miał lepiej poukładane w głowie...