DAWNY TRENER: TO JUŻ NIE TEN SAM MANNY

Ronnie Nathanielsz, boxingscene.com

2014-04-14

Rick Stahaley to trener, który w grudniu 1998 roku stał w narożniku Manny'ego Pacquiao (56-5-2, 38 KO), gdy jeszcze nieukształtowany filipiński diament sięgał po swój pierwszy prestiżowy tytuł. "Pacman" znokautował wówczas w ósmej rundzie Taja Chatchaia Sasakula (65-4, 40 KO), choć w chwili przerwania walki przegrywał wyraźnie na punkty.

Minęły długie lata, podczas których Pacquiao rozwijał się fizycznie oraz boksersko. Dziś - już ponad 15 lat po tamtym sukcesie - Manny jest mistrzem świata federacji WBO w bardzo mocno obsadzonej kategorii półśredniej, a swój pas zdobył po cennym zwycięstwie nad formalnie niepokonanym Timothym Bradleyem (31-1, 12 KO), który przed sobotnim pojedynkiem był w większości rankingów P4P numerem 3.

Choć Pacquiao znów walczy o najwyższą stawkę, to po ciężkim nokaucie z rąk odwiecznego rywala Juana Manuela Marqueza (55-7-1, 40 KO) wiele osób zarzuca, że Manny najlepsze ma za sobą i nigdy nie wróci do boksu galaktycznym poziomie, jaki prezentował w latach 2008-10. Podobnie zdaje się myśleć Stahaley.

- Uważam, że Pacquiao wypadł całkiem dobrze w walce z Bradleyem. To już nie ten Manny co jeszcze 3-4 lata temu. Jest trochę wolniejszy, jego stopy są już wolniejsze, ale ma przecież 35 lat i na ten wiek prezentuje się świetnie - uważa Stahaley, który wychwycił również, że Bradley musiał odnieść kontuzję w połowie walki.

- Inna sprawa, że Manny miał już wtedy pełną kontrolę. Zrobił to dzięki inteligentnemu boksowi i umiejętnemu poruszaniu się po ringu. Moim zdaniem zawalczył bardzo mądrze i udowodnił, że potrafi boksować. Widać gołym okiem, że przez lata Pacquiao przeistoczył się w pięściarza kompletnego - kończy jego dawny szkoleniowiec.