BRADLEY NIE OCZEKUJE LITOŚCI, BO SAM JEJ NIE OKAŻE

Leszek Dudek, Informacja prasowa

2014-04-07

Timothy Bradley (31-0, 12 KO) oświadczył, że nie oczekuje litości w rewanżowej walce z Mannym Pacquiao (55-5-2, 38 KO), bo i sam nie zamierza jej okazywać, jeżeli pojawi się szansa na wykończenie rywala przed czasem. Wyczekiwany pojedynek odbędzie się w nocy z soboty na niedzielę na gali w Las Vegas, a transmisję przeprowadzi w Polsce telewizja Polsat Sport.

- Manny Pacquiao zawsze był wielkim pięściarzem. Słyszałem też, że jest wspaniałym człowiekiem. Uważam jednak, że w ostatnich dwóch latach jest zbyt wyrozumiały jako pięściarz. Sądzę, że stracił ogień, który kiedyś uczynił go numerem jeden w boksie zawodowym. Nie ma już tego instynktu zabójcy, który widzieliśmy w walkach z De La Hoyą, Cotto i Hattonem - mówi Amerykanin.

- Pacquiao wciąż ma wielkie umiejętności, ale nie jest już w stanie nagle podkręcać tempa. W ostatniej walce miał Brandona Riosa przy linach i pozwolił mu wyjść, a normalnie zadawałby ciosy. Nokaut od Marqueza zostawił swój ślad. Moim zdaniem on był wtedy bliski wykończenia Marqueza, ale nadział się na cios, którego nie zauważył - dodaje mistrz świata federacji WBO w wadze półśredniej.

- Liczę na to, że 12 kwietnia wyjdzie ze mną do ringu ten stary Pacquiao, który niszczył rywali, bo w tym biznesie nie ma miejsca na litość. W ciągu 36 minut, które spędzimy współnie w ringu nie oczekuję od niego żadnej wyrozumiałości, bo sam nie okażę mu cienia litości. Jeść będzie moja rodzina lub jego rodzina, a nikt nie odbierze moim bliskim chleba od ust - kończy Bradley.