ZABIJAKA W RINGU - SIERGIEJ KOWALIOW

Wojciech Czuba, Informacja własna

2014-03-26

Już w najbliższą sobotę kibice boksu zawodowego będą mieli okazję podziwiać kolejny pokaz siły króla nokautu Siergieja Kowaliowa (23-0-1, 21 KO). 30-letni „Krusher”, który od sierpnia zeszłego roku zasiada na tronie federacji WBO dywizji półciężkiej, w oczekiwaniu na lukratywne bitwy z czołówką swojej kategorii postanowił nie siedzieć bezczynnie i rdzewieć. Bombardier z Czelabińska na ringu w Boardwalk Hall w Atlantic City skrzyżuje pięści z posiadającym wspaniały rekord, ale anonimowym i niesprawdzonym Cedricem Agnew (26-0, 13 KO). Transmisję z tego wydarzenia, bądź egzekucji, jak nazywają tę konfrontację złośliwi, przeprowadzi stacja HBO. Ciekawe, co zaprezentuje nam rosyjski zabijaka?

Zanim Kowaliow stanie w ringu z Bernardem Hopkinsem (54-6-2, 32 KO), Adonisem Stevensonem (23-1, 20 KO), Beibutem Szumenowem (14-1, 9 KO), lub kto wie, Andrzejem Fonfarą (25-2, 15 KO), musi uporać się z 27-letnim Agnew. Ten niepokonany mieszkaniec Chicago ma w swoim rekordzie w zasadzie tylko jedno znane nazwisko, czyli Yusafa Macka (31-7-2, 17 KO), którego pokonał w swoim ostatnim występie. Zwycięstwo na punkty nad kolegą z Filadelfii zanotował Cedric rok temu w kwietniu. Od tamtego czasu nie wystąpił ani razu, co z pewnością nie napawa jego kibiców optymizmem przed starciem z Kowaliowem. Cóż, notowany na 14 miejscu w rankingu WBO pretendent wyszedł zapewne z założenia, że mistrzowskiej szansy się nie odrzuca i do odważnych świat należy. Czy postąpił słusznie okaże się już niedługo. Co do wartości najbliższego przeciwnika Siergieja nie mają wątpliwości eksperci i bukmacherzy. Cuda co prawda się zdarzają, ale chyba nie tym razem.

Rosjanin po raz pierwszy rękawice bokserskie założył w wieku jedenastu lat. Jako amator stoczył 214 pojedynków, z których wygrał 197, należąc przez lata do ścisłej krajowej czołówki. Niestety w tym samym czasie w kadrze „Sbornej” znajdowali się tak utalentowani pięściarze jak Matwiej Korobow i Artur Beterberjew, z którymi nasz główny bohater zazwyczaj przegrywał wewnętrzną rywalizację. Dlatego m.in. obecny mistrz WBO wyemigrował do Ameryki, gdzie w 2009 roku zadebiutował w gronie zawodowców. Były amatorski mistrz Rosji i dwukrotny złoty medalista mistrzostw świata wojskowych, szybko odnalazł się w nowej rzeczywistości. Pomogły mu w tym dwie rzeczy: potworna siła i stalowe pięści.

Do grudnia 2011 roku Kowaliow był jednak postacią anonimową dla przeciętnego kibica szermierki na pięści. Tego jednak dnia niepokonany w szesnastu pojedynkach „Krusher” zmierzył się ze swoim rodakiem Romanem Simakowem (19-2-1, 9 KO), którego zastopował w siódmej rundzie. Niestety na skutek uderzeń Kowaliowa rywal z Kemerowa nie przeżył walki i zmarł trzy dni później w szpitalu. Załamany tym faktem Siergiej prywatnie i publicznie przepraszał rodzinę zmarłego, a także ofiarował całą swoją gażę z kolejnej walki rodzicom Simakowa. Wiele razy przyznawał później, że poważnie zastanawiał się wówczas nad zakończeniem kariery, jednak ostatecznie miłość do sportu zwyciężyła. Co ciekawe, tak traumatyczne przeżycie, jakim bez wątpienia był zgon Simakowa, nie wpłynęło na destrukcyjny styl walki „Krushera”. W przypadku, gdy przeciwnika można znokautować, Kowaliow nie waha się ani sekundy, tylko bije z całą skumulowaną jak w młocie parowym mocą. Od czasu feralnej walki właściciel pasa WBO zanotował sześć występów i żaden z jego rywali nie wytrwał w ringu dłużej niż cztery rundy.

Niewątpliwie 30-letni puncher znajduje się teraz u szczytu formy. Silny, agresywny, obdarzony dobrymi warunkami fizycznymi i dynamitem w rękawicach. Myliłby się jednak ten, kto sklasyfikowałby Rosjanina jako zwykłego osiłka, sztucznie wykreowanego w stylu Deontaya Wildera. Ten facet, gdy trzeba będzie, potrafi boksować i korzystać z techniki wypracowanej w setkach walk amatorskich. Jak na razie bomba z lewej, lub prawej ręki pozwalała mu odprawiać z kwitkiem praktycznie wszystkich śmiałków nieopatrznie stających mu na drodze. W sierpniu zeszłego roku Nathan Cleverly (26-1, 12 KO) myślał, że zdoła poradzić sobie z mało znanym wtedy pretendentem. Mylił się i zapłacił wysoką cenę tracąc zero w rekordzie i z hukiem spadając z mistrzowskiego tronu. Ta wygrana wprowadziła Siergieja na salony boksu zawodowego. Wyraźnie spodobała mu się rola siejącego popłoch i zniszczenie rosyjskiego zabijaki i na pewno każdy z panujących mistrzów dwa razy zastanowi się zanim wejdzie z nim do klatki.

Sobotni wyrok na Agnew będzie kolejnym sygnałem wysłanym wszystkim bokserskim gwiazdom kategorii półciężkiej. Przekaz jest prosty: „Idę po was i jestem już blisko!”.