PRZED GALĄ W ARŁAMOWIE

Łukasz Famulski, Informacja własna

2014-03-15

Opis sześciu czekających nas walk w bieszczadzkim kurorcie wypada rozpocząć od jedynej walki z udziałem pań, ponieważ w niej zaprezentuje się nowy nabytek grupy Knockout Promotion – Ewa Piątkowska (2-0, 2 KO). Pięściarka rozpoczęła zawodową karierę od dwóch efektownych zwycięstw przed czasem, boksując jeszcze na imprezach Tymex Thunder Promotion. Wówczas rywalki "Tygrysicy" nie okazały się zbyt wymagające. I tym razem powinno być podobnie, przynajmniej to sugeruje rekord Czeszki Daszy Goborovej (0-1), a właściwie jej jedyna walka i porażka przed czasem z inną debiutantką. Trudno  jest szukać tych właściwych rywalek w kobiecym boksie, bowiem nie ma tych zawodniczek zbyt wielu i sukcesem jest samo znalezienie jakiejkolwiek zawodniczki na konkretny termin, ale to jednocześnie stwarza szansę dużych wyzwań w stosunkowo szybkim czasie.

Walką w angielskim stylu, czyli konfrontowanie dwóch rodaków po przejściach, można nazwać pojedynek Mateusza Malujdy (4-2-1, 1 KO) z Marcinem Rekowskim (12-1,10 KO). Mimo że niewiele mówi się jeszcze o tej walce, to na pewno, gdy obaj panowie znajdą się na ringu, będziemy śledzić ten pojedynek z dużym zaciekawieniem. Faworyzowany jest Rekowski, który mając w pamięci lewy sierpowy, jakim w czasach amatorskich Malujda posłał go na deski, powinien podejść do sprawy poważnie. Podopieczny Wojciecha Bartnika ma za sobą też dobrą walkę zakończoną remisem z Tomaszem Duszakiem (2-0-1,1 KO), natomiast Rekowski – minimalną porażkę z McCallem. Dlatego nie skreślałbym Malujdy, zwłaszcza że walka będzie na dystansie tylko sześciu rund.

Kolejna ciekawy pojedynek z jedynym europejskim rywalem na tej imprezie czeka Kamila Szeremetę (5-0). W zakontraktowanej na sześć rund walce będzie musiał on stawić czoła Chorwatowi Ivo Gogosevicowi (5-1-1, 1 KO),  który w niektórych fragmentach walki przypomina nawet Polaka – mało bije, ale skupia się na sile ciosu i celności, przy tym często idzie głową do przodu. Jednak u Chorwata  każdy przyjęty cios  systematycznie odbiera mu energię i jego akcje są coraz wolniejsze. Dla Szeremety to pewna próba siły przed starciem z Rafałem Jackiewiczem (44-11-2, 21 KO), zwłaszcza że w ostatniej walce można było odnieść wrażenie, iż Polak wzmocnił się fizycznie i być może wreszcie doczekamy się pierwszego nokautu w jego wykonaniu.

O ile Krzysztof Cieślak (21-5, 6 KO) za każdym razem, kiedy pojawia się na karcie walk, wzbudza spore zainteresowanie, o tyle decyzja o zmianie rywala na walczącego dwa tygodnie temu i zostawiającego po sobie nie najlepsze wrażenie Chawaziego Chacygowa (10-5, 6 KO), jest z co najmniej z dwóch względów niezrozumiała. Po pierwsze, Chacygow przegrał zaledwie przed dwoma tygodniami przed czasem, więc ciężko w tej sytuacji mówić o jakichś poważnych przygotowaniach, a po drugie, Cieślak ostatnio zarzekał się, że teraz w grę wchodzi tylko kategoria superpiórkowa, a Białorusin, mimo że jest nominalnym lekkim, to ostatnio walczył nawet powyżej tego limitu. Ta rywalizacja może być jednak ciekawa, wszystko zależy od nastawienia Chacygowa, gdyż jakimś smaczkiem tej sytuacji jest fakt, że jest to podopieczny Dariusza Snarskiego.

Przynajmniej jedna elektryzująca walka polsko-polska na rodzimych galach staje się już niemal normą, tak będzie i tym razem. Zarówno Marek Matyja (4-0, 2 KO) jak i Norbert Dąbrowski (14-1, 6 KO) staną naprzeciw siebie, obaj będąc pewni swego i o to tutaj chodzi. Matyja wydaje się być silniejszy fizycznie i większe zagrożenie sprawia w półdystansie, za to ostatnia walka z chaotycznym Serbem pokazała pewne braki techniczne, przez co nie był w stanie uniknąć tego, że rywal zwyczajnie na niego wpadał. Dąbrowskiemu z kolei w przedostatniej walce brakowało szybkości. Według niektórych słów, decydująca może być siła ciosu i nie wykluczone, że tak będzie, ale nie podpisałbym się pod tym, choćby dlatego, że to tylko sześć rund. Żaden nie będzie chciał odpuścić pola i wygra ten, komu częściej uda się oszukać przeciwnika.

Danie główne tego menu to starcie Andrzeja Wawrzyka (28-1, 14KO) z Fransem Bothą (48-10-3,29 KO). Choć używając słowa menu, ktoś mógłby się pokusić o zwrot, że danie główne to kotlet z Białego Bawoła, to jednak trzeba przyznać, że nie wliczając Aleksandra Powietkina, Botha jest najciekawszym rywalem Andrzeja Wawrzyka (pomijając fakt, iż wygląda jakby był wzięty z wrestlingu). W każdej walce jest groźny, wygrywa rundy i mimo że daje się nokautować, walczy. Oczywiście brakuje mu już szybkości i ostatnio już nawet właściwej koordynacji, to jednak potrafi boksować. Nawet jeśli Polak wygra przed czasem, to ciekawi mnie, jak będzie sobie radził z Białym Bawołem do tego momentu. Jeśli bowiem będzie pozwalał mu na sporo i wygra walkę tylko jedną akcją, to na pewno nie będzie to dobry znak na przyszłość. Warto wspomnieć, że Botha to ciekawy typ zawodnika, który przy większości porażek przed czasem prowadził na punkty. Jeśli natomiast Wawrzyk będzie pewnie zdobywał rundę za rundą, to nawet jeśli nie wygra przed czasem, zaprezentuje się lepiej niż Grant czy Takam.