SZPILKA JAK GOŁOTA I ADAMEK

Łukasz Famulski, fot. Sylwek Wosko

2014-01-21

Doczekaliśmy się! Znowu kibice w Polsce i to nie tylko wytrawni kibice boksu będą mieli o czym mówić. Będą wstawać nad ranem i śledzić, co będzie się działo w teatrze legendarnej Madison Square Garden. Artura Szpilkę (16-0, 12 KO) można lubić albo nie, ale na pewno nie można obok niego przejść obojętnie i właśnie dlatego przypomni sportowej Polsce czasy, kiedy Andrzej Gołota swoimi walkami elektryzował na długo przed i długo po nich, a noce z soboty na niedziele, w których walczył stały się wręcz kultowymi.

Gołota w  latach dziewięćdziesiątych otwierał Polakom inny świat, który wydawał się wcześniej niedostępny i choć często spektakularne zwycięstwa przysłaniane były jeszcze bardziej spektakularnymi porażkami, to jednak swoista magia polskiej wagi ciężkiej w Stanach pozostała i przeniosła się na Adamka, a teraz prawdopodobnie może się przenieść na Szpilkę. Oczywiście Bryant Jennings (17-0, 9 KO) to nie Mike Tyson czy Lennox Lewis, ale nie to jest tutaj najważniejsze. Istotą sprawy jest otoczka medialna, pora i miejsce rozgrywania pojedynku, perypetie migracyjne, same okoliczności pomysłu na tę walkę, itp. Gołota był "wielką nadzieją białych" w czasach, kiedy tak naprawdę boks zawodowy w Polsce był jak rozgrywki NBA i istniało przekonanie, że biali zawsze będą słabsi, i ciągle aktualne było stwierdzenie Muhammada Alego, który kiedyś pośród wielu swoich "złotych myśli" stwierdził: "Boks – to sport, który polega na tym, że czarny leje białego".

Adamek z kolei był i nadal jest już tylko (albo aż) wielką nadzieją Polaków, jednak w czasach wyraźnie odmiennych, kiedy przez długi czas rządzą biali i często żyjemy wspomnieniami z poprzednich dekad. Szpilka na razie ma status wielkiej niewiadomej, która niezmiennie wzbudza emocje, różnica polega jednak na tym, że w przypadku Gołoty popularność przyszła z pierwszymi transmisjami telewizyjnymi i zwycięstwami, a Adamek swoją pozycję budował bardzo długo. Wystarczy chociażby wspomnieć, że kiedy na jednej gali walczyli ci dwaj legendarni polscy pięściarze i wówczas Adamek zdobył tytuł mistrza świata w wadze półciężkiej, a Gołota został w ekspresowym tempie zdemolowany przez Brewstera, to jednak po walce częściej dało się słyszeć komentarze na temat Gołoty, niż to że "jakiś tam" Adamek zdobył pas. Dopiero po czasie dotarło do wszystkich, że mamy nowego bohatera, ale dla Polaków to nie było to samo, bo nic nie może się równać z ciężkimi ciosami w wadze ciężkiej.

Artur Szpilka to jeszcze inna droga. Najpierw przyszła popularność wykrojona na miarę naszych czasów, a potem dopiero musiał bronić się sport i trzeba przyznać, że jak na razie się broni. Jednak tak trudnego testu Szpila jeszcze nie miał i jeśli pokona "wielką nadzieję czarnych", to na pewno jeszcze nie raz obudzi nas w niedzielny wczesny poranek.