PÓŁŚREDNIA DLA PÓŁŚREDNICH

Dariusz Chmielarski, bokserzy.cba.pl

2013-12-20

Gdy jakiś kraj lub terytorium opanują najeźdźcy z zewnątrz, wprowadzając przy okazji prawa dyskryminujące rdzennych mieszkańców, to z reguły spotyka się to z protestami światowej opinii publicznej, nie wierzącej propagandzie usprawiedliwiającej takie działania. Mamy wtedy demonstracje pod hasłami np. "Tybet dla Tybetańczyków" , "Ręce precz od Afganistanu" itp., itd.

Co to ma wspólnego z boksem? Otóż ma. W wadze półśredniej doszło bowiem do patologicznej sytuacji, w której przybysze z innych kategorii wagowych opanowali ją i zawłaszczyli, przy czym naturalnym bokserom tej kategorii znacznie utrudniono drogę do najważniejszych i najlepiej płatnych walk. Zaczęło się wszystko od wielkich pieniędzy towarzyszących pojedynkom z udziałem Floyda Mayweathera Juniora (45-0, 26 KO) i Manny'ego Pacquiao (55-5-2, 38 KO). W efekcie doszło do nieznanego w historii zawodowego boksu "ciągu na kasę" do półśredniej z kategorii niższych: junior półśredniej i lekkiej. Nie byłoby może w tym nic złego, gdyby odbywało się to w ramach reguł poszczególnych federacji tj. zmieniający wagę bokser niższej kategorii musiałby najpierw wykazać się jakimiś sukcesami w półśredniej, być wciągnięty na listę rankingową danej federacji i po jakimś czasie (rok, dwa lata) dostać title shota. Niestety, w tym przypadku wybrano drogę na skróty, która oznaczała, że najpierw Floyd i Manny, a potem także inni championi wagi półśredniej dostali całkowicie wolną rękę w doborze przeciwników. Wybierali więc często junior półśrednich i lekkich, a ci z kolei na ogół innych bokserów tych kategorii, a w międzyczasie autentyczni i notowani w rankingach federacyjnych bokserzy wagi półśredniej czekali, czekali, aż... w końcu ich z czołówek tych rankingów pousuwano, żeby zrobić miejsca dla nowych przybyszów z niższych wag.

Z różnymi patologiami w zawodowym boksie mieliśmy i mamy do czynienia także w innych kategoriach np. w junior średniej (Alvarez), średniej (Chavez Jr) i ciężkiej (Kliczkowie, Powietkin). Nigdzie jednak poza półśrednią nie doszło do sytuacji, w której popierana przez stacje telewizyjne grupa bokserskich celebrytów całkowicie opanowała jakąś kategorię wagową. Analizując jedynie ranking Boxreca, można dostrzec, że aktualnie w pierwszej 10. mamy zaledwie czterech naturalnych półśrednich, a w pierwszej 20. jest ich dziewięciu. A sztucznych "półśrednich" przybywa i będzie przybywać. Po Guerrero, Riosie i Bronerze już przymierzani są do walk mistrzowskich Danny Garcia, Amir Khan i Rusłan Prowodnikow (już drugi raz). Tymczasem "na bocznym torze" od lat czekają na swoją kolej tacy bokserzy, jak: Kell Brook, Chris van Heerden, Luis Carlos Abregu, Frankie Gavin, Brad Solomon, Ionut Dan Ion, Wale Omotoso (rażąco skrzywdzony w pojedynku z Jessie Vargasem), czy wreszcie jeden z najbardziej niedocenianych bokserów świata, Leonard Bundu. Dobrze chociaż, że tile shoty dostali i wykorzystali Shawn Porter i Keith Thurman. Ten drugi ma zresztą chyba dużą szansę na "posprzątanie" kategorii. Jeżeli tylko celebryci zechcą z nim walczyć, co jest dość wątpliwe.

Boks zawodowy znalazł się na rozdrożu, a to rozdroże umiejscowione jest właśnie w wadze półśredniej. Jedna droga prowadzi do uporządkowania i przestrzegania przepisów jednolitych dla wszystkich zawodników, tak jak to uczyniono w innych dyscyplinach sportu. Druga oznacza uznaniowe lansowanie niektórych pięściarzy przez stacje telewizyjne i specjalne przywileje dla bokserów "znanych, z tego, że są znani" i "wielkich, bo ktoś wpływowy ich za takich uznał", brak klarownych reguł i coraz więcej walk w umownych limitach. Na jej końcu z daleka widać wielki oświetlony namiot z napisem "CYRK".

P.S.

Z tym cyrkiem to wcale nie przesada, tylko nawiązanie do tego, co stało się z profesjonalnymi zapasami. Na przełomie XIX i XX wieku był to sport cieszący się dużo większą popularnością od boksu, a mistrzowie świata (w tym także Polacy: Pytlasiński, Cyganiewicz i inni) zarabiali wielkie pieniądze i cieszyli się olbrzymią sławą. Zapasy miały jednak tę wadę, że były organizacyjnie nieuregulowane tzn. były różne style, różne federacje, niejasne przepisy. Po I Wojnie Światowej zaczęły przegrywać rywalizację o widza z bardziej sportowo poukładanym boksem. Wynikało to też z popularności transmisji radiowych. Na ringu bokserskim zawsze coś się działo i sprawozdawca mógł to komentować, a zapaśnicy jak się nieraz zakleszczyli, to i pół godziny trwali bez ruchu. Aby rywalizować z boksem organizatorzy walk zapaśniczych zaczęli więc wprowadzać różne „dodatkowe atrakcje” dla widzów np. udział zawodnika w czarnej masce o nieznanej tożsamości. Z czasem szło to coraz bardziej w kierunku pojedynków reżyserowanych, aż doszło do tego, co dzisiaj się nazywa American Professional Wrestling. Bywa nawet przyjemne w oglądaniu, ale nie ma już nic wspólnego ze sportem. Dzisiejsza konkurencja ze strony MMA sprawia, że boks też może wkroczyć na tę śliską drogę bez odwrotu. Od umownych limitów do ustawionych walk już tylko jeden krok.

bokserzy.cba.pl >>>