GDZIE SIĘ PODZIAŁ 'BŁYSK' NONITO?

Leszek Dudek, Przemyślenia własne

2013-11-10

Przed rewanżowym pojedynkiem Nonito Donaire (32-2, 21 KO) z Vicem Darchinyanem (39-6-1, 28 KO) długo zastanawiałem się, jak będzie wyglądać ta potyczka. Uspokoiła mnie ostatnia konferencja prasowa. Po wysłuchaniu wypowiedzi obydwu zawodników byłem przekonany o tym, że Filipińczyk wie, czego ma się spodziewać po zmotywowanym "Wściekłym Byku" i jest na to w pełni gotowy. Sądziłem, że walka z Guillermo Rigondeaux (12-0, 8 KO) raz na zawsze wyleczyła Nonito z miłości do lewego sierpowego. Obdarzony tak wspaniałymi umiejętnościami, szybkością i refleksem pięściarz nie może przecież całego swojego ataku opierać na szukaniu ulubionego nokautującego ciosu. Cieszyłem się więc, że jeden z moich ulubieńców znów zawalczy na miarę swoich wielkich możliwości, czyli sprytnie i rozważnie, choć Łukasz Furman ostrzegał mnie, że Darchinyan nawet w wieku 37 lat pozostaje groźny. W to nie wierzyłem, nie po porażkach z Moreno i Yamanaką. Nie po problemach z journeymanem Gallo.

Niestety w ringu okazało się, że Donaire nie przygotował żadnego planu na walkę i sądził, że Vic sam wejdzie mu na kontrę, jak miało to miejsce w lipcu 2007 roku. Nie można jednak skontrować pięściarza, który nie bardzo ma ochotę atakować. Jeszcze trudniej jest trafić niewygodnego mańkuta lewym sierpowym, a Nonito - jak zwykle zresztą - nastawił się na zakończenie pojedynku tym właśnie uderzeniem. Kolejne rundy upływały więc bez wyraźnej przewagi któregokolwiek z pięściarzy, a kibice byli zawiedzeni poziomem widowiska. Jeśli w kategorii piórkowej spotyka się dwóch wybuchowych puncherów ze złymi zamiarami, nikt nie spodziewa się, że walka będzie toczona w żółwim tempie, a ostrożni zawodnicy będą wyprowadzać po 20-30 ciosów na rundę.

Wojna w półdystansie rozgorzała na moment w końcówce czwartej odsłony, lecz po minucie przerwy znów zaczęło wiać nudą, a trzymający się swojej strategii Darchinyan nieznacznie, ale jednak wygrywał starcia i wyrabiał sobie powoli przewagę. Słynny Robert Garcia, który od paru lat zaliczany jest do grona najlepszych szkoleniowców świata, nie był w stanie w żaden sposób wpłynąć na swojego podopiecznego, który niczego nie zmieniał w swym boksie i w nieskończoność czekał na coś, co mogło nigdy nie nadejść. Tym razem nadeszło. Wygrywający walkę Vic poczuł się zbyt pewnie i w dziewiątej rundzie popełnił stary błąd, a Donaire tylko czekał ze swoim lewym sierpem. Darchinyan zdołał się jeszcze pozbierać po nokdaunie, ale "Flash" nie mógł go już wypuścić i po chwili zmusił sędziego do poddania Ormianina. Gdyby to się nie wydarzyło, "Wściekły Byk" wziąłby swój rewanż i wygrał walkę na punkty.

Donaire spełnił zapowiedzi i zwyciężył przed czasem, ale zaprezentował się najgorzej od lat. Tak słabo nie walczył nawet z Rigo, którego podobno mocno zlekceważył. Wczoraj nie miało być o tym mowy. Filipińczyk zapewniał, że ma swój plan i jego sprytna taktyka zaowocuje efektownym tryumfem. Z całym szacunkiem dla Vica, który wciąż jest wielkim wojownikiem - bokser klasy Nonito powinien poradzić sobie z jego obecną wersją znacznie łatwiej. Co jest powodem tak widocznego regresu u znakomitego Filipińczyka, który przez lata ocierał się o pierwszą trójkę rankingów P4P? Najlepszy pięściarz 2012 roku prawdopodobnie poczuł się spełniony, a to najgorsza rzecz, jaka może przytrafić się zawodnikowi. Istnieje podejrzenie, że brakuje mu motywacji do treningów i kontynuowania kariery. W tej sytuacji powininien ją zakończyć, ale to równowałoby się z utratą części sławy, a Donaire zdaje się być człowiekiem, który wspaniale czuje się w centrum uwagi i lubi towarzystwo dziennikarzy. Niemniej jednak boksowanie bez celu nie sprzyja odnoszeniu zwycięstw, co potwierdzają dawni mistrzowie, którzy często właśnie w tym upatrują przyczyn swych porażek.

Istnieje także inna możliwość. Nie da się wykluczyć, że kiepski występ Nonito jest długotrwałym efektem porażki z Rigondeaux. Kubański geniusz udzielił faworyzowanemu Filipińczykowi lekcji boksu. Odebrał mu niezachwianą pewność siebie, tak właściwą dla zawodnika, który przez lata nie miał równorzędnego przeciwnika i szedł jak burza przez kolejne kategorie wagowe, rzucając na deski uznanych mistrzów i zdobywając kolejne tytuły.

Czy istnieje recepta na powrót do dawnej formy? Od razu przychodzi na myśl zmiana trenera. Wczoraj widzieliśmy kolejną walkę, w której Robert Garcia nie potrafił przemówić do Nonito. "Flash" może być bokserem, który potrzebuje twardej ręki w narożniku, by wznieść się znów na wyżyny. Oczywiście mam świadomość tego, że Donaire walczył wczoraj z kontuzją. Jego opuchnięty policzek rzucał się w oczy. Jeżeli prawdą jest, że Nonito przez cały czas bił się nie tylko z rywalem, ale także z nieustępliwym bólem i samym sobą, należy mu się ogromny szacunek. W takim wypadku nie chciałbym jednak od razu oglądać rewanżowej potyczki z Rigondeaux. Niech najpierw "Flash" pokaże nam, że wciąż może być w ringu w pełni skupiony i niemal bezbłędny - jak w starciach z Nishioką i Sidorenko. Z "El Chacalem" nie ma czego szukać, jeśli nie wróci mu utracony przed rokiem "błysk".