PODZIEMNA GALA WYCHODZĄCA Z PODZIEMIA

Łukasz Famulski, Informacja własna

2013-10-18

Przed nami kolejna edycja podziemnej gali boksu zawodowego w Wieliczce organizowanej przez grupę Babilon Promotion. Po raz pierwszy jednak nie jest to impreza zamknięta i tym razem była prowadzona sprzedaż biletów. Warte zaznaczenia jest także to, że bezpośrednią relację z tego wydarzenia przeprowadzi telewizja Polsat. Sportowe menu tego wieczoru to sześć walk, w tym walka wieczoru: Krzysztof Zimnoch (16-0-1, 11 KO) – Artur Binkowski (16-3-3, 11 KO). Ciekawie zapowiadają się także inne walki tej gali.

W czterorundowym pojedynku zaprezentują się Robert Świerzbiński (11-2, 3 KO) z Ismailem Tebojewem (7-4-1, 3 KO). Szukając faworyta w tej walce, pewnie wypadałoby wskazać podopiecznego Dariusza Snarskiego, zwłaszcza że obaj spotkali się już na ringu dwa lata temu i górą po decyzji punktowej był Świerzbiński. Tym razem jednak dystans czterech rund może sprawić, że walka będzie trudna do oceny i raczej mało prawdopodobne, by mogła się skończyć przed czasem. Plusem tak krótkiego dystansu może być jednak to, że obaj zawodnicy będą zmuszeni do prowadzenia walki w dobrym tempie.

Michał Cieślak (1-0) vs Łukasz Rusiewicz (14-15, 7 KO) – to kolejna para rywali. Od kiedy grupa Babilon Promotion wprowadziła bonusy finansowe za najefektowniejszą walkę gali, nazwisko Cieślak wydaje się być niemal bezkonkurencyjne. Patrząc na rywala, z którym Michałowi przyjdzie się mierzyć, być może historia znowu się powtórzy. Rusiewicza nie trzeba nikomu przedstawiać, Cieślak z kolei dobrze wszedł w karierę zawodową i widać, że podchodzi do sprawy bardzo profesjonalnie. Rusiewicz do porażek punktowych jest już przyzwyczajony i nie robią one na nim wrażenia, ale trzeba powiedzieć uczciwie, że jeśli przegrywa z kimś o takim rekordzie jak Łukasz Zygmunt i jeśli przegra teraz z radomianinem, to jego pozycja jako ekskluzywnego jurneymena zacznie się bardzo mocno chwiać, co zapewne odczuje również finansowo. Dlatego, obserwując walki Rusiewicza, nie sądzę, by wyszedł do Cieślaka tylko po wypłatę.

W sześciorundówce zaprezentują się Kamil Szeremeta (4-0) i Daniel Urbański (21-13-3, 5 KO). Do niedawna ten pojedynek wydawał się być mało atrakcyjny, ale po ostatnich wypowiedziach Urbańskiego można odnieść wrażenie, że jednak jeszcze mu się chce i na tym etapie kariery Szeremety na pewno będzie wymagającym rywalem. Natomiast podopieczny Piotra Wilczewskiego musi pokazać się trochę lepiej niż w dwóch ostatnich pojedynkach, choć pewnie o pierwsze zwycięstwo przed czasem nie będzie łatwo.

Jeśli mówimy o Binkowskim i Tebojewie jako o Polakach, to wychodzi na to, że jedynym niepolsko – polskim pojedynkiem underground show będzie walka Krzysztof Głowacki (19-0, 12 KO) – Richard Hall (30-13, 28 KO). Nie da się ukryć, że z takiego zawodnika – niegdyś bardzo dobrego, ale nigdy wybitnego – jak Hall zostało niewiele i jakoś ciężko sobie wyobrazić inny scenariusz niż zwycięstwo Głowackiego. Pytanie jest jednak inne: czy Polak będzie w stanie przełamać Halla i wygrać przed czasem, i czy zatrze nienajlepsze wrażenie po walce z nie wiedzieć czemu niedocenianym Taylorem Mabiką? Warto też zauważyć, że Głowacki wraca na ring po kontuzji, więc nie za bardzo wiadomo, czego się można po nim spodziewać.

Kolejna walka, którą trzeba docenić, to starcie doświadczenia z ambicją i odwagą. Michał Żeromiński (5-0, 1 KO) i Rafał Jackiewicz (42-11-2, 21 KO)) zmierzą się na dystansie ośmiu rund. Większość, patrząc analitycznie na to, co może wydarzyć się na ringu, stawia w roli zdecydowanego zwycięzcy Jackiewicza i niestety trzeba się z nimi zgodzić. Nie wynika to wcale z jakiejś niechęci do tego ekscentrycznego pięściarza, ale bardziej z tego, że zwycięstwo nad bokserem z Radomia niewiele zmieni, tym bardziej, że rozpoczyna on niebawem swoją przygodę z MMA. Dla wydawałoby się perspektywicznego Żeromińskiego, który godzi pracę z treningami, dotkliwa porażka może być czynnikiem zniechęcającym. Dlatego liczę, że przynajmniej zobaczymy w jego wykonaniu dużo ciekawych kombinacji, tak jak w pokazowej walce w Radomiu (chociaż tam rywal był nie tej klasy co Jackiewicz), i że po prostu dobrze zaboksuje.

Walką wieczoru jest oczywiście starcie: Zimnoch – Binkowski. Będzie to coś, z czym się jeszcze Zimnoch nie zmierzył, czyli przeciwnik naładowany negatywnym emocjami i sprawiający wrażenie kogoś, kto wchodzi na ring demolować. Może być to jednak dobrym sprawdzianem psychicznym przed ewentualną walką ze Szpilką. Pomijając jednak otoczkę, która - trzeba przyznać - Binkowskiemu się udała, na płaszczyźnie czysto sportowej nie wydaje mi się, aby reprezentujący Kanadę pięściarz był na tyle szybki i przygotowany kondycyjnie, by mógł zagrozić Zimnochowi. Taka walka jest jednak potrzebna, przede wszystkim samemu Binkowskiemu, któremu da szansę, by przypomnieć się w Polsce albo niektórym nawet dać się poznać, gdy bowiem podczas gali w Międzyzdrojach dotarła informacja, że kolejnym rywalem Zimnocha ma być właśnie "Polish Warrior", to nie do końca wszystkim się to spodobało, łącznie z samym Zimnochem. Teraz, kiedy Binkowski coraz pewniej mówi o swoim zwycięstwie, momentalnie została sprzedana reszta biletów. Oglądalność też pewnie będzie większa niż podczas walki Zimnoch – Malujda. Tak czy inaczej, to pojedynek z gatunku tych, które trzeba z zapartym tchem śledzić od pierwszej sekundy, bo nie wiadomo, jak długo będzie trwał i czy będzie równie ostry, jak słowa przed walką.