O MASTERNAKU NA ZIMNO

Dariusz Chmielarski, bokserzy.cba.pl

2013-10-07

Przegrana przed czasem Mateusza Masternaka (30-1, 22 KO) w Moskwie z Grigorijem Drozdem (37-1, 26 KO) była zimnym prysznicem dla polskich kibiców boksu. Szok był tym bardziej przykry, że Masternak jest kolejnym polskim prospektem, który przewrócił się na pierwszej poważniejszej przeszkodzie. Teraz, kiedy emocje już opadły, warto zastanowić się nad przyczynami klęski i dalszymi perspektywami dla naszego boksera.

To, że z bokserskim rozwojem Masternaka jest coś nie tak, można było zaobserwować od dawna. Swój szczyt formy zanotował na przełomie lat 2011 i 2012, kiedy to w świetnym stylu zdemolował Carla Davisa i Michaela Simmsa. Potem było już tylko gorzej. O ile jednak w 2012 spadek formy był w sumie nieznaczny, to już walka z Seanem Corbinem w kwietniu 2013 mogła poważnie zaniepokoić. Mateusz był dziwnie wolny, nie wyczuwał dystansu i miał problemy z pokonaniem przed czasem znanego ze szklanej szczęki przeciwnika. W pojedynku z Drozdem te mankamenty ponownie wystąpiły, a oprócz tego znakomity technicznie bokser rosyjski boleśnie obnażył niedostatki w wyszkoleniu Masternaka. O tym, że obrona jest jego słabą stroną wiedzieli właściwie wszyscy, jednak problem ten był bagatelizowany, gdyż nasz pięściarz w swoich wcześniejszych walkach nigdy nie był poważnie zagrożony. W Moskwie nagle okazało się, że po zainkasowaniu mocnego ciosu Mateusz nie wie, co w takiej sytuacji robić. Nie balansuje, nie klinczuje, nie odpycha, tylko stoi z opuszczonymi rękoma przy linach i daje się bezkarnie bić. Nic więc dziwnego, że sędzia ringowy poddał go w 11. rundzie. Na tle Drozda widać było jaskrawo, jak jednostajny i łatwy do przewidzenia jest boks Masternaka i jak ubogi jest jego repertuar akcji.

Coś niedobrego musiało zaistnieć w procesie treningowym. Świadczą o tym wypowiedziane przed walką słowa samego Mateusza: „w pewnym momencie byłem sam sobie trenerem” i „mój trening był bardziej kulturystyczny, niż bokserski”. Trener Andrzej Gmitruk jest sprawdzonym i uznanym fachowcem, ale pewnie chcielibyśmy usłyszeć od niego jakieś wyjaśnienia na ten temat. Podobnie na temat taktyki na walkę z Drozdem, bo wyglądało, jakby jej w ogóle nie było, gdyż to Rosjanin od początku narzucił swój styl walki. Dziwić mogą też słowa trenera wypowiadane w narożniku w czasie walk z Corbinem i Drozdem, chwalące Mateusza i utwierdzające go w przekonaniu, że przebieg walki jest pomyślny w sytuacjach, kiedy było dokładnie odwrotnie. Być może jednak odpowiedzialność za formę polskiego boksera spada nie na trenera, ale na promotora i jego poczynania? To zagadka, na która na razie chyba nie doczekamy się odpowiedzi.

Mateusz Masternak to duży bokserski talent, do którego zmarnowania nie wolno dopuścić. Posiada dar od Boga w postaci silnego ciosu i będzie znowu nokautował, jeżeli wróci dawna precyzja. Podobnie powinny wrócić szybkość i refleks, a braki techniczne nie są aż tak wielkie, by nie dało się ich wyeliminować. Nawet w feralnej walce z Drozdem można było dostrzec pewne pozytywy boksu Mateusza. Pokazał np. dużą odporność na ciosy i mimo iż kilka razy został precyzyjnie i mocno trafiony, to nie dał się powalić na matę. Zapewne dotrwałby też do końca 12. rundy. Pewnym usprawiedliwieniem może być także odniesiona już na początku walki kontuzja łuku brwiowego. Myślę, że prawdziwi kibice nie odwrócą się od niego po porażce, za co Mateusz zrewanżuje się im w przyszłości nowymi sukcesami.