JAKIE BĘDZIE DZIEDZICTWO KLICZKÓW?

Tomasz Ratajczak, Opinia własna

2013-10-06

W historii zawodowego boksu tylko trzem pięściarzom udało się zakończyć karierę będąc w posiadaniu tytułu mistrza świata wagi ciężkiej. Pierwszy był Gene Tunney, który rozstał się z ringiem jako mistrz świata wszechwag w 1928 roku. Kolejny to Rocky Marciano, który zawiesił rękawice na kołku ponad ćwierć wieku później, w 1956 roku. Ostatnim, któremu udała się ta sztuka był Lennox Lewis, kończący karierę dziesięć lat temu, po walce z Witalijem Kliczką. No właśnie - ten felieton chciałbym poświęcić Witalijowi oraz jego bratu Władimirowi Kliczce. I mistrzowskiemu dziedzictwu, które zostawią po sobie w historii zawodowego boksu.

Starszy z ukraińskich braci zakończy karierę zapewne w przyszłym roku i skoncentruje się na walce o prezydenturę w swoim kraju. Młodszy poboksuje jeszcze pewnie parę lat i również odejdzie na sportową emeryturę. Obaj jak wszystko na to wskazuje dołączą do elitarnego grona pięściarzy, którzy zakończyli kariery będąc mistrzami wszechwag. Obaj będą zaliczani do grona dziesięciu najlepszych "ciężkich" w historii zawodowego boksu. Bez wątpienia zdominowali współczesną wagę ciężką. Nikt nie jest w stanie im zagrozić. Aleksander Powietkin dał z siebie wszystko wczoraj na moskiewskim ringu, ale nawet to nie wystarczyło, aby pokonać Władimira, który wygrałby również bez wydatnej (niestety...) pomocy sędziego Pabona.

Jest jednak coś, co sprawia, że tych największych w historii wspominamy w sposób szczególny. Mistrzowskie dziedzictwo, które czyni ich niezapomnianymi i powoduje, że wciąż wracamy do ich walk, dyskutujemy ich przebieg i często emocjonujemy się tak, jakbyśmy widzieli pierwszy raz. Chcielibyście obejrzeć jeszcze raz wczorajszą walkę Kliczki z Powietkinem...?

Tunney został zapamiętany jako pierwszy, który odszedł w glorii mistrza, odbierając wcześniej pas i kończąc karierę wspaniałego i bardzo popularnego Jacka Dempseya. Marciano miał za sobą świetne walki z Walcottem i Charlesem, widowiskowy styl ringowego zabijaki i legendę jedynego niepokonanego mistrza w historii boksu, do którego rekordu wciąż próbują dorównać kolejne gwiazdy zawodowych ringów. Wreszcie Lennox to epickie, jak mawia młodzież, pojedynki z Holyfieldem, Rahmanem i Tysonem, oraz status ostatniego wielkiego mistrza ze złotej epoki czarnych czempionów lat 90. ubiegłego wieku. Najwięksi z największych - herosowie z legendarnej Złotej Ery - lat 70. XX stulecia, Ali, Frazier i Foreman - czy trzeba wymieniać ich tytuły do nieśmiertelnej sławy? Nawet zmarły niedawno Norton, który o tytuł mistrzowski jedynie otarł się przez chwilę, trwa w pamięci kibiców swoją trylogią z Alim. Jak na tym tle prezentują się bracia Kliczkowie?

Z pewnością zostaną zapamiętani jako pierwsi i na długie lata, lub może nawet na zawsze jedyni w historii bracia, którzy dzierżyli mistrzostwo świata wszechwag równocześnie. Z pewnością będzie się ich wspominać jako absolutnych dominatorów wagi ciężkiej początków XXI wieku. Ale czy to będą wspomnienia wywołujące gorące emocje wśród kibiców? Czy będziemy wracać do ich walk? Raczej nie...

Oczywiście nie winię za ten stan rzeczy wyłącznie samych Kliczków. Zmierzyli się przecież z niemal całą czołówką obecnej królewskiej dywizji. Trudno mieć także do nich pretensje o to, że wybrali ten swój nudny styl "klincz-kowania" (prawa autorskie do tego bon motu - Leszek Dudek), skoro jest stuprocentowo skuteczny. Gdy próbują robić to inaczej, ich walki stają się widowiskowe, ale z opłakanym skutkiem dla nich samych (porażki Władimira, krwawa jatka Witalija z Lewisem). Boksują więc bezpiecznie dla siebie. Ale tym samym tracą okazję na zapisanie się złotymi zgłoskami w historii zawodowego boksu, co potwierdzają regularne gwizdy publiczności, towarzyszące ich walkom. Gdy zakończą kariery, bokserski świat wyda z siebie jedno, wielkie westchnienie ulgi. Gra o tron, która się wtedy rozpocznie, będzie znacznie bardziej interesująca. Mam nadzieję, że nowy król wagi ciężkiej będzie w przyszłości gotowy do większego ryzyka w walce o swoją koronę.