DRUGI START CZAKIJEWA

Dariusz Chmielarski, bokserzy.cba.pl

2013-10-03

Kiedy pod koniec 2009 Rachim Czakijew (16-1, 12 KO) pojawił się na zawodowym ringu, wiele osób widziało w nim tego, który powinien w wadze cruiser coś zmienić, posprzątać i przewietrzyć zatęchłą atmosferę. Reprezentant Rosji szedł od zwycięstwa do zwycięstwa, a jednak w decydującej walce uległ przed czasem Krzysztofowi Włodarczykowi (48-2-1, 34 KO) i nie zdołał zdobyć mistrzowskiego pasa. Warto się zastanowić, czy złotemu medaliście z Pekinu zwyczajnie zabrakło talentu, czy też do jego porażki z naszym Diablo przyczyniły się konkretne błędy popełnione przez niego lub jego sztab szkoleniowy.

Osobiście zawsze uważałem, że Czakijew ma wszelkie niezbędne zadatki na mistrza świata. Sądzę więc, że popełniono błędy. Pierwszego z nich można się dopatrzeć w prowadzeniu boksera z Inguszetii. Odnosił on na ogół łatwe zwycięstwa, ale w pewnym momencie przestano przed nim podnosić poprzeczkę i kolejni rywale reprezentowali cały czas poziom, który można by nazwać co najwyżej średnim. Przed walką z Diablo Czakijewowi zabrakło przetarcia z naprawdę wymagającym przeciwnikiem. W dodatku stoczył on tylko 2 pełne walki na dystansie 10 rund i oczywiście żadnej 12-rundowej. Starcie z Diablo było dla Ingusza tym, co rzuceniem na głęboką wodę człowieka, który przedtem pływał w wodzie sięgającej mu najwyżej do pasa. Kompletnie zawiodła też taktyka. Czakijew założył sobie jak najszybsze znokautowanie Włodarczyka i trzeba przyznać, że do zrealizowania tego planu niewiele mu zabrakło. Kiedy jednak sztuka ta mu się nie udała przez 4-5 rund, to należało zmienić założenia i nastawić się na dowiezienie do końca punktowego zwycięstwa, co było zupełnie realne przy wysokiej przewadze, jaką sobie zdążył wypracować. Tymczasem on dalej z uporem maniaka szedł na nokaut, co przyniosło mu ostatecznie skutek odwrotny od zamierzonego.

Inguszowi można też wytknąć braki kondycyjne, a także brak skuteczności zadawanych ciosów. Myślę, że chodzi tu o coś więcej niż o zwykły brak precyzji. Oglądając bokserów z północnego Kaukazu można zaobserwować, że oni na ogół leją z całej siły (której im nie brakuje), ale za to na oślep i byle gdzie. Tak boksuje nie tylko Czakijew, ale także Magomed Abdusalamow, Zaurbek Bajsangurow, Asłanbek Kozajew, a nawet młodziutki Murat Gassijew. Tylko Habib Allachwerdijew wyłamał się z tej reguły i stara się uderzać bardziej precyzyjnie. Odnoszę wrażenie, że w grę wchodzi tu jakiś dziwny kaukaski szpan, polegający na udowadnianiu wszem wobec swojej siły poprzez nokautowanie przez gardę.

W każdym razie jest to istotny mankament do natychmiastowego wyeliminowania przez Czakijewa. Razem z poprawą kondycji i taktyki powinno to przynieść pozytywne efekty, jeśli chodzi o jakość jego boksowania. Przed Rachimem nowy start. W pierwszym pojedynku po klęsce z rak Włodarczyka, w najbliższą sobotę w Moskwie na gali Kliczko - Powietkin, zmierzy się on z solidnym rumuńskim journeymanem Giulianem Ilie (20-6-2, 6 KO), który nigdy dotąd nie przegrał przed czasem. Przebieg i wynik tej walki pozwolą nam ocenić, jak realne są szanse Czakijewa na zdobycie jakiegoś mistrzowskiego pasa w drugim podejściu.