RINGOWE EPOPEJE X: ALI vs NORTON

Tomasz Ratajczak, Opracowanie własne

2013-09-22

W dzisiejszym odcinku niedzielnego cyklu historycznego Ringowe Epopeje chciałbym przedstawić trylogię, która przeszła do klasyki zawodowego boksu. Planowałem zrobić to w jednym z późniejszych odcinków, ale smutne koleje losu skłoniły mnie do zmiany terminu, ponieważ cztery dni temu zmarł jeden z bohaterów tej wspaniałej trylogii. Mam na myśli oczywiście nieodżałowanego Kena Nortona, jednego z czołowych pięściarzy złotej epoki wagi ciężkiej, czyli lat 70. ubiegłego wieku, który trzykrotnie zmierzył się z Muhammadem Alim i okazał się najtrudniejszym obok Joe Fraziera rywalem w karierze „Największego”.

Video: trylogia Ali vs Norton>>>

Norton pozostaje nieco w cieniu Alego, Fraziera i Foremana, jednak zupełnie niesłusznie, gdyż był pięściarzem tego samego formatu, a do tego niezwykle interesującym człowiekiem. Wielka szkoda, że można o nim pisać już tylko w czasie przeszłym. Z boksem zetknął się dość późno, dopiero w wieku dwudziestu lat, gdy służył w marines, jednak szybko przekonał się do tej dyscypliny i jeszcze będąc w wojsku zanotował pierwsze sukcesy, zostając trzykrotnie mistrzem korpusu marines. Po zakończeniu służby wojskowej w 1967 roku został zawodowym pięściarzem i po niecałych trzech latach, mając na koncie 16 zwycięstw, w tym 15 przed czasem, został uznany przez magazyn „The Ring” jednym z najbardziej obiecujących prospektów w wadze ciężkiej. Paradoksalnie krótko po publikacji odniósł pierwszą porażkę, w dodatku przez nokaut, z rąk bardzo przeciętnego Jose Louisa Garcii. Jak stwierdził w swojej późniejszej autobiografii, był to moment zwrotny w jego życiu. Wpadła mu wtedy w ręce książka Napoleona Hilla, pioniera literatury poradnikowej, zalecającej rozwój personalny umożliwiający odnoszenie sukcesów. Dla Nortona zaczął się wtedy najlepszy okres w jego życiu, a on sam często powtarzał, że nie tylko w boksie ciągle trzeba pracować nad własnym rozwojem. W jego przypadku na efekty nie trzeba było długo czekać. W ciągu dwóch i pół roku odniósł serię trzynastu efektownych zwycięstw i otrzymał szansę walki o mistrzostwo Ameryki Północnej w wadze ciężkiej z samym Muhammadem Alim.

„The Greatest” po trzyletniej przerwie w karierze, spowodowanej problemami prawnymi związanymi z odmową służby wojskowej w Wietnamie (pozbawiono go m.in. tytułu mistrzowskiego oraz licencji bokserskiej), powrócił na ring i pewnie zmierzał do walki o odzyskanie utraconego prymatu. Jednak w pojedynku z zajmującym jego tron Joe Frazierem został pokonany i w kolejnych miesiącach musiał zadowolić się jedynie pasem mistrza Ameryki Północnej, który z powodzeniem bronił pięć razy, m.in. przeciw byłemu mistrzowi świata, Floydowi Pattersonowi. Dla wszystkich było oczywiste, że rewanż z Frazierem jest tylko kwestią czasu. Kolejna obrona z Nortonem, znanym jedynie najbardziej zagorzałym kibicom boksu, miała być tylko formalnością. Okazała się jednak jedną z najtrudniejszych walk w karierze Alego.

Norton nie był przed tą walką faworytem. Bukmacherzy stawiali na zwycięstwo Alego, w stosunku aż 5-1. Jednak były marine wbrew pozorom nie był na straconej pozycji. Jako były sparingpartner Fraziera dobrze zapoznał się ze stylem walki, który dwa lata wcześnie sprawił Alemu tyle kłopotów. Sam zresztą prezentował dość niekonwencjonalną technikę walki, polegającą na ciągłym pressingu, połączonym z balansem ciała i niezwykle skuteczną, a przy tym dość nietypową gardą. Lewą ręką opuszczoną niżej, zasłaniał korpus, a ułożoną równolegle i uniesioną wyżej prawą, zabezpieczał szczękę z lewej strony. Podobną technikę stosowali później także Joe Frazier i George Foreman, a nawet grany przez Carla Weathersa Apollo Creed z filmu „Rocky”, którego inspiracją byli właśnie Ken Norton i Ali. Ponadto do walki z Alim przygotowywał Nortona Eddie Futch, który był asystentem trenera Joe Fraziera i stał w jego narożniku w pamiętnej walce z „Największym”. On zresztą był chyba jednym z nielicznych, którzy od początku wierzyli w sukces Nortona. Pamiętał on dobrze sytuację, o której sam Ali prawdopodobnie zapomniał. Kilka lat wcześniej, w trakcie ringowej banicji Ali trenował przez pewien czas w Los Angeles, gdzie odbył kilka sparingów w gymie przy Hoover Street, w którym pracował Futch. Do jednej ze swoich pierwszych zawodowych walk przygotowywał się tam również Ken Norton, któremu wielki mistrz wszechwag, wciąż niezwykle popularny, choć pozbawiony tytułu i pogrążony w niełasce polityków oraz starych grubasów z komisji bokserskich, zaproponował sesję sparingową. Ali chciał dać show kibicom, którzy tłumnie zebrali się w gymie i po pierwszych minutach sparingowej rundy, w których pokazowo obtańcowywał Nortona, krzyknął do niego: „OK. chłopcze, zabawmy się! Teraz coś tobie pokażę!” Po czym zaczął zadawać silne ciosy, ale ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich zebranych i nie mniejszemu samego Alego, Norton zaczął wściekle i skutecznie kontrować. Podobno ten sparing przypominał bardziej dziką walkę, niż treningową potyczkę i został przerwany po pierwszej rundzie. Choć Ali był wściekły i następnego dnia bezskutecznie szukał zwady z Nortonem, prawdopodobnie zapomniał o tym zdarzeniu, w przeciwieństwie do swojego sparingpartnera. Aż nadeszła dla Nortona okazja do przypomnienia Alemu tamtej rundy.

Spotkali się 31 marca 1973 roku w wielkiej sportowej hali w kalifornijskim San Diego, w obecności prawie dwunastu tysięcy widzów. Był to nie tylko pojedynek o mistrzostwo Ameryki Północnej, będące w posiadaniu Alego, ale także o prawo do walki z czempionem wszechwag, którym wtedy był niedawny pogromca Joe Fraziera, George Foreman. Ali miał status pretendenta do tytułu światowego, a Norton był szósty w kolejce. Za walkę z „Największym” zainkasował także największą wypłatę w swojej dotychczasowej karierze, 50 tysięcy dolarów. Oczywiście Ali zarobił kwotę czterokrotnie większą. Do ringu wkroczył w wysadzanym szlachetnymi kamieniami szlafroku z napisem „People’s Choice”, który dostał w prezencie od Elvisa Presleya. Walkę zaczął w swoim charakterystycznym stylu, „latając jak motyl i żądląc jak pszczoła”. Jednak w drugiej rundzie przyjął straszliwy prawy Nortona, który złamał mu szczękę. Od tej pory były mistrz świata musiał skupić się przede wszystkim na unikaniu ciosów w promieniującą straszliwym bólem kość. Jak sam stwierdził po walce: „Wyobraźcie sobie, że macie złamaną szczękę i musicie boksować jeszcze dziesięć rund”. Sam Norton twierdził, że to była jedynie wymówka ze strony jego bezradnego rywala, gdyż złamał mu szczękę dopiero w jedenastej rundzie. Chirurg, który po walce udzielał pomocy Alemu w szpitalu stwierdził, że niemożliwe, aby z takimi obrażeniami pięściarz był w stanie przeboksować dziesięć rund. Jednak dr Ferdie Pacheco, jeden z sekundantów Alego uznał go za „niewiarygodnie twardego sukinsyna” i dodał, że jego podopieczny nie mógł realizować swojego planu w ringu, gdyż od drugiej rundy zmagał się ze straszliwym bólem zlamanej szczęki. Jakby nie było, z każdym kolejnym starciem rosła przewaga Nortona, który szczęśliwie dla obolałego Alego częściej trafiał w korpus niż w głowę. Ostatecznie po dwunastu rundach Norton wygrał niejednogłośnie na punkty, stając się drugim po Frazierze pięściarzem, który pokonał „Największego”. Tego dnia Ali przypomniał sobie zapewne sparingową rundę sprzed lat. Norton zyskał wielką popularność, ale pokonany mistrz również spotkał się z uznaniem. Zamknął usta swoim krytykom, którzy wcześniej kwestionowali jego odporność na ciosy.

 

Oczywiście Ali dążył do jak najszybszego rewanżu, aby potwierdzić swój status „Największego”. Doszło do niego już pół roku później, 10 września 1973 roku na ringu w kalifornijskim Inglewood na przedmieściach Los Angeles, wobec ponad dwunastu tysięcy widzów. Tym razem Norton zarobił prawie tyle samo co jego faworyzowany rywal, 200 tysięcy dolarów wobec 275 tysięcy gaży Alego, nie licząc sporych wpływów z telewizji oraz biletów. Ali był znakomicie przygotowany i w pierwszej połowie walki zdominował Nortona, jednak od siódmej rundy przewagę zaczął zyskiwać jego rywal. O wszystkim miało zadecydować ostatnie starcie, w którym Ali ruszył do zdecydowanego ataku i wygrał je w oczach wszystkich sędziów, a niejednogłośnym werdyktem punktowym wygrał minimalnie całą walkę. Do dziś wśród kibiców i historyków boksu trwają spory o słuszność tego werdyktu. Część dziennikarzy obecnych podczas walki uznała, że powinien wygrać ją Norton, podobnie jak większość kibiców, którzy przywitali ogłoszenie werdyktu przeciągłymi gwizdami. Jednak niezależnie od oceny tego wyniku trzeba przyznać, że Norton po raz drugi okazał się bardzo ciężkim wyzwaniem dla Alego, który sam zresztą komplementował po walce swojego rywala twierdząc, że „jest lepszym pięściarzem niż każdy, z kim walczyłem, może poza Joe Frazierem”.

 

Losy obu wielkich wojowników potoczyły się odmiennymi torami i nie zanosiło się na to, że dopełnią trylogię. Ali zrewanżował się w końcu Frazierowi, a następnie w pamiętnej „Rumble in the Jungle” w Kinszasie znokautował Georga Foremana i odzyskał tytuł mistrza świata wagi ciężkiej, który z powodzeniem obronił trzy razy, by zmierzyć się po raz trzeci w ringu z Frazierem w walce określanej jako „Thrilla in Manila” (całą trylogię Ali-Frazier przedstawię w przyszłości w Ringowych Epopejach). Natomiast Norton po walce z Alim dostał szansę zdobycia mistrzostwa świata, gdyż jego niedawny rywal zajęty był rewanżem na Frazierze i stanął do pojedynku z Foremanem. Został jednak błyskawicznie znokautowany na ringu w Wenezueli, gdzie spotkali się w marcu 1974 roku. Nadal zaliczał się mimo wszystko do ścisłej światowej czołówki i rok później sięgnął po zwakowany przez Alego pas mistrza Ameryki Północnej, nokautując solidnego Jerry’ego Quarry’ego, a następnie dostał okazję na rewanż po latach na swoim pierwszym pogromcy, wspomnianym wyżej Garcii, którym dosłownie zamiótł ring. Znalazł także czas na występy poza ringiem i zagrał w wielkim przeboju kinowym 1975 roku, kostiumowym romansie „Mandingo”, w którym wcielił się w rolę niewolnika wystawianego do walk na gołe pięści przez plantatora, z którego żoną połączył go płomienny romans. Stał się wtedy rozpoznawalny także poza światem boksu, a wiele białych kobiet po obejrzeniu filmu fantazjowało o czarnym kochanku z twarzą Kena Nortona. Jednak dla niego boks pozostawał nadal na pierwszym miejscu. Po kilku kolejnych zwycięstwach był już notowany tak wysoko, że otrzymał szansę na kolejny rewanżowy pojedynek, tym razem z panującym mistrzem świata. W ten sposób dopełniła się ringowa trylogia z Alim.

Ich trzecia walka odbyła się 28 września 1976 roku na jednej ze sportowych aren USA, które mają status legendarnych dla kibiców zawodowego boksu, baseballowym Yankee Stadium w nowojorskim Bronksie. Stawką były posiadane przez Alego pasy WBC i WBA w wadze ciężkiej, a organizatorem debiutujący wtedy w roli bokserskiego promotora… Bob Arum. Nie poszło mu zresztą najlepiej od strony organizacyjnej, gdyż pod stadionem doszło do zamieszek wywołanych przez wściekłych kibiców, gdy okazało się, że przygotowano znacznie mniej biletów niż miejsc na widowni, a zabezpiecznie policyjne szwankowało. Dodatkowo atmosferę imprezy na otwartej przestrzeni nieco pogarszała  jesienna aura i lekka mrzawka, siąpiąca przez cały wieczór. Kontrowersji nie zabrakło także po końcowym gongu, gdy odczytano sędziowski werdykt, uznany 20 lat później przez magazyn „Boxing Monthly” za jeden z pięciu najbardziej dyskusyjnych werdyktów punktowych w historii. Do dziś na bokserskich forach nie milkną spory na temat tamtej i walki nadal wielu kibiców, ale także ekspertów uważa, że Norton został po prostu okradziony przez sędziów ze zwycięstwa, na które bezsprzecznie zasługiwał. Wyraźnie można było zaobserwować, że Ali swój najlepszy okres ma już za sobą. Norton trafiał częściej a bardziej ofensywna początkowo taktyka Alego zupełnie się nie sprawdzała, jednak to mistrzowi sędziowie zdecydowali się przyznać jednogłośnie zwycięstwo, choć tylko jednym punktem. Wśród punktujących tę walkę arbitrów był także późniejszy słynny komentator stacji HBO Harold Lederman, który do dziś podtrzymuje, że minimalnie lepszy był Ali. Wedlug wielu obserwatorów Norton nie mógł jednak po prostu wygrać na punkty, gdyż od ponad 40 lat jeśli mistrz wszechwag tracił tytuł, to jedynie w wyniku porażki przed czasem lub zrzekając się go. Ostatnim wówczas czempionem królewskiej dywizji, który stracił pas w wyniku punktowej porażki był Max Baer, pokonany przez Jamesa Braddocka w 1935 roku. Kolejnym, który po tak długim okresie czasu miał stracić pas mistrza wagi ciężkiej okazał się zresztą… Ken Norton, gdy dwa lata po trzeciej walce z Alim uległ niejednogłośnie Larry’emu Holmesowi. Tymczasem Ali po „zwycięskim” zakończeniu trylogii z Nortonem nie spotkał się z uznaniem, a „Sport Illustrated” napisał po tej walce, że to w istocie koniec wielkiego mistrza: „trafił tylko jedną dobrą kombinację w całym pojedynku, a jego niegdyś fenomenalny prosty to obecnie tylko prztyczek. Alego ocalił jedynie jego spryt”.

 

Rzeczywiście był to początek końca „Największego”, jednak warto pamiętać, że mimo wszystko stoczył dość wyrównaną walkę z jednym z najlepszych pięściarzy tamtych czasów i pretensje o kontrowersyjny werdykt z pewnością nie powinny być kierowane pod jego adresem. Można jednocześnie żałować, że sędziom zabrakło umiejętności sprawiedliwej oceny, gdyż o ile w drugiej walce można dyskutować nad tym, czy rzeczywiście Norton był lepszy, o tyle wydaje się, że w pojedynku zamykającym trylogię rzeczywiście jemu należało się zwycięstwo. A gdyby wtedy uznano go za mistrza, zupełnie inaczej zapisałby się w historii boksu i wyszedł z cienia Alego, Fraziera i Foremana, w którym niesłusznie pozostaje do dziś. Norton był najbardziej pechowym z wielkich pięściarzy wagi ciężkiej, gdyż nawet gdy uznano go mistrzem świata WBC pod koniec 1977 roku (bez walki), w pierwszej obronie niesłusznie został niejednogłośnie uznany za pokonanego przez wspomnianego wyżej Larry’ego Holmesa i tracąc motywację do dalszych ciężkich treningów, notując kolejne tym razem bezdyskusyjne porażki, zakończył karierę kilka miesięcy przed Muhammadem Alim.