O KILOGRAMACH W BOKSIE

Łukasz Famulski, Opracowanie własne

2013-09-18

Kilka ostatnich dni przyniosło interesujące propozycje w boksie. Rodzi się tylko pytanie, na ile nowe propozycje walk są naprawdę ciekawe, a na ile szokujące czy nawet niepotrzebne. Niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że obecnie panuje taki, a nie inny trend. Przecież przed wieloma laty podobne historie także miały miejsce. Mowa chociażby o walce Jacka Johnsona ze Stanleyem Ketchelem, dla której Kiecal poszedł z wagi średniej do ciężkiej tylko po to, by być tym, który powstrzyma hegemonię czarnoskórego mistrza świata. Skończyło się tym, że Ketchel, mimo przewagi, zakończył walkę na dechach ringu i stracił wiele zębów. Na ten moment historie z zębami w rękawicy raczej się nie powtórzą, co nie znaczy, że wszystkie pojedynki mają większy sens.

Propozycja Tarvera, by stoczyć pojedynek z Adamkiem, nie jest żadną wielką sprawą, ponieważ plan "Magika" zakładający pojedynek z Polakiem, a potem z Hayem, pokazuje, że widzi on swoją szansę w walce jedynie z tymi najlżejszymi z najlepszych ciężkich, a więc do tytułu daleko, pieniądze duże, ale chyba tez nie aż tak bardzo. Po to są kategorie wagowe, żeby geniusz boksu ważący około 115 funtów, nie musiał rywalizować z kimś, kto waży od niego dwa razy więcej. Owszem może on zmienić limit, by pokazać swoją dominację, ale nie zawsze jest to możliwe. Różnica między kategorią super średnią i półciężką jest niemal niezauważalna, ale za to przejście z cruiserweight do heavyweight nie wszystkim służy.

Kiedyś decyzję o zmianie kategorii na wyższe podejmowali chociażby Bob Foster czy Roy Jones Jr i kończyło się to różnie. Jones rzeczywiście imponował szybkością i błyskotliwością, pokonując w walce o mistrzostwo globu Johna Ruiza, ale – powiedzmy uczciwie – że miał szczęście, rywalizując w tej kategorii właśnie z Ruizem. Foster, który był gwiazdą kategorii półciężkiej, bo nie było wówczas cruiser, zbierał niestety mocne ciosy i przegrywał, jak chociażby z Joe Frazierem.

Po tym, jak Bernard Hopkins pokonał Tavorisa Clouda, pojawiło się wiele spekulacji na temat jego kolejnej walki i trzeba przyznać, że przedstawiano nawet ciekawe opcje, ale jedną z nich – pojedynek z Powietkinem – trzeba było raczej potraktować jak pierwszokwietniowy żart. Teraz, gdy Mayweather pokonał we wspaniałym stylu Alvareza, Hopkins rozgłasza, że jest w stanie wrócić do kategorii średniej, aby pomścić Canelo! Dla Floyda Mayweathera też zresztą pojawia się kilka opcji w związku z tym, że w jego naturalnej wadze półśredniej mało kto jest w stanie skumulować zyski i zapewnić odpowiedni poziom sportowy. Trzeba więc szukać i wybierać, od Bronera wywodzącego się z wagi lekkiej, przez Gołowkina ze średniej, który równie dobrze mógłby rywalizować osiem funtów wyżej, aż do wspomnianego Hopkinsa (aktualnie około 177 funtów). Co by było, gdyby mocno bijącemu Gołowkinowi udało się znokautować Floyda? Był przecież najlepszy, czyż nie? Był! Tylko walczył z kim nie powinien i gdzie nie powinien. Nie wydaje mi się jednak, by walka rozstrzygnęła się w taki sposób.

Robienie wagi w boksie zawsze dodaje rywalizacji jakiegoś smaczku. Czasami obserwujemy mordercze zabiegi, by przygotować się nie tylko do samej walki, ale także do tego, by zmieścić się w limicie dzień wcześniej. Zbijanie bądź nabijanie wagi jest czymś naturalnym, jednak wszystko powinno mieć swoje granice, a naturalna fizjonomia ciała winna stać ponad możliwymi wyzwaniami i jak najrzadziej być wystawiana na próbę. Ci jednak, którzy w wielkim trudzie zbijają wagę, są w zdecydowanie lepszej pozycji od tych, którzy próbują szukać siły w nowej masie. Niektórzy zamiast szukać wyzwań w wyższej wadze, zrobiliby lepiej, gdyby zadbali o budowanie swojej pozycji tam, gdzie są mocni.

Zdaje się, że Tarver byłby dla zaadoptowanego już na dobre w wadze ciężkiej Adamka dobrą opcją, zresztą na chwilę obecną to mało kto w królewskiej dywizji nie chciałby się z nim zmierzyć. Dlatego myślę, że ambitnemu "Magikowi" w królewskiej dywizji pozostanie zadowolić się tym, że jest jedynym bokserem, który pokonał… Rocky’ego Balboę, bez rewanżu ze strony filmowego bohatera.