PRZED WALKĄ ROKU: BIAŁY PIEGUS POBIJE MAYWEATHERA?

Redakcja, Przegląd Sportowy

2013-09-13

Saul Alvarez (42-0-1, 30 KO) robi błyskawiczną karierę. W sobotę Meksyk wstrzyma oddech. Pokonanie najlepszego pięściarza świata Floyda Mayweathera Jr (44-0, 26 KO) zostałoby uznane za jeszcze większy wyczyn niż ubiegłoroczna wiktoria Juana Manuela Marqueza nad Mannym Pacquiao.

Mając zaledwie 23 lata, Saul Alvarez może przejść do historii jako sprawca jednego z największych zwrotów akcji w dziejach boksu. Zwycięstwo nad Floydem byłoby jak porażka Władymira Kliczki z Aleksandrem Powietkinem. Alvarez zapowiada, że dojdzie do sensacji i planuje osiągnąć tak dużo, jak jego meksykańscy rodacy: Marquez, Julio Cesar Chavez czy Erik Morales. - Albo jak Muhammad Ali. Chcę, aby rozmawiając o boksie ludzie zawsze wymawiali moje nazwisko - dodaje.

Z lodziarni na trening

Za sobotnie starcie w Las Vegas, w którym z Mayweatherem będzie rywalizował o tytuły WBA i WBC wagi junior średniej, dostanie minimum 10 milionów dolarów. Floyd otrzyma przynajmniej cztery razy więcej, a budżet pojedynku jeśli nie pobije, to na pewno zbliży się do najwyższego w historii boksu. Po raz pierwszy w księdze rekordów Alvarez zapisał się już pięć lat temu. Również nie sam, ale z braćmi. 28 czerwca 2008 roku na gali w Guadalajarze wystąpiło... siedmiu bokserów o nazwisku Alvarez: Rigoberto, Ramon, Ricardo, Victor, Daniel, Gonzalo i najmłodszy, niespełna 18-letni Saul. Walki wygrało czterech, w tym oczywiście rudowłosy, blady piegus, w rodzinie wyróżniający się największym talentem.

Na pierwszy trening 11-letniego "Canelo" ("Cynamon") zaprowadził Rigoberto. Dla młodego była to miła odskocznia od sprzedawania lodów w sklepie ojca. Droga z małego Juanacatlan do Guadalajary, gdzie mieściła się sala, trwała godzinę. Saul podróżował w rozgrzanym autobusie, ściśnięty z innymi pasażerami. Być może nie musiałby się tak męczyć, gdyby nie aparycja zbliżona bardziej do Irlandczyka niż Meksykanina. Na podwórku nie miał lekko. - Szybko dowiedziałem się do czego mogą służyć pięści. Wystarczyła zaczepka, a zabierałem się do bitki. Odkryłem, że mam naturalny talent, a do tego potrafię się dobrze bronić - wspomina.

Podobno był tak dobry, że po 20 walkach zabrakło mu przeciwników. Stąd decyzja o zdjęciu kasku i przejściu na zawodowstwo w wieku... 15 lat. Rzucił szkołę i już w trzecim pojedynku, na początku 2006 roku, wygrał z 19-letnim Miguelem Vazquezem - tym, który dziś jest mistrzem świata IBF wagi lekkiej. Tuż po ukończeniu 18. roku życia zadebiutował w USA, wygrywając z Larrym Mosleyem, kuzynem słynnego Shane'a. Dwa lata później był nokaut na Jose, bracie Miguela Cotto, a w 2011 roku pas mistrza świata WBC wagi junior średniej po wypunktowaniu Matthew Hattona, brata Ricky'ego. Ostatnia zdobycz to tytuł WBA odebrany pół roku temu Austinowi Troutowi. To była rodzinna zemsta, bo wcześniej rywal nie pozwolił na zdobycie pasa Rigoberto Alvarezowi.

Easy English?

"Canelo" w ekspresowym tempie zdobywa kolejne szczeble popularności, która idzie w parze z wartością sportową - według magazynu "The Ring" jest obecnie dziewiątym pięściarzem świata. W Meksyku jest bohaterem. Jego walki gromadzą przed telewizorami niemal tyle samo widzów co mecze piłkarskiej reprezentacji, a wspólnie z 30-letnią partnerką Marisol Gonzalez, uczestniczką konkursu Miss Universe 2003, raz za razem trafiają na okładki kolorowych pism. Do podbicia USA brakuje mu zwycięstwa nad Mayweatherem i... opanowania angielskiego. Do tej pory wszystkich wywiadów udziela po hiszpańsku.

Przegląd Sportowy >>>