TYDZIEŃ 14. CZYLI FILOZOFIA ALBO ŚCINANIE DRZEWA

Bartosz Filip Bartoszko, blog.bokser.org

2013-09-03

Szczęście to ciągłe przechodzenie od jednej żądzy do drugiej. (Hobbes)

W piątek wieczorem oba zespoły zakończyły swoje obozy przygotowawcze i najbliższe dwa tygodnie bokserzy spędzą w Las Vegas, gdzie zapewne nie raz miną się w supermarkecie. Pożegnalne sesje treningowe były transmitowane na żywo. Rzecz jasna, obie zainteresowane strony twierdzą, że były to ich najlepsze w karierze cykle przygotowawcze.

Przy tej okazji, choć padło znów wiele tych samych słów, na największą gwiazdę wyrósł Oscar De La Hoya, chyba najbardziej stęskniony blaskiem reflektorów i uwagi dziennikarzy. „Złoty chłopak” przypomniał, że czuje się zwycięzcą pojedynku z Floydem z 2007 roku, kiedy to jak wiemy, przegrał na punkty. Dorzucił także, że „Canelo” znokautuje Floyda w przeciągu ośmiu rund, bo, jak rozwinął to obrazowo w innym miejscu, zetnie go, jak ścina się drzewo – po kawałku, „od czubka, bum, bum, bum.”

SPRAWDŹ BLOGI NASZYCH CZYTELNIKÓW >>

Floyd Mayweather Jr zaskakująco spokojnie przyjął te słowa, kwitując, że każdy ma prawo do swojego zdania. Nie oszczędzał jednak Alvareza. Najpierw uderzył trochę na wiwat, uważając, że to Juan Manuel Marquez ma najwięcej fanów w Meksyku. Nie ma chyba złudzeń, że nawet jeśli meksykański James Dean przegra najbliższy pojedynek to i tak pozostanie najbardziej gorącym latynoskim kąskiem na bokserskim talerzu. Już teraz przypomina się rok 1993, kiedy to Julio Cesar Chavez Sr. walczył z Pernellem Whitakerem w Alamodome w San Antonio przed 59 995 ludzi. Alvareza, który w tym samym miejscu wygrał z Austinem Troutem, oglądało 39 247 widzów i promotorzy twierdzą, że pobiją niedługo rekord Chaveza Sr.

Po tym pudle Floyd ukłuł już nieco celniej, nazywając wcześniejszych przeciwników Saula bokserami klasy C i D. „Money” obiecał także, że i on będzie szukał okazji do znokautowania przeciwnika. Warto przy tej okazji przypomnieć, że Mayweather był także bardzo miły dla swojego byłego promotora a obecnego wroga – Boba Aruma. Na imprezie organizowanej 10 sierpnia przez Nevada Boxing Hall of Fame „Money” zreflektował się, że mógł wcześniej powiedzieć w gniewie coś, czego tak naprawdę nie myślał i życzył Arumowi (oraz Donowi Kingowi) wszystkiego najlepszego.

Po coś jednak nawet miły kowal ma szczypce…

Wyjątkowo dobrze w roli głównego oponenta Teamu Canelo odnalazł się Leonard Ellerbe, który nazwał ludzi Alvareza idiotami, bo zgodzili się na umowny, a niedorzeczny z ich punktu widzenia limit 152 funtów. Przy innej okazji dorzucił, że nikt nie jest w stanie uwierzyć w rzeczy, jakie wygaduje De La Hoya. Mniej agresywny choć także krytyczny okazał się także były trener Oscara De La Hoyi, Robert Alcazar. Uważa on, że Alvarez ma wielki potencjał, jednak jest prowadzony zbyt pospiesznie. Zarzucił on Golden Boy Promotions, że zamiast uczyć swojego zawodnika boksu, skupiła się na robieniu z niego gwiazdy medialnej, by jak najszybciej zarobić wielkie pieniądze. Bardzo krytycznie nastawiony do tej walki Alcazar uważa, że Canelo jest po prostu nie gotowy na tak wielkie wyzwanie.

Sam Saul zdaje się nie słuchać tego, co mówi się o nim, zwłaszcza po angielsku i jedynie także uważa, że De La Hoya wygrał potyczkę z Mayweatherem Jr. Jednocześnie nie sądzi, by swoje pojedynki z Amerykaninem zwyciężyli Miguel Cotto i, wbrew opinii wielu obserwatorów, Jose Luis Castillo. Alvarez jest też spokojny o swoją wagę, ponieważ jedynie podczas treningu zrzuca ok. 9 funtów.

CIEKAWOSTKI:
* Chepo Reynoso, trener Alvareza, zaczepiony przez Floyda Seniora odparł, że on i jego brat mają pięciu mistrzów świata i stoczyli 40 mistrzowskich walk, więc nie mają się czego wstydzić.
* Ricardo Alvarez powiedział, że w domu rodzinnym „Canelo” nazywany jest ciągle Saulem, a dla niego samego jest on wciąż „piegusem” (hisz. pecas).
* Brązowy medalista olimpijski z Londynu Anthony Ogogo (3-0, 2KO) z powodu kontuzji nie wystąpi w undercardzie imprezy „The One”.
* Shane Mosley (47-8-1, 39KO), w którego domu trenował Alvarez przez kilka tygodni wieszczy, że Floyd będzie zaskoczony szybkością i defensywą Meksykanina. Mosley, który walczył z oboma pięściarzami uważa, zapewne ku zaskoczeniu wielu, że obaj pięściarze mają porównywalną siłę ciosu i szybkość. Shane nie wytypował zwycięscy tego pojedynku, a jedynie sam pojedynek do walki dekady.
* Mistrz świata kategorii super średniej WBC i WBA Andre Ward (26-0, 14 KO) stawia na Floyda. Według niego to spotkanie zawodników z dwóch różnych lig. Kondycja ma być tutaj kluczem, a osłabiony osiąganiem umownego limitu Meksykanin może skończyć nawet na deskach.

KĄCIK FILOZOFICZNY
Na koniec trochę filozofii z przymrużeniem oka. Zastanawiam się, czy ktoś kiedyś rozmyślał nad filozoficznymi zagadnieniami, jakie można snuć wokół postawy Floyda Mayweathera Juniora w ringu, jak i poza nim.

Poza ringiem Amerykanin jawi się jako wzorowy uczeń Arystypa z Cyreny, twórcy doktryny hedonizmu. Ten grecki filozof nauczał, że celem życia jest doświadczenie jak największej ilości przyjemności cielesnych, a szczęście stanowi sumę zakosztowanych rozkoszy. W niemal każdym wywiadzie człowieka, który sam siebie nazywa ostatnio „Pół Miliarda Dolarów” znajdziecie potwierdzenie tej tezy.

„Money” zmienia jednak swoją filozoficzną postawę w chwili, gdy wchodzi między liny. W tej sytuacji bliżej mu do Epikura, który typowym hedonistą już nie był, bo uważał, że „czysta” przyjemność oznacza „nieobecność bólu” (aponia) i równowaga ducha (ataraksja). Trudno znaleźć we współczesnym świecie boksu zawodowego pięściarza, który lepiej wprowadza się w stan ataraksji w czasie walki niż Mayweather. Trudno znaleźć też lepszego defensora, który zbliża się w czasie pojedynku bliżej do stanu aponii niż on.

Idee Epikura znajdą się też w centrum wydarzeń 14 września. Obaj pięściarze chcą bowiem  zwyciężyć i zostać najlepszymi z najlepszych, co pomoże im osiągnąć stan równowagi – epikurejską „przyjemność statyczną”. Jednak zanim do tego dojdzie muszą poprzez ból walczyć o zwycięstwo, które jest odpowiednikiem „przyjemności dynamicznej”.