ZIMNOCH POROZBIJAŁ MALUJDĘ, ALE NIE ZAKOŃCZYŁ GO PRZED CZASEM

Redakcja, Informacja własna

2013-08-18

W głównej walce wieczoru gali Seaside Boxing Show V w Międzyzdrojach rękawice skrzyżowali starzy znajomi z ringów amatorskich - Krzysztof Zimnoch (16-0-1, 11 KO) oraz Mateusz Malujda (4-2, 1 KO). Lepszy okazał się ten pierwszy, wyrównując tym samym porachunki sprzed lat, gdy obaj występowali jeszcze w koszulkach i kaskach.

Wrocławianin zgodnie z przypuszczeniami rozpoczął niską pozycją i zza podwójnej gardy strzelał pojedynczymi lewymi sierpowymi z doskoku. Zimnoch był na to przygotowany, trzymał wysoko prawą rękawice i na koniec starcia sam trafił mocnym lewym sierpem. Po minutowej przerwie zawodnik z Białegostoku kilka razy uderzył pod lewy łokieć Mateusza, poprawił prawym podbródkiem i powoli zaczął zyskiwać przewagę. Malujda pozostawał jednak bardzo groźny i na koniec drugiej rundy zaskoczył faworyta firmowym lewym sierpem.

Rozochocony Malujda zwiększył presję na rywalu, lecz ten dwukrotnie po odchyleniu na jego lewy odpowiedział szybkim prawym krzyżowym i ostudził zapał przeciwnika. Zimnoch na niewiele ponad minutę przed końcem trzeciej odsłony skosił Mateusza z nóg świetnym prawym sierpem, zmuszając Grzegorza Molendę do liczenia do ośmiu. Malujda dotrwał do gongu, a po przerwie ambitnie próbował odpowiadać. Trafił nawet w zwarciu krótkim lewym, lecz zainkasował też kolejny prawy za ucho, a ostatnią, dłuższą akcją Zimnoch znów lekko go naruszył.

W piątym starciu lekka przewaga szybszego Krzyśka się utrzymywała, tylko nie była już tak wyraźna jak chwilę wcześniej. Od początku szóstej rundy zwiększył więc tempo, znów znajdując miejsce dla swojego prawego sierpa nad zbyt nisko opuszczoną lewą rękawicą oponenta. Spychał Malujdę do defensywy, boksował z luzu i pół minuty przed końcem znów przewrócił mocny prawym sierpem. Mateusz zdołał się podnieść, lecz zanim udał się do swojego narożnika na zasłużony odpoczynek wcześniej zainkasował jeszcze lewy hak na wątrobę, po którym aż się skrzywił.

Czujący się już bardzo pewnie Krzysztof nie szukał na siłę nokautu, tylko konsekwentnie rozbijał coraz bardziej bezbronnego przeciwnika. Ten wytrzymał kolejne trzy minuty, a przed ostatnim starciem stojący w jego narożniku Wojciech Bartnik mobilizował go, by wykrzesał z siebie resztki sił i przeprowadził ostatni atak. Ale to Zimnoch wyraźnie dominował. W końcówce trzy razy z rzędu w krótkim okresie skarcił Mateusza prawym podbródkowym, poprawił prawym krzyżowym i nokdaun znów wisiał w powietrzu, lecz wrocławianin dzielnie dotrwał do końca.

Sędziowie nie mieli oczywiście wątpliwości, typując wygraną Zimnocha w rozmiarach 79:71, 80:71 i 80:70.