CIEŚLAK STRASZNIE POROZBIJAŁ MASZCZYKA

Redakcja, Informacja własna

2013-08-18

Krzysztof Cieślak (20-5, 6 KO) może nie jest wirtuozem boksu, ale zawsze gwarantuje niesamowite emocje i świetne widowisko. Nie inaczej było tym razem, gdy zdominował niepokonanego dotąd Łukasza Maszczyka (4-1, 3 KO).

Popularny "Skorpion" natychmiast rzucił się na rywala, który o dziwo zamiast boksować wdał się w otwartą wymianę z silniejszym Cieślakiem. Ten bardzo szybko wstrząsnął nim lewym sierpowym w okolice skroni i posłał na deski. Zanim zabrzmiał gong na przerwę pod Maszczykiem jeszcze dwukrotnie ugięły się nogi, najpierw po prawym, a za moment po lewym sierpowym. W drugiej rundzie "Angel" opanował już trochę sytuację, starał się odpowiadać z kontry, lecz oczywiście to wciąż Cieślak dyktował warunki.

Były ćwierćfinalista olimpijski miał bardzo dobrą pierwszą minutę trzeciej odsłony, jednak nadział się na kolejny lewy sierp, Krzysiek poprawił jeszcze krótkim prawym, czym posłał rywala już po raz drugi na matę ringu. Łukasz pomimo kryzysu znów zdołał dotrwać do zbawiennego gongu. Czwartą odsłonę "Skorpion" rozpoczął od lawiny uderzeń na korpus, tak by obniżyć wysoko podniesione ręce Maszczyka. Pół minuty przed końcem natomiast zachwiał nim świetnym prawym podbródkowym. Zwykle trochę szalony i zwariowany w swoim boksie Cieślak tym razem był zaskakująco konsekwentny, piekielnie mocno swoimi hakami obijał żebra oponenta i odbierał oddech.

Dobra praca nóg Łukasza zaowocowała w końcu wyrównanym szóstym starciem, kiedy "tańcząc" na wstecznym bił z dystansu prostymi z obu rąk. To tylko rozsierdziło Cieślaka, który rzucił się niczym tygrys do zranionej ofiary. Swoim prawym hakiem na korpus i potężnym prawym sierpem na głowę demolował defensywę rywala, aż w końcu pół minuty przed końcem trafił tak mocno prawym podbródkowym, że Maszczyk aż wyleciał poza liny. Pokazał jednak "jaja", powstał na osiem i dalej wymieniał bomby z rozpędzonym Krzyśkiem. W ostatniej, ósmej rundzie Maszczyk przyjął jeszcze kilkanaście potwornych haków na żebra, po jednym z lewych sierpów głowa odskoczyła mu niczym z katapulty, a równo z gongiem po kolejnym sierpie Cieślaka zawisł na linach, jednak nie dał się znokautować.

Sędziowie oczywiście nie mogli mieć wątpliwości, typując przewagę "Skorpiona" w stosunku - trochę niezrozumiałe 77:73 oraz 78:73 i chyba najbardziej oddające rzeczywistość 78:71 Grzegorza Molendy.