ZAPOMNIANY MISTRZ - SAM LANGFORD

Wojciech Czuba, Boxing Heroes and Champions

2013-08-18

Sam Langford (179-30-40, 128 KO) miał tylko 171 cm wzrostu, mały zasięg ramion i ważył w okolicach 80-85 kg, ale to nie przeszkodziło mu stać się jednym z najlepszych pięściarzy, jacy kiedykolwiek chodzili po ziemi. Ten noszący przydomek "Boston Tar Baby" zawodnik nigdy nie dbał o to z kim walczy, gdzie i za ile. Nie bał się nikogo, a tych którzy nieopatrznie stanęli mu na drodze, demolował z siłą żywiołu. Niestety niesławna bariera rasowa, jaka panowała w latach jego kariery, spowodowała, że mimo starań nigdy nie było mu dane wywalczyć mistrzostwa świata wszechwag, a słynący z potężnego uderzenia Sam stał się najbardziej unikanym przez białych bokserem.

Urodził się 4 marca 1883 roku w mieście Weymouth w Kanadzie, ale bardzo szybko przeniósł się do Ameryki, gdzie w 1902 roku na ringu w Bostonie miał swój profesjonalny debiut. Zaczynał od wagi piórkowej, następnie półśredniej, średniej i półciężkiej, w której czół się najlepiej. Bardzo szybko jednak zaczął toczyć boje z zawodnikami dywizji ciężkiej, którzy zazwyczaj przewyższali go o wiele centymetrów i byli ciężsi o kilka- kilkadziesiąt kilogramów. Ten nieprawdopodobnie silny fizycznie, ale także świetny technicznie pięściarz rozbijał w pył takie ówczesne gwiazdy jak chociażby Jim "Fireman" Flynn (47-41-18, 38 KO), Gunboat Smith (52-28-10, 38 KO), czy "Czarna Pantera" Harry Wills (68-9-3, 54 KO).

W 1906 roku, mając 23 lata, stanął naprzeciw legendarnego Jacka Johnsona (54-11-8, 36 KO), ale wyższy, sporo cięższy i o wiele bardziej doświadczony "Galveston Giant" w ciągu 15 rund sprawił mu tęgie lanie. Co ciekawe, kiedy nieco później Langford znalazł się u szczytu możliwości i szalał na ringach Ameryki, Johnson wyraźnie unikał rewanżu twierdząc, że "nigdy więcej nie wejdzie do ringu z tym małym diabłem". Tymczasem bojowy mieszkaniec Bostonu nie próżnował i konfrontował swoje umiejętności z najlepszymi czarnoskórymi bokserami. Często z niektórymi ścierał się po kilka, a nawet kilkanaście razy, jak chociażby ze świetnym Samem MacVea (65-16-12, 47 KO), Joe Janettem (113-22-14, 68 KO), czy wspomnianym wyżej doskonałym Willsem, z którym walczył aż 17 razy!

W 1910 roku doprowadzono do towarzyskiego sześciorundowego meczu Langforda z innym niesamowitym bombardierem, tyle że siejącym pogrom w wadze średniej, naszym Stanleyem Ketchelem (51-4-4, 48 KO). Polski "Zabójca z Michigan", mimo że był to pokazowy pojedynek, w swoim zwyczaju od samego początku wściekle natarł na większego rywala. Ten nie został mu dłużny i obydwaj walczyli jakby chodziło o mistrzowski tytuł albo o życie. Za minimalnie lepszego sędziowie uznali pięściarza z Bostonu, ale zgodnie stwierdzono, że obydwaj muszą spotkać się już w oficjalnym meczu. Nigdy jednak do niego nie doszło, albowiem kilka miesięcy później Ketchel został zamordowany.

Karierę Sama w 1920 roku zaczęła przerywać katarakta, która zaatakowała jego oczy i już wkrótce potrzebował pomocy, aby wejść do ringu. Mimo to nadal nokautował rywali i był szalenie niebezpieczny. W wieku 43 lat zawiesił w końcu rękawice na kołku i trafił do domu opieki dla ociemniałych. Mimo wielu sukcesów i ogromnej liczby walk zawodowych, nie był bogaty, zarabiając za swoje występy przysłowiowe grosze w porównaniu do białych bokserów. Na szczęście pomogli mu liczni przyjaciele i kibice, którzy zorganizowali zbiórkę pieniędzy, które pozwoliły temu wielkiemu mistrzowi na przyzwoite życie. Sam Langford zmarł 12 stycznia 1956 roku mając 73 lata.

W sumie Langford aż pięciokrotnie zdobywał tytuł Mistrza Świata Kolorowych. We wszystkich zestawieniach ekspertów zajmuje wysokie miejsca na listach najwspanialszych pięściarzy wszechczasów i uważany jest z jednego z najsilniej bijących punczerów w historii. W 1990 roku w dowód uznania został wybrany do International Boxing Hall of Fame.