PROKSA PRZEGRAŁ PO ZACIĘTEJ I TAKTYCZNEJ WALCE Z SEGIO MORĄ

Redakcja, Informacja własna

2013-06-29

Już przed spotkaniem pomiędzy Grzegorzem Proksą (29-3, 21 KO) a Sergio Morą (24-3-2, 7 KO) wiadomo było, że lepszy z tej dwójki znacząco przybliży się do walki o tytuł mistrza świata wagi średniej. Stawka więc była ogromna, o czym świadczyły przygotowania Polaka i blisko sto rund sparingów. Znany analityk stacji ESPN, która pokazywała to wydarzenie na żywo w USA zwracał uwagę na pracę nóg. Bo jego zdaniem właśnie nogi miały mieć decydujące znaczenie.

Amerykanin od pierwszego gongu skoncentrował się na bezpośrednim prawym prostym, natomiast Grzesiek w swoim stylu z doskoku polował na mocne uderzenie lewą ręką. Pierwsze trzy minuty należały nieznacznie na korzyść rywala, który lepiej wyczuwał dystans. Dlatego zaraz po przerwie Proksa zaczął więcej bić na korpus. To przyniosło spodziewane efekty, a naszemu rodakowi otworzyło przy okazji drogę do zadawania swoich sierpów. Agresywniejszy i aktywniejszy Polak dobrze również zaczął trzecią rundę, łapiąc swój rytm i skutecznie unikając akcji rywala. Dziesięć sekund przed przerwą trafił bezpośrednim lewym krzyżowym i podkreślił swoją przewagę. W czwartym starciu Sergio sam przeszedł do ofensywy i wszystko się wyrównało. Obaj trafili po kilka razy na górę, co zapowiadało jeszcze większe emocje.

Na początku piątej rundy Proksa na moment się zagapił, za co rywal skarcił go dwoma soczystymi ciosami z prawej ręki. Polak rzucił się do odrabiania strat, lecz lepsze wrażenie pozostawił po sobie tym razem "Latynoski Wąż". Kolejna odsłona znów była niezwykle zażarta i wyrównana, a sędziowie mieli trudny orzech do zgryzienia. Nieoczekiwanie na początku siódmego starcia Mora przeszedł do ataku w półdystansie i na moment nawet przyparł naszego pięściarza do lin, ale ten szybko wyszedł z nich i za moment odpowiedział lewym sierpowym. W ósmym starciu Amerykanin uderzył po komendzie stop i po wznowieniu walki na moment zaiskrzyło pomiędzy zawodnikami. Po krótkiej wymianie obaj jednak wrócili do swoich stylów i "szachowali się" nawzajem pracą nóg oraz balansem tułowia. W przedostatniej odsłonie Mora konsekwentnie boksował z daleka lewym prostym, natomiast Proksa polował na bombę z doskoku. O wszystkim miały więc zadecydować ostatnie trzy minuty. Lepiej zaczął je dawny champion niższej kategorii, trafiając prawym krzyżowym, lecz Grzegorz ostro finiszował. Dużo ciosów przestrzelił, ale przejął inicjatywę przy linach. W ostatniej akcji włożył wszystkie siły w lewy sierpowy. Mora sprytnie jednak się uchylił, a Polak z rozpędu aż się przewrócił. Kiedy zabrzmiał gong kończący potyczkę, obaj podnieśli rękę w górę na znak zwycięstwa. Teddy Atlas dał Proksie tylko trzy rundy, a sędziowie punktowali odpowiednio 96:94, 96:94 i 98:92 - niestety na korzyść Mory.