MICHALCZEWSKI: DUŻY SZACUNEK, KRZYSIU!

Redakcja, eurosport.onet.pl

2013-06-26

Przed walką Krzysztofa Włodarczyka z Rachimem Czakijewem mówiłem, że jeśli nasz bokser wygra, będzie wielki. I rzeczywiście, "Diablo" pokazał, że ma ogromne jaja i ze jest wielkim bokserem – pisze w cotygodniowym felietonie w "Fakcie" Dariusz Michalczewski.

Dlaczego tak bardzo obawiałem sie tej potyczki? Czakijew to mistrz olimpijski. Nie przegrał wcześniej żadnej walki na zawodowych ringach. I walczył u siebie. W Moskwie. Dlatego też był zdecydowanym faworytem u bukmacherów. Początek pojedynku to wizyta "Diablo" w piekle. Czakijew rzucił się do takiego ataku, jakby chciał zakończyć nokautem tę potyczkę w pierwszej rundzie. Taki jego styl walki. Tylko dlaczego nie zwolnił, gdy widział, że te akcje nie zachwiały naszym pięściarzem? Dalej naparzał i tracił energię w szybkim tempie. Nie mogłem się nadziwić, co on robi. Jeśli chodzi o taktykę, Rosjanin boksował jak najgorszy głupek. Za to Krzysiek zachował się jak na prawdziwego mistrza przystało. Przeczekał nawałnicę i zrobił swoje - kontynuuje ''Tiger''.

Ta walka pokazała jaka jest różnica między boksem amatorskim i zawodowym. Co z tego, że Czakijew potrafi wszystko w pierwszych rundach, jeśli nie ma zdrowia na dwanaście rund. Co ja mówię? On był jak dętka już po piątym starciu. Inna sprawa, że "Diablo" mu w tym pomógł. Ma chłopak kowadło w łapie. Pierwszy sierp, po którym padł Czakijew, był króciutki, ale wybił boks z głowy Rosjaninowi. Kolejne dokonały dzieła zniszczenia - dodaje były mistrz świata.

Duże brawa dla Krzyśka za ten pojedynek. Pokazał, że jest wielkim mistrzem. Styl w jakim zwyciężył przysporzył mu nowych fanów. Wygrać w Rosji z mistrzem olimpijskim, nawet jeśli ten walczył głupio, to nie byle co. Chciałbym, żeby wszyscy nasi pięściarze mieli taki charakter i byli tak waleczni jak Włodarczyk. Nieprzypadkowo jest mistrzem świata. Po raz kolejny obronił pas i myślę, że dokona tego jeszcze nie jeden raz. Rozwija się, boksuje coraz lepiej i niestraszne mu pojedynki na wyjazdach. Duży szacunek, Krzysiu! – kończy Michalczewski.