WŁODARCZYK A CZOŁÓWKA WAGI CRUISER

Leszek Dudek, Opracowanie własne

2013-06-24

Wynik walki pomiędzy Krzysztofem Włodarczykiem (48-2-1, 34 KO) a Rachimem Czakijewem (16-1, 12 KO) zaskoczył nie tylko część kibiców, ale także wielu ludzi związanych ze sportem, ja jednak dobrze pamiętałem słowa redaktora naczelnego, który dokładnie przewidział przebieg pojedynku i założył się nawet z kilkoma osobami, że "Diablo" przetrwa kilka kryzysowych momentów w pierwszych sześciu odsłonach, by później przechylić szalę na swoją stronę i wygrać w okolicach ósmej rundy.

Wyjazdowa wygrana nad niepokonanym bokserem, w dodatku faworytem bukmacherów i mistrzem olimpijskim wysoko wywindowała akcje Włodarczyka na bokserskiej giełdzie. Krzysztof po raz kolejny udowodnił, że nie jest przypadkowym championem i każdy w limicie 200 funtów musi się z nim liczyć. To dobry moment, by dokonać pewnej analizy jego obecnej wartości. Gdzie plasuje się "Diablo" w mocno obsadzonej kategorii junior ciężkiej? Czy należy zaliczać go do absolutniej czołówki, czy jest raczej jednym z 6-10 równorzędnych, bardzo mocnych pięściarzy, którzy mają określone wady i potrafią wygrywać jedynie z pewnym rodzajem przeciwników?

Utarło się, że Włodarczyk jest bokserem chimerycznym, który jednak motywuje się podczas wyjazdów i świetnie walczy na terenie przeciwnika. Ja się z tym nie zgadzam. W ostatnich latach Krzysiek stoczył trzy pojedynki wyjazdowe. We Włoszech zaprezentował się bardzo przeciętnie w starciu z wiekowym Fragomenim, którego następnie rozbił w rewanżu w Polsce. Potem był wylot do dalekiej Australii, gdzie przez 10 rund podstarzały super średni Danny Green "Machine", który nigdy nie słynął z niezwykłych umiejętności bokserskich, obijał dobrze broniącego się "Diablo", nim ten przełamał zmęczonego weterana w jedenastej rundzie. Wreszcie w ubiegły weekend ograniczony i bezmyślny, jeśli chodzi o założenia taktyczne byczek również wygrywał z polskim mistrzem rundę za rundą do czasu, kiedy zabrakło mu sił, a Włodarczyk mógł zaryzykować i nieco się otworzyć. W Polsce każda z tych walk wyglądałby podobnie, a być może Krzysztof szybciej roztrzygnąłby je na swoją korzyść.

DRAMAT KONTROLOWANY

Jak będzie wyglądał rewanż z Czakijewem, jeśli obóz Ingusza wykorzysta klauzulę z kontraktu na pierwszy pojedynek? Teoretycznie zależy to od Rachima, a w praktyce odpowiedź jest wszystkim doskonale znana. Jeżeli Czakijew nadal będzie robił wszystko po swojemu, ignorując taktykę ustalaną przez trenera oraz wszelkie uwagi i dobre rady, walka znów będzie dramatyczna i pełna zwrotów akcji. Jeśli za drugim razem mistrz olimpijski z Pekinu znów nie zdoła skończyć rywala w pierwszych pięciu odsłonach, to z całą pewnością po raz kolejny zostanie przełamany. Czy stać go na poprawienie czegokolwiek i próbę rozłożenia sił? Dotychczas żaden jego występ nie pokazał, że 30-letni mańkut uczy się na swoich błędach. Czakijew "puchł" w walkach z Kotłobajem i Taylorem, więc dla wszystkich tych, którzy widzieli te potyczki, jasne było, że znacznie mocniejszy i szczelniejszy w obronie "Diablo" musi w końcu wciągnąć go na swój firmowy cios. Tak stało się ostatnio i tak pewnie stanie się za kilka miesięcy...

Również Marco Huck (36-2-1, 25 KO) może mieć ogromne problemy z Włodarczykiem, jeżeli będzie chciał się z nim bić. "Diablo" ma dwa wyróżniające się atuty - pierwszym jest doskonała garda, a drugim potężne uderzenie. O szczęce trudno się wypowiadać, ale chyba bezpieczne będzie stwierdzenie, że jest przeciętna (pamiętamy piątą rundę z małym Greenem). Tylko co z tego, skoro tak trudno się do niej dobrać... Dobrze przygotowany i ułożony taktycznie "Kapitan" Huck jest niewygodnym przeciwnikiem, o czym ostatnio przekonał się lepszy boksersko, ale źle ustawiony Afolabi. Jeżeli silniejszy fizycznie i chyba jeszcze mocniej bijący mistrz WBO spróbuje rozwiązać walkę z "Diablo" boksując, nasz rodak może przegrać prawie wszystkie rundy. Jeśli jednak Marco zaufa swej zwierzęcej sile i postara się stłamsić Włodarczyka, musi liczyć na to, że starczy mu sił i tlenu w płucach. Tutaj walka może wyglądać podobnie do Czakijew-Włodarczyk. Zmęczony Huck opuści ręce w drugiej połowie batalii i wtedy Krzysiek powinien naruszyć go lewym sierpem, a następnie wykończyć około dziesiątej rundy, oczywiście przegrywając wysoko na punkty u wszystkich sędziów.

Aleksander Aleksiejew (24-2-1, 20 KO) również jest stworzony dla Włodarczyka. Rosjanin walczy co prawda z odwrotnej pozycji i jest lepszy boksersko, ale ma braki kondycyjne, słabą szczękę i przede wszystkim brakuje mu jaj. Aleksiejew nie jest twardzielem i można go złamać. Jestem przekonany, że "Diablo" uczyniłby to stosunko szybko. Może nie w drugiej rundzie jak Denis Lebiediew, ale skoro wystarczy jeden czysty cios, by odebrać Saszy wiarę w zwycięstwo i chęć do walki, to już po 3-4 starciach Włodarczyk powinien polować i iść po swoje.

NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY?

Są też w czołówce tacy bokserzy, których "Diablo" powinien unikać. Wie o tym doskonale jego promotor, który wykonuje świetnie swą pracę i nie wypuszcza najlepszego zawodnika Knockout Promotions do walk z niewygodnymi rywalami.

Yoan Pablo Hernandez (27-1, 13 KO) to świetnie wyszkolony mańkut z podejrzaną szczęką, mocnym ciosem i skłonnością do lekceważenia przygotowań oraz przeciwników. Przyjmijmy jednak, że do unifikacji z Włodarczykiem mistrz IBF wyszedłby gotowy na 100%. Nie wiem, jak "Diablo" miałby odnaleźć drogę do szczęki znacznie szybszego, lepiej ruszającego się Kubańczyka. Gdyby ten nie popełnił karygodnego błędu, mógłby Polaka ograć do jednej bramki.

Szalony Guillermo Jones (39-3-2, 31 KO) to także fatalny match-making. "El Felino" może mieć 41 lat i walczyć cztery razy w ciągu pięciu lat, ale każdy z jego ostatnich występów zakończył się wygraną przed czasem, a przecież aż trzy miały miejsce na terenie przeciwnika. W wadze junior ciężkiej Jones ma tytanową szczękę i w brutalnej wojnie toczonej na środku ringu przełamał takiego kozaka jak Denis Lebiediew. Skoro rosyjski komandos nie mógł zranić panamskiego zadymiarza swoimi bombami, to pewnie nie zrobi tego również Włodarczyk. Mistrza federacji WBA może pokonać tylko czas lub ułożony bokser ze świetną pracą nóg. Czyli nie "Diablo"...

Kolejny na liście jest Denis Lebiediew (25-2, 19 KO), bokser zaskakująco podobny do Włodarczyka. Obydwaj mają skłonność do obrywania w pierwszej fazie walki, każdy z nich lubi też kontrować i bije mocno z obydwu rąk. Rosjanin jest jednak mańkutem, lepiej się porusza i jest bardziej agresywny. Sądzę, że wynik jego pojedynku z Włodarczykiem byłby sprawą otwartą, ale w roli faworyta (60-40) widzę Denisa.

Również Ola Afolabi (19-3-4, 9 KO) jest bokserem, którego "Diablo" powinien unikać. Mieszkający w Los Angeles Brytyjczyk to talent czystej wody, niestety lubiący suto zakrapiane imprezy i kobiety, przez co nigdy możemy nie poznać jego prawdziwej wartości. Podobno do ostatniej walki przygotował się najlepiej w karierze, ale założenia taktyczne Fritza Sdunka nie współgrały z naturalnym luzem, jaki "Kryptonite" pokazywał w najlepszych występach. Wbrew temu, co sugeruje jego rekord, Ola ma bardzo mocny cios. Do tego dochodzi świetny balans, precyzyjne kontry i punkt X, czyli element zaskoczenia, bo kto jak kto, ale Afolabi potrafi zaskakiwać. Spytajcie Enzo.

Jest jeszcze jeden pięściarz, który stylowo nie będzie pasował naszemu jedynemu mistrzowi. Posiadacz pasa EBU ma wszystko, by ograć Krzysztofa do jednej bramki. Jestem wyznawcą tezy, że Mateusz Masternak (30-0, 22 KO) mógłby dzięki swej aktywności wypunktować "Diablo" 120-108. Słyszałem opinie wielu cenionych dziennikarzy, którzy są zdania, że w tej walce mogą być tylko dwa wyniki - "Master" na punkty lub Włodarczyk przez nokaut, a szanse układają się 50-50. Dla mnie to wystarczy. Na ten moment jest to najbardziej intrygujące starcie w polskim boksie, oby odbyło się w 2014 roku.

Choć nie od dziś szukam odpowiedzi na pytanie, ile naprawdę wart jest Krzysztof Włodarczyk, nie potrafię jej jednoznacznie udzielić. Nasz "Diablo" ma swoje wady i zalety, podobnie zresztą jak pozostali pięściarze ze ścisłego topu kategorii cruiser. Z całą pewnością Włodarczyk nie jest z nich najlepszy i daleko mu do klasy, jaką prezentowali w limicie 200 funtów David Haye, a potem Tomek Adamek. Bez wątpienia Krzysiek zalicza się jednak do absolutnej czołówki i udowodnił już, że należy nazywać go prawdziwym mistrzem. Jeśli nie za umiejętności, to za serce do walki i rzadką umiejętność odnajdywania drogi do zwycięstwa.