MASZCZYK: ZAWODNICY NISKICH KATEGORII TEŻ MOGĄ DOSTARCZAĆ WIELKICH EMOCJI

Adam Jarecki, Informacja własna

2013-06-02

W sierpniu zeszłego roku na gali grupy Babilon Promotion udanie na ringu profesjonalnym zadebiutował jeden z najbardziej doświadczonych polskich amatorów, Łukasz Maszczyk (4-0, 3 KO). "Angel" dotychczas zaliczył cztery zwycięskie występy, z czego trzy wygrał przed czasem. Z polskim pięściarzem grupy DEM'a Promotion rozmawialiśmy o niedoszłej walce z Ryanem Walshem (15-0-1, 7 KO), potencjalnym starciu z Krzysztofem Cieślakiem (19-5, 6 KO) i nie tylko. Zapraszamy do lektury.

- Ostatni raz widzieliśmy Cię w ringu w marcu na gali w Częstochowie. Zacznijmy od tego, w jakiej jesteś dyspozycji.
ŁM:
Trochę odpocząłem i wróciłem na sale. Pojawiło się parę ciekawych propozycji, więc musiałem być w formie startowej. Jestem w mocnym treningu i chcę to podtrzymać.

- W mediach pojawiła się informacja o potencjalnym starciu z Ryanem Walshem. Na czym stanęły negocjacje?
ŁM:
Propozycja przyszła z Wysp i po krótkich rozmowach postanowiliśmy ją przyjąć. Byłem w dobrej formie, walka miała odbyć się w wadze super koguciej. Bardzo odpowiadał mi limit wagowy, bo wywodzę się z najniższych kategorii. Niestety po pewnym czasie otrzymaliśmy informacje o rezygnacji jego obozu z walki. Chyba się mnie obawiali.

- Na gali w Legionowie Krzysztof Cieślak dał wraz z Arielem Krasnopolskim niesamowitą wojnę ringową. Oglądałeś pojedynek? Możesz go ocenić? Podobno wyzwałeś wcześniej "Skorpiona" na pojedynek.
ŁM:
To był kawał dobrego boksu. Obaj dali kibicom wielkie emocje. Boks zawodowy na tym polega - kibice chcą nokdaunów, zwrotów akcji, szybkiego tempa. Oglądałem walkę z pod ringu i byłem pod wrażeniem. Wcześniej zaproponowaliśmy Krzysztofowi walkę ze mną i jego obóz był zainteresowany. Mieliśmy spotkać się już w Ostródzie (na gali Babilon Promotion 29 czerwca - przyp.red.), jednak ostatecznie do walki nie dojdzie. Ciężko o klasowego zawodnika z zagranicy, przeważnie mają oni wygórowane wymagania, skupiamy się zatem na kimś z polskiego podwórka. Pojedynek ze "Skorpionem" może się odbyć, jednak problemem będzie limit wagowy. Wszystko w rękach promotorów. Jednym z rozwiązań jest walka na gali w Międzyzdrojach.

- Polscy promotorzy bokserscy przez długi czas nie decydowali się na podpisywanie kontraktów z zawodnikami niższych kategorii. W tej kwestii ostatnio wiele się zmieniło. Twoim zdaniem - co było powodem "przełamania" się polskich promotorów?
ŁM:
Chyba zauważyli, że również możemy dać dużo emocji. Przed chwilą rozmawialiśmy o walce Cieślak - Krasnopolski. Ona pokazała, co potrafią pięściarze niższych dywizji. Kibice też z czasem to zauważą i zaczną doceniać niższe wagi.

- Wielu doświadczonych polskich amatorów zbyt późno przeszło na boks profesjonalny, do tego grona należysz również Ty. Czy wcześniej nie było propozycji ze strony grup zawodowych?
ŁM:
Oczywiście, że były. Byłem jednak mocno związany z kadrą. Miałem umowy, zobowiązania... Moim marzeniem było też zdobycie medalu na Igrzyskach, jednak nie udało się. Postanowiłem spróbować sił w boksie zawodowym. Teraz trzeba dać z siebie wszystko, a nie oglądać się za siebie.

- W boksie amatorskim konkurowałeś w najniższych kategoriach, docelową była ta do 49 kilogramów. Jak czujesz się w nowej wadze?
ŁM:
Sporo pracowałem na siłowni i czuję się silniejszy. Musiałem podjąć decyzję wraz z promotorem odnośnie limitu, w którym będę występował. Najniższe kategorie nie są atrakcyjne, więc wybraliśmy piórkową. Myślę, że to dobry krok.

- Ile razy zobaczymy jeszcze Łukasza Maszczyka na ringu w tym roku?
ŁM:
Być może Wieliczka, Międzyzdroje... Jeśli zdrowie dopisze powinienem się w ringu pokazać cztery razy. Emocji z pewnością nie zabraknie.

- Dziękuję za wywiad.
ŁM:
Dziękuję i pozdrawiam wszystkich kibiców.

Rozmawiał: Adam Jarecki