WASILEWSKI - BABILOŃSKI JAK KOHL - SAUERLAND?

Tomasz Ratajczak, Opinia własna

2013-05-26

Minął tydzień od gali Babilon Promotion w Legionowie, przyjętej z entuzjazmem przez kibiców i środowisko bokserskie w Polsce. Opadły już emocje i nadchodzi czas na właściwe podsumowanie imprezy, która być może okaże się przełomowym wydarzeniem w krótkiej historii zawodowego boksu w Polsce (jeśli nie liczyć skromnych początków w okresie międzywojennym). Rzeczywiście debiut grupy Tomasza Babilońskiego na antenie telewizji Polsat wypadł bardzo efektownie i wyrasta nam drugi obok Andrzeja Wasilewskiego poważny polski promotor. Nie włączam do tych porównań Mariusza Kołodzieja, gdyż to gracz zupełnie innego formatu, działający z powodzeniem na potężnym rynku amerykańskim, choć do jego osoby będzie trzeba jeszcze powrócić w kontekście oceny bieżącej działalności Babilońskiego.

Obecnie bez wsparcia dużej stacji telewizyjnej, nie jest możliwe prowadzenie znaczącej grupy zawodowej, o czym przekonał się niedawno Andrzej Gmitruk, który jako najlepszy polski trener skoncentrował się przede wszystkim na tej aktywności, sprawy promotorskie z dobrym skutkiem cedując na swoich niemieckich partnerów z potężnego teamu Sauerland. Rosnący zastęp mniejszych polskich promotorów, takich jak Dariusz Snarski, Irosław Butowicz czy Krystian Cieśnik, pozbawionych wsparcia telewizji lub dużych sponsorów, poza organizacją lokalnych i zwykle niezbyt dochodowych gal, nie ma wyjścia i wysyła swoich zawodników za granicę, na lepiej płatne walki z tamtejszymi faworytami. Zresztą w ten sposób można zbudować naprawdę przyzwoitą jakość i umożliwić zawodnikom, którzy nigdy nie osiągną pięściarskiego topu niezły zarobek oraz uczestnictwo w imprezach naprawdę światowej rangi, czego przykładem choćby najbliższa walka zawodnika Snarskiego na wielkiej gali w Montrealu z ulubieńcem miejscowej publiczności. Ale taki model działalności ma swoje poważne ograniczenia, z których zresztą sami zainteresowani zdają sobie doskonale sprawę. Ambicje Tomasza Babilońskiego sięgały jednak dalej, a przede wszystkim na starcie sprzyjały mu okoliczności.

Z pewnością istotnym wsparciem dla założyciela Babilon Promotion była w początkowym okresie współpraca z hegemonem polskiej sceny bokserskiej, Andrzejem Wasilewskim. Jednak każdy kij ma dwa końce i zyskując wiele w tej relacji, z drugiej strony Babiloński popadał w zależność od silniejszego partnera oraz przejmował niektóre negatywne elementy jego polityki promotorskiej, co w efekcie prowadziło do błędów, krytykowanych w przeszłości przez kibiców. Ja również kilka lat temu napisałem krytyczny artykuł na temat kierunku, w jakim zmierzał wówczas Babiloński, coraz bardziej przypominający swojego kontrowersyjnego partnera w interesach. Tym bardziej teraz, z perspektywy kilku lat, korzystając z okoliczności debiutu na antenie Polsatu, chciałbym oddać mu sprawiedliwość i docenić ogromną pozytywną zmianę jaka dokonała się nie tylko w medialnym wizerunku grupy Babilon Promotion, ale również w realnych działaniach jej promotora.

Do pewnego etapu rozwój grupy Babilońskiego możliwy był dzięki współpracy z telewizją Canal+ Sport, ale w Polsce karty w tym biznesie rozdaje Polsat, a dopiero od niedawna wyrasta mu nieśmiało skromna na razie konkurencja w postaci telewizji Orange Sport. Dlatego Babiloński postanowił zagrać o najwyższą stawkę i zainteresować swoim projektem Mariana Kmitę, obecnie prawdziwego dona w świecie bossów polskiego boksu zawodowego. Z jednej strony trafił na dobry moment, gdyż wobec pogarszającej się jakości produktu oferowanego przez grupę Andrzeja Wasilewskiego, Polsat postawił na to, co w świecie biznesu sprawdza się najlepiej – twardą konkurencję. Na antenie tej stacji zaczęto transmitować imprezy innych polskich promotorów, ale to właśnie Babiloński osiągnął najwięcej. Dlaczego? Gdyż przygotował najciekawszą ofertę. Wykorzystał model sprawdzony już na galach z cyklu Polsat Boxing Night, konfrontując polskich pięściarzy, zdecydowanie poprawił stronę organizacyjną, od efektów wizualnych na pracy sędziów punktowych kończąc (dobrych sędziów ringowych możemy niestety policzyć w Polsce na palcach jednej ręki bez kciuka…), a także zaproponował rozwiązania niestandardowe, takie jak gala nad brzegiem morza lub w kopalni soli. Wykazał się również zdrowym zmysłem przedsiębiorcy, który wie, że aby dobrze sprzedać swój produkt należy dotrzeć z nim do odbiorcy, więc schował urazy do kieszeni i w odróżnieniu od Wasilewskiego otworzył się ponownie na współpracę z największym polskim serwisem bokserskim, z którym wcześniej był w poważnym konflikcie, tworząc nawet konkurencyjną stronę internetową. Dzięki temu informacje o jego coraz bardziej udanej działalności docierają do znacznie szerszej grupy odbiorców, pozytywnie kształtując wizerunek medialny. Wiedząc jednak, że promocji boksu nie można opierać wyłącznie na wąskim gronie kilku tysięcy rasowych kibiców oraz kilkunastu redaktorach internetowych serwisów, Babiloński postawił także na gwiazdy, które miały przyciągać uwagę szerszego grona publiczności. I tak na jego galach mogliśmy zobaczyć już Lennoxa Lewisa, który z powodzeniem zastąpił niesłownego Mike’a Tysona, Olivera McCalla, który pokazał, że stary człowiek i może, a niebawem być może na imprezie Babilon Promotion wystąpi Evander Holyfield lub Antonio Tarver. Czytelnicy bokser.org będą narzekali, że to weterani, ale przecież nie wyłącznie o poziom sportowy chodzi, a poza tym można ich obecność wykorzystać nie tylko w ringu, czego przykładem Lewis, a i o poziom nie trzeba się zanadto martwić, co udowodnił McCall.

Wracając do wspomnianej na początku gali w Legionowie, była to pierwsza od dawna impreza bokserska w Polsce, która w gruncie rzeczy zasłużyła na same pochwały. Nie będę w tym momencie wałkował tego, co w serwisach internetowych oraz na antenie Polsatu powtarzano już dziesiątki razy w ciągu minionego tygodnia – dramatyczne walki, wspaniała oprawa, pełen profesjonalizm widowiska na najwyższym poziomie. To wszystko prawda, a Tomasz Babiloński może zasłużenie napawać się teraz swoimi chwilami chwały. Ja chciałbym zwrócić uwagę na kilka innych elementów. Po pierwsze szef Babilon Promotion wykazał się naprawdę dużą ambicją i determinacją, gdyż zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Teraz każda tylko nieco słabsza gala może stać się przedmiotem krytyki kibiców, których łaska jak wiadomo jeździ na bardzo pstrym koniu. A przecież nie na każdą imprezę będzie można ściągnąć gwiazdę z USA, nawet przy finansowym wsparciu Polsatu. Jak z tym wyzwaniem zamierza sobie poradzić, Babiloński odpowiada galą w Ostródzie.

Z jednej strony nie zrezygnował ze sportowych ambicji wyłącznie na rzecz widowiska, zapewniając Pawłowi Głażewskiemu walkę z anonimowym co prawda Francuzem, jednak dającą możliwość zdobycia tytułu, który może być przepustką do pojedynku o pas mistrza świata. Z drugiej strony Tomasz Babiloński sięgnął po sprawdzone już rozwiązania – bardzo ciekawy undercard, w którym walki Szota z Chudeckim czy Szeremety z Tebojewem mogą dorównać skalą dramaturgii pojedynkom z Legionowa, a także niebanalną lokalizację w nowym amfiteatrze pięknie położonym nad brzegiem urokliwego jeziora mazurskiego. Jeśli dodamy do tego termin – 29 czerwca o zachodzie słońca, możemy być pewni, że usatysfakcjonowani będą nie tylko prawdziwi miłośnicy boksu. Ale w tej układance jest jeszcze jeden bardzo ważny element, moim zdaniem kluczowy. Nazywa się Global Boxing.

Tomasz Babiloński podjął współpracę z Mariuszem Kołodziejem, która im obu przynosi spore korzyści. Partnerstwo rosnącej w siłę polsko-amerykańskiej grupy bokserskiej może w przyszłości pomóc Babilońskiemu w promocji jego najlepszych zawodników w USA. Kołodziej natomiast zyskuje możliwość pokazania swoich pięściarzy w ich rodzinnym kraju. Taką możliwość miał już wcześniej, gdyż współpracuje także z Wasilewskim, jednak ze względu na nienajlepszy poziom gal grupy Ulrich Knockout Promotion oraz dyskusyjny dobór rywali dla występujących na tych imprezach zawodników Global Boxing wydaje się, że opcja ściślejszej kooperacji z Babilon Promotion będzie dla Mariusza Kołodzieja rozwiązaniem bardziej atrakcyjnym. Także ze względu na większą otwartość Tomasza Babilońskiego umożliwi być może założycielowi Global Boxing realizację celu długofalowego, jakim może być poważniejsze i bardziej bezpośrednie wejście na polski rynek, czego zwiastunem jest coraz większy zaciąg polskich pięściarzy, umowy na współpromocję z Babilońskim oraz budowa gymu Global Boxing u Piotra Wilczewskiego w Dzierżoniowie. Dla Wasilewskiego takie rozwiązanie byłoby żywotnym zagrożeniem jego interesów, natomiast Babiloński wydaje się gotowy na takie rozwiązanie. Tym samym robi krok do przodu. I tu dochodzę do konkluzji.

Póki co Tomasz Babiloński nie wypracował jeszcze pozycji, która pozwoliłaby mu na całkowitą niezależność od partnera, któremu sporo przecież zawdzięcza i współpromuje nawet kilku zawodników, czyli Andrzeja Wasilewskiego. Ale to się może niebawem zmienić. Taka kopromocja czasem jest ułatwieniem, ale jeszcze częściej bywa kulą u nogi, o czym szef Babilon Promotion przekonał się nie raz, gdy najbardziej obiecujący zawodnicy jego stajni byli brani pod skrzydła Knockout Promotion i pracowali głównie na tę drugą markę. Dlatego wzmocniony ostatnimi sukcesami i wsparciem Polsatu być może zdecyduje się na ten ostatni krok ku pełnej samodzielności. Ma ku temu wszelkie potrzebne cechy – umiejętności organizacyjne, innowacyjne pomysły, a także bardzo cenne doświadczenie jako były zawodnik i trener, co pozwala mu jeszcze głębiej zrozumieć mechanizmy rządzące boksem. Jeśli mu się powiedzie, wtedy być może w Polsce zrealizuje się scenariusz bardzo podobny jak w Niemczech, gdzie jeszcze kilkanaście lat temu absolutnym władcą bokserskiego imperium był Klaus-Peter Kohl, a pogardzany i wykpiwany przez niego Wilfried Sauerland krył się zupełnie w jego cieniu, ze swoją nic nie znaczącą grupą. Był jednak ambitny, głodny sukcesu i z czasem wysadził starego wypalonego lisa z interesu, przejmując rolę hegemona wśród promotorów nie tylko w Niemczech. Czy zatem Tomasz Babiloński zostanie za kilka lat polskim Wilfriedem Sauerlandem? Obecnie jest to równanie ze zbyt dużą liczbą niewiadomych, aby można je prawidłowo rozwiązać, jednak już teraz możemy stwierdzić, że z partnera staje się konkurentem Wasilewskiego, a to powinno cieszyć wszystkich miłosników boksu w Polsce, gdyż nic tak dobrze nie wpłynie na rozwój naszej ukochanej dyscypliny sportu, jak konieczność twardej rywalizacji o uznanie wśród kibiców.