FROCH ZREWANŻOWAŁ SIĘ KESSLEROWI PO KOLEJNEJ WOJNIE

Redakcja, Informacja własna

2013-05-26

Aż 37 miesięcy musiał czekać Carl Froch (31-2, 22 KO) na rewanż ze swoim pierwszym pogromcą, Mikkelem Kesslerem (46-3, 35 KO). Doszło do niego dopiero teraz na ringu w Londynie i ponownie dostarczył wiele emocji.

Już w końcówce pierwszej odsłony rozpętała się "zadyma" i zapowiadało się, że drugi pojedynek będzie równie ciekawy i zażarty jak ten pierwszy. Ale już w połowie drugiej rundy reprezentant gospodarzy po zakroku skontrował Duńczyka pięknym prawym krzyżowym w okolice skroni. Ten cios zrobił na rywalu wyraźnie wrażenie i "Wiking" do gongu ograniczał się do klinczowania. Po przerwie sytuacja się już wyrównała, Kessler starał się bić dużo po dole, ale lepsze wrażenie wciąż pozostawiał Carl, który "szachował" swojego przeciwnika bardzo skutecznym lewym prostym. Dopiero w ostatniej minucie starcia numer cztery Mikkel złapał właściwy rytm i zaczął trafiać swoim długim lewym, lekko podbijając oponentowi lewe oko. Mikkel o mały włos nie dopiął swego w połowie piątej rundy. Wykorzystał moment zagapienia rywala i trafił ze skrętem tułowia potężnym prawym sierpowym. Pod "Kobrą" ugięły się nogi, ale po kilku sekundach kryzysu już sam groźnie odpowiadał.

W szóstym starciu Kessler przestrzelił prawym sierpem, jednak natychmiast poprawił lewym i znów bardzo mocno trafił Anglika. Ten widząc co się dzieje w końcówce powrócił do lewego prostego, jakim wcześniej ustawiał sobie Duńczyka.

Fantastyczna była odsłona siódma. W pierwszej minucie wyraźnie przeważał Kessler, w drugich 60. sekundach dominował Carl, a końcówka to obustronne bombardowanie z ciężkim nokautem gdzieś daleko w tle. Po krótkiej przerwie jeden i drugi powrócili do bombardowania w kolejnej odsłonie. Na twarzach obu lądowały ciężkie uderzenia, lecz nieznacznie precyzyjniejszy na tym etapie potyczki był Froch, który przetrwał wcześniejszy kryzys i wyraźnie złapał drugi oddech. Następne minuty to nadal mocne ciosy z obu stron, natomiast więcej tych prób podejmował Anglik, prawdopodobnie zyskując na tym odcinku przychylność sędziów. I gdy wydawało się, że powoli Froch przełamuje Mikkela, ten powrócił udanym dziesiątym starciem, kiedy wciągał przeciwnika w atak i kontrował go pojedynczymi sierpami, przy czym każdy z nich miał niszczycielską moc. O wszystkim miały zadecydować dwie ostatnie rundy.

Genialne widowisko trwało w najlepsze. Na minutę przed końcem jedenastego starcia Froch trafił prawym krzyżowym i poszedł za ciosem, lecz wtedy nadział się na kombinację prawy-lewy sierp. Pod Carlem po raz drugi tego wieczoru ugięły się nogi. Duńczyk przeprowadził kilkunastosekundowy szturm, jednak nie zdołał skończyć zranionej ofiary. W kończących walkę trzech minutach obaj postawili już wszystko na jedną kartę. Ostatnie sekundy należały do Frocha, jednak pewny zwycięstwa na pewno nie mógł być. Sędziowie punktowali 116:112, 115:113 i skandalicznie wysoko 118:110 na korzyść Frocha, który dopiął swego i zrewanżował się swojemu wielkiemu rywalowi za poprzednią porażkę.