CO DALEJ Z ANDRZEJEM WAWRZYKIEM?

Tomasz Ratajczak, Opinia własna

2013-05-18

Nie kopie się leżącego, ale z pewnością można zastanowić się nad jego przeszłością i tym, co może zrobić, aby podnieść się po porażce. Wczoraj potwierdziły się przypuszczenia wielu ekspertów oraz kibiców i Andrzej Wawrzyk (27-1, 13 KO) został szybko znokautowany przez regularnego mistrza świata WBA w wadze ciężkiej Aleksandra Powietkina (26-0, 18 KO). Potwierdziło się także coś, co w gruncie rzeczy stawia pod dużym znakiem zapytania dalszą karierę młodego polskiego pięściarza.

Od dawna było wiadomo, że Wawrzyk to sympatyczny i utalentowany chłopak, który ma niestety jedną zasadniczą wadę - zbyt niską odporność na ciosy. Widzieliśmy to w jego wcześniejszych walkach, szczególnie dramatycznie ujawniło się w pojedynku z Denisem Bachtowem, wspominał o tym również Janusz Pindera, opowiadając o znokautowaniu Wawrzyka podczas sparingu, po uderzeniu w dużej, treningowej rękawicy, zamortyzowanym ponadto kaskiem. We wczorajszej walce z Powietkinem Polak padał właściwie po każdym mocniejszym celnym ciosie Rosjanina.

Z taką odpornością Andrzej Wawrzyk nie ma szans w rywalizacji z szeroką czołówką wagi ciężkiej, co w gruncie rzeczy skłania do postawienia pytania o sens kontynuowania kariery. Niestety odporność na ciosy nie jest cechą, którą można w istotny sposób poprawić na treningu, ją po prostu się ma lub nie. Zatem nawet biorąc pod uwagę rzeczywiście młody wiek polskiego pięściarza trudno mieć nadzieję, że za dwa lub trzy lata, po kolejnych kilkunastu walkach z podrzędnymi przeciwnikami, będzie on gotów stoczyć wyrównany bój z kimś wysoko notowanym w rankingu, o walce mistrzowskiej nie wspominając. Kontynuowanie bokserskiej kariery może się skończyć dla tego chłopaka tragicznie. Aż strach pomyśleć, czym skończyłaby się dla niego zapowiada walka z Davidem Haye... Decyzja należy oczywiście do niego oraz jego sztabu, który moim zdaniem zbyt pochopnie zgodził się na pojedynek w Moskwie, nawet jeśli w grę wchodziły korzyści wizerunkowe (wątpliwe po tak druzgoczącej porażce) oraz finansowe (nie sądzę aby w puli były naprawdę wielkie pieniądze). Zdaję sobie sprawę, że rezygnacja z uprawiania boksu w tym wieku, po pierwszej porażce jest zapewne rozwiązaniem, którego Wawrzyk w ogóle nie bierze pod uwagę. A powinien, gdyż nawet poza ringiem można skutecznie działać w boksie, czerpiąc z tego satysfakcję i środki do życia, czego najlepszym przykładem jest bliski kolega Wawrzyka, do niedawna jeden z czołowych polskich "cruiserów" a obecnie dyrektor sportowy grupy UKP, Tomasz Hutkowski. Prawda bywa bolesna, ale o tym Wawrzyk wie z pewnością, skoro wytatuował sobie na piersi cytat z Seneki.