ZIMNOCH ZŁAPIE 'ATOMOWEGO BYKA' ZA ROGI?

Krzysztof Smajek, Orange Sport

2013-05-15

Krzysztof Zimnoch (14-0-1, 11 KO) może sporo zyskać na walce z Oliverem McCallem, ale także dużo ryzykuje. Z jednej strony może się nieźle wypromować na nazwisku Amerykanina, ale w przypadku porażki jego kariera ostro wyhamuje i zostanie mu już tylko załatwianie osobistych porachunków z Arturem Szpilką.

Podczas konferencji prasowej przed galą w Legionowie Oliver McCall powiedział, że Krzysztof Zimnoch jest "zielony" w profesjonalnym pięściarstwie. „Atomowy Byk” mógł sobie pozwolić na osobistą wycieczkę pod adresem Zimnocha, bo 15 pojedynków Polaka przy rekordzie McCalla (56-12, 38 KO) wygląda bardzo blado.

Gdy Amerykanin posyłał na deski Lennoxa Lewisa i odbierał mu pas mistrza świata federacji WBC, Krzysztof Zimnoch miał zaledwie 11 lat i po wieczorynce meldował się w łóżku. To było jednak już bardzo dawno temu. Z tamtego Olivera McCalla nie zostało już za wiele. Ząb czasu mocno go nadgryzł.

McCall to pięściarz z bardzo ciekawą przeszłością, ale bez przyszłości. „Atomowy Byk” w swojej ostatniej walce z Francesco Pianetą wyglądał fatalnie. Był ociężały, wolny i bardzo przewidywalny. Przegrał jednogłośnie na punkty, ale nie dał się znokautować. Ale to akurat nie powinno nikogo dziwić, bo „Atomowy Byk” w swojej karierze nigdy nie kończył walki na deskach.

Amerykanin do walki z Pianetą wyszedł bardzo zaniedbany - ważył wówczas ponad 120 kilogramów. Teraz podobno solidnie przygotowywał się do walki w Legionowie i jak twierdzi w ringu zobaczymy innego McCalla. Do tych zapowiedzi trzeba jednak podejść z pewnym dystansem, bo on czasami traci kontakt z rzeczywistością. Pierwszy przykład z brzegu: Amerykanin twierdzi, że bracia Kliczko wciąż są w jego zasięgu. Szkoda czasu i energii na komentowanie tych głupot.

Jednak Krzysztof Zimnoch w żadnym wypadku nie może zlekceważyć Amerykanina. Polak może sporo zyskać na walce z McCallem, ale także dużo ryzykuje. Z jednej strony – jego rywal wniesie między liny duże nazwisko, ale z drugiej – w przypadku porażki – kariera Zimnocha ostro wyhamuje. Bo kto będzie poważnie traktował boksera, który przegrał z weteranem ringu?

Zimnoch może się jednak nieźle wypromować, bo McCall ma spory potencjał marketingowy. Wreszcie na rozkładzie Polaka pojawi się rywal z dobrym, znanym nazwiskiem. Bo nie da się ukryć, że Zimnoch jest nie tylko „zielony”, ale poza granicami naszego kraju także dość anonimowy.

W Polsce nieźle wypromował go... Artur Szpilka. Bójka na konferencji prasowej przed galą w Ergo Arenie spowodowała, że walka Szpilka vs Zimnoch urosła do rangi jednej z najbardziej pożądanych walk na polskim podwórku. Podchody do tego pojedynku cały czas trwają, a każde słowo czy gest tylko podgrzewają i tak już podgrzaną do granic możliwości atmosferę.

Walka Zimnocha ze Szpilką odbędzie się i zapewne dobrze się sprzeda także w przypadku jego porażki z McCallem. O to akurat Zimnoch nie musi się martwić. Jednak zwycięstwo z „Atomowym Bykiem” może otworzyć mu drzwi do większej kariery, a zarazem definitywnie zamknąć je przed McCallem. Aby tak się stało, Zimnoch musi złapać byka za rogi.

Biorąc pod uwagę, że ten byk nie jest już taki atomowy jak kiedyś, nie powinno to być trudnym zadaniem. Ale - teraz powieje banałem - w wadze ciężkiej wszystko może się zdarzyć. No może nie wszystko, bo do walki Kliczko vs McCall nigdy nie dojdzie. Nawet jak „Atomowy Byk” rozprawi się z Zimnochem. Ale czy ktoś wierzy w taki scenariusz?

Krzysztof Smajek >> Orange Sport